wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 37

Rozdział 37

Z perspektywy Rydel:
- No więc jutro wyjeżdżamy! - Powiedział Rocky jakby uradowany. - Paryż to naprawdę piękne miasto. - Zachwycał się.
- Skąd to wiesz braciszku? - Zaśmiałam się. - Zasmucę Cię... tam nie ma piramid.
- Chodzi mi raczej o Wierzę Eiffela. - Oburzył się całą szóstką siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś horror. Oczywiście My, czyli dziewczyny nie patrzałyśmy, starałyśmy się tylko rozmawiać i nie oglądać tego przerażającego filmu. Około godziny 19 "seans" się skończył i mogłam wrócić do pokoju z obawami, że coś mi wyjdzie z szafy i mnie zabije.
- Po prostu świetnie. - Mruknęłam do Siebie.
- Co jest? - Zapytał Ell, który wyraźnie mnie usłyszał. Ja odskoczyłam słysząc jego głos. - Wow... aż tak Cię przerażam?
- Ty? Nie... horrory? Jak najbardziej. - Zaśmiał się. - To nie jest śmieszne!
- Ależ jest i to bardzo. Skoro tak się boisz horrorów to mogłaś się do mnie przytulić.
- A gdyby Rocky spojrzał w naszą stronę?
- Nie rozumiem czemu mamy to przed nim ukrywać...
- Hmmm... Przypomnieć Ci co Ross odwalił? Że prawie zniszczył naszą rodzinę i zespół? - Uniosłam się, ale szybko się uspokoiłam. - Dlatego po tym co Ty zrobiłeś wątpię żeby tak szybko się z tym pogodził jak Riker... On jest wyrozumiały, ale tamta dwójka nie panuje nad emocjami. Zresztą jeśli oni się nawalą to na przyłożeniu Ci raz w twarz się nie skończy. - Ostatnie zdanie wypowiedziałam żartobliwie. Uśmiechnęłam się lekko.
- No w sumie masz rację. - Poparł mnie i wtedy dostałam sms'a.
-" Nie teraz..." - Pomyślałam i sprawdziłam od kogo to no jak na złość napisał znów Nick. Nie chciało mi się sprawdzać wiadomości więc nawet nie odblokowałam telefonu i schowałam go do kieszeni.
- Kto to? - Zapytał zaciekawiony.
- To tylko... Play napisał o jakiejś... loterii, że można wygrać... mercedesa... tak. - Naiwnie wierzyłam, że się nabierze na moje kłamstwa wymusiłam też na sobie uśmiech, aby dodać wiarygodności mojej wypowiedzi.
- Mhm... spoko. - Uśmiechnął się i Mnie przytulił, jakby wiedział, że tego teraz potrzebuję. - A tak na serio to kto napisał? - Spytał po chwili milczenia, wtedy uświadomiłam sobie, że jestem strasznie kiepska w kłamaniu. Na szczęście przyszedł do nas Riker i tak jakby mnie uratował.
- Dobra gołąbeczki. Czas się pakować. - Rzekł idąc w stronę swojego pokoju, miał rację jutro wyjeżdżaliśmy, a nie mieliśmy nic spakowane. Poszłam więc do siebie i zabrałam się za ładowanie pierwszej walizki. Skończyłam się pakować około godziny 23 i byłam padnięta więc poszłam do łazienki się przebrać i od razu rzuciłam się na łóżko. Następnego dnia wstałam o 10, przetarłam oczy i sprawdziłam godzinę oraz szybko poszłam do łazienki i w 15 minut się ogarnęłam, ubrana już poszłam do Siebie po walizki i zeszłam na dół. - Wszyscy gotowi? - Spytał Riker widząc jak schodzę, wszyscy przytaknęli i zapakowaliśmy się do samochodu. - Mamy jeszcze 15 minut... co robimy? - Odezwał się znów blondyn.
- Może już pojedziemy? Co jak będziemy stać w korku? - Powiedziałam po chwili i wsiadłam do auta.
- Ona ma rację, lepiej być wcześniej niż za późno, bo następny samolot mamy za dwa dni. - Rzekł Ross i wsiadł z tyłu obok mnie. Z przodu siedzieli Riker na miejscu kierowcy, obok Rocky