wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 26

Rozdział 26

Z perspektywy Rikera:
- Ross już wyszedł? - Spytałem się rodziny, była godzina 11 i dopiero teraz zauważyłem brak młodego... Postanowiłem pójść też poznać okolicę. - Ja też wychodzę. - Rzuciłem i wziąłem swoją czarną skórzaną kurtkę. Szedłem przed siebie, nie znałem okolicy więc włączyłem mapę na telefonie i oznaczyłem sobie drogę powrotną do domu... Chodziłem w te i we wte, byłem w parku, kilku muzeach i jeszcze na jakiejś plaży... Do hotelu wróciłem około godziny 20. - Hej rodzinka!  - Powiedziałem, wszyscy mi odpowiedzieli... wszyscy prócz Rossa. - Tego głupka ciągle nie ma? - Spytałem, oni nawet nie zauważyli.
- Co? - Zdziwiła się Delly odrywając się od telewizora. - Jak to go nie ma!
- A mogłem siedzieć cicho... Zadzwoń do niego. - Rydel wyciągnęła telefon i wykręcała numer do młodego... wtedy jak na zawołanie ten zadzwonił do siostry.
- Ten człowiek mnie przeraża. - Wziąłem telefon z rąk blondynki i odebrałem.
- No co chcesz Ross? Gdzie ty jesteś.
- Słuchaj, ja będę w domu za... 2 godziny, uspokój Rydel.
- 2 godziny, ani sekundy dłużej. - Rozłączyłem się. - Delly. - Podszedłem do siostry. - Nie martw się ten głupek obiecał przyjść o 22. - Pocieszałem blondynę, która już się martwiła... ona tylko wzięła głęboki oddech i powędrowała do pokoju, ja pokazałem Ell'owi żeby poszedł za nią.
- Musimy na niego poczekać. - Powiedział Rocky.
- Taa... - Poparłem go i usiadłem na kanapie. - Co oglądamy?
- Leci teraz "Wieczny Student". - Odparł... świetna komedia... godzina 22 rozlega się dzwonek do drzwi, Rydel schodzi na dół a Ratliff ją obejmuje. Otwieram drzwi w nich stoi Ross, wyglądał dziwnie, ale nie miałem już siły go zadręczać więc poszedłem do siebie... zasnąłem około godziny 23. Następnego dnia wstałem o 7... zszedłem na dół, zrobiłem sobie śniadanie i wyszedłem się przejść. Około godziny 10 wróciłem do domu, wszyscy siedzieli przed telewizorem i wtedy zadzwonił telefon... odebrałem go. Była to policja...
- Tak słucham? - Powiedziałem.
- Dzień dobry, pan Riker Lynch? - Odezwał się komisarz.
- Tak, czy coś się stało?
- Musi pan natychmiast wrócić do Ameryki. Chodzi o pana przyjaciela... Cory'ego Monteith'a.
- Co się stało? - Spytałem, zacząłem się bać.
- No... nie wiem jak to panu powiedzieć... pan Cory Monteith nie... żyje.
- CO?! - Krzyknąłem.
- Wszystko opowiem panu kiedy pan przyjedzie.
- Eeeee... no teraz nie mogę za bardzo ponieważ za 2 dni mam koncert. Czy mogę przyjechać po występie?
- Dobrze, oczekujemy pana w środę o godzinie 15.
- Dobrze. - Rozłączył się. Dziś jest  piątek... zresztą... co się stało Cory'emu? To mój przyjaciel z planu glee... od razu się za kumplowaliśmy mimo, że ja nie grałem głównej roli... byłem cały roztrzęsiony. Delly od razu do mnie podeszła.
- Co się stało? - Spytała z troską w głosie.
- Cory...
- Co z nim?
- On... nie... nie żyje... - Ciągle nie mogłem tego poukładać w całość.
- Co?! - Nie mogła w to uwierzyć, cały zespół znał go i byliśmy w 6 najlepszymi kumplami. Myślałem, że zaraz się załamię psychicznie... straciłem najlepszego przyjaciela. - Idź do siebie. Odpocznij. Dla Ciebie to był poważny cios. - Uśmiechnęła się, ale ja wiedziałem, że sztucznie mimo to poszedłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko... już po chwili przyszła do mnie Cassidy.
- Rydel powiedziała mi co się stało. - Przytuliła mnie.
- Po koncercie wracam do Ameryki na 5 dni. Wrócę od razu do Paryża. - blondynka się uśmiechnęła... ja też... ale ciągle czułem ból po stracie przyjaciela... nagle stało się coś... coś... czego się nie spodziewałem. Blondynka... pocałowała mnie? Od razu poczułem się lepiej i oddałem go... całowaliśmy się przez 2 minuty. Gdy wreszcie się oderwaliśmy znów na mojej twarzy pojawił się uśmiech...

Z perspektywy Ross'a:
CO?! - Powiedzieliśmy razem z Rocky'm i Ell'em. - Jak? Kiedy?
- Jakoś wczoraj, policja wykluczyła morderstwo, ale ciągle nie znają dokładnej przyczyny. - Riker musi się czuć okropnie, on był jego przyjacielem. - Ja idę się przejść. - Rzuciłem i wyszedłem, nie miałem na nic siły...Poszedłem do dość ciemnego zakątka gdzie stał jakiś chłopak. Miał 19 lat i nazywał się Louis, skąd go znam? Ee... no spotkaliśmy się już raz. - Masz?
- Ta... ale tylko proszek.
- Kurwa mówiłem Ci, że tego gówna nie ruszam, kręci mi się od tego we łbie.
- No przecież żartuje. Kasa. - Podałem mu 200$ i wziąłem paczkę. Poszedłem w bardziej ustronne miejsce i otworzyłem pakunek. Była tam strzykawka i... płyn. Wstrzyknąłem to sobie w żyłę i poczułem się lepiej... o wiele bardziej znosiłem śmierć Cory'ego. Był moim przyjacielem odkąd Riker zaczął grać w glee. Poczułem się sennie więc ruszyłem w stronę domu. Przyznam, że nie chciałem zaczynać, ale wszystko zaczęło się od Polski... Michel'a... byłem wtedy ostro wkurwiony, poszedłem gdzieś gdzie spotkałem Louis'a. Często zmienia lokum, akurat mieszka w Ameryce i jeździ za nami. Jestem jego stałym klientem. Taa... na początku dał mi jakieś gówna w proszku, zakręciło mi się w głowie. Więc postanowiłem tego więcej nie brać, potem sprzedał mi Heroinę... nie było to super, ale zapomniałem o swoich problemach. Oby nikt tylko się z zespołu nie dowiedział... myślałem tak i wróciłem do domu. Ogarnąłem się trochę i wszedłem do hotelu. Na wejściu zaczepiła mnie Rydel i pytała gdzie byłem.
- Ee... byłem się przejść. Zabolała mnie śmierć Cory'ego.
- Tak jak nas wszystkich.
- Idę do siebie. - Rzuciłem i ruszyłem w stronę mojego pokoju, rzuciłem się na łóżko i chciałem iść spać, ale Riker wszedł za mną.
- Hej młody co jest? - Spytał.
- Co ma być? Po prostu się martwię.
- No wiem... - On coś chyba wyczuł... ale jak? Przecież... chyba, że... nie... Riker nigdy... chociaż... w sumie... kiedyś po nocach znikał dość często... może wtedy... nieee... nie on... każdy ale nie on... - Gdzie byłeś dokładnie? - Badał dalej, musiałem wymyślić jakąś wymówkę.
- Eee... no... - Patrzył mi się w oczy... kurwa! Przecież źrenice mi się pomniejszają, jeśli kiedyś ćpał na pewno to zauważy! - Byłem... w parku! - Uśmiechnąłem się do siebie. Bez słowa wyszedł z pokoju i po 20 minutach wrócił z Rydel. - Co chcecie? Ja chcę spać... - Powiedziałem ledwo przytomny.
- Ćpałeś? - Spytała prosto z mostu siostra.
- Co? Ja nie ruszam takich gówien... nie jestem głupi.
- Nie zgrywaj głupka... masz pomniejszone źrenice i jesteś śpiący... TY NIGDY NIE JESTEŚ ŚPIĄCY O GODZINIE 20! - Podkreślił to zdanie Riker. Miał racje...
- A skąd wiesz jak wygląda osoba, która ćpa? - Złamałem go.
- Czytałem kiedyś... - Akurat... - Ross co ty robisz? Chcesz się wpakować w takie gówno? Może jeszcze ciąć się zacznij... - Prawił mi kazanie. Skąd... moje życie jest dobre. Po co mam się ciąć?
- Po co? Zresztą ja nie ćpam. - Szedłem w zaparte.
- Ross... przyznaj się. - Mówiła Delly.
- JA NIE ĆPAM! MOŻECIE MNIE ZOSTAWIĆ W SPOKOJU!? - Wybuchłem... miałem dość ich kontroli. Jestem dorosły i będę robił co mi się podoba, schowałem się pod kołdrą... do pokoju wbiegła reszta rodzeństwa i Ratliff z Cassidy.
- Co tu się stało? Podejrzewam, że nawet menel 2 przecznice stąd usłyszał co Ross wrzasnął. - Powiedział Rocky.
- Jaki menel... - Zdziwił się Ratliff.
- Nie pytaj... To co tu się stało?
- Nic... - Powiedział Riker i wyszedł, a tuż za nim Delly, za tą dwójką Ellington.

Z perspektywy Rydel:
Mam dość tego... najpierw Riker potem Ross? Moje rodzeństwo jest jakieś przeklęte! Załamałam się... przecież... Wtedy do mnie wszedł Ell, nie miałam ochoty z nim rozmawiać, a nie wiedziałam jaki temat zechce poruszyć. - Wiesz może o co chodzi z Rossem? - No i co ja mam mu powiedzieć?
- Eee... o nic. - Skłamałam... nienawidzę kłamać.
- Delly... ja Cię znam... kłamiesz.
- Ja... nie chcę o tym mówić...
- Rydel... mi możesz zaufać. - Zaczął się przysuwać ja nie miałam siły na nic... potrzebowałam pocieszenia. Oczy mi się zaszkliły. - Hej... Delly. Nie płacz. - Pocałował mnie w policzek i przytulił, a ja wtuliłam się w niego. - Rydel... nie płacz bo... eee... pocałuje Cię! - Uśmiechnął się triumfalnie, ja w duchu się zaśmiałam a na zewnątrz ciągle płakałam wtedy on podniósł mój podbródek i bez wahania pocałował mnie prosto w usta. Ja nie miałam nic przeciwko... pocałunek był coraz bardziej namiętny... w końcu po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, a Ratliff uśmiechnął się szeroko. Boże jaki on ma boski uśmiech... - A teraz powiesz co się stało?
- No... chodzi o to, że... no...
- Powiedz spokojnie. Przecież ja nikomu nie wygadam.
- No... Ross... zaczął ćpać... - Powiedziałam szybko ostatnie dwa słowa i się rozpłakałam.
- Kurcze no... wszyscy tu naśladują Rikera czy co? - On tylko wiedział wszystko co działo się w naszej rodzinie. Najstarszy też kiedyś ćpał... ale przestał. A czemu? Zaczął bo dziewczyna z nim zerwała, a dzień przed uderzył mnie po pijanemu. Chciał zapomnieć o tym co zrobił, ale przestał kiedy zachorował... cudem go wyleczono i teraz jest ostrożny i poważny jeśli chodzi o te sprawy. - Nie martw się tym teraz. Proszę Delly zapomnij o tym. - Pocieszał mnie, ja tylko go przytuliłam. - Jeśli chcesz to pójdę spać z tobą. - Postanowiłam obrócić sytuację w żart.
- A zabezpieczyłeś się? - Od razu wybuchliśmy śmiechem.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi, ale fajnie, że już Ci lepiej. - Uśmiechnął się i zdjął koszulkę oraz spodnie... to normalka, oni śpią tylko w bokserkach. Ja zaś wzięłam piżamę w Hello Kitty i poszłam się w nią ubrać do łazienki... po 30 minutach wyszłam, a Ell już leżał w moim łóżku. Uśmiechnęłam się tylko i położyłam spać... brunet oczywiście przysunął się do mnie i objął... Już po 20 minutach zasnęłam.... Godzina 2 w nocy. Obudziłam się... nie wiem czemu, odwróciłam się i zobaczyłam, że Ratliff też nie śpi.
- Czemu nie śpisz? - Spytałam.
- Hmm... zapytałbym o to samo ale mnie wyprzedziłaś. - Uśmiechnął się. - Nie wiem... obudziłem się po prostu.
- Kiedy?
- Dosłownie przed chwilą... - Dziwne... zaczęłam się bać i usłyszałam coś w kuchni. Ellington od razu wybiegł, a ja stanęłam w drzwiach i zobaczyłam Rikera, który kazał mi siedzieć w pokoju... Nie wiedziałam co się dzieje, ale wróciłam do pokoju i położyłam się spać... nie mogłam zasnąć. Przez Rossa... po 30 minutach Ratliff wrócił.
- Co to było?
- Opowiem Ci jutro. Śpij. - Pogłaskał mnie po policzku i położył się obok mnie oraz znów mnie objął... ja w końcu zasnęłam. On działał na mnie jak tabletka nasenna. Rano wstałam dopiero o 10, brunet ciągle leżał i mnie obejmował.
- Jak Cię tu teraz nie budzić?
- Nie wstawaj. - Mruknął i udawał, że dalej śpi ja uderzyłam go lekko w ramię. - Au. - Udawał smutnego, ale spojrzał na mnie i się uśmiechnął złowieszczo. - Będzie kara. - O nie...
- Nie... błagam! Nie!! - Krzyczałam, a chłopak zaczął mnie łaskotać, nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Po 10 minutach wreszcie przestał, a ja mogłam spokojnie odetchnąć. - To teraz powiedz mi co się wczoraj stało... - Spoważniałam, chłopak też.
_________________
:( :* [*] kocham was moje sis i obiecajcie, że nigdy mnie nie zostawicie... Następny rozdział będzie minimum za tydzień... Aha i sory za słownictwo, ale jak ktoś się naćpie to ma w dupie wszystko... chyba xd

PS. WERONIKA I MAJA! WY ZUE DZIEWCZYNY JESTEŚCIE! DLACZEGO? ... NO NIEWAŻNE MACIE TEN ICH POCAŁUNEK XD... ALE RAZEM NIE BĘDĄ! NIE W TYM ROZDZIALE XD!

PPS. Zdjęcia Cory'ego i Lea'i dodam przy następnej notce... teraz... nie mam siły...

3 komentarze:

  1. Hahaha xD Jakie ćpuny xD A to Rydellington... ostro pojechałaś xD Ta ich rozmowa mnie rozjebała xD Hahhaha O Boże xD Już mnie mama opierdoliła ,że nie śpię tyko się śmieje jak pojebana xD Czekam na NEXTAA!! xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty! Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział : BOSKI! Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń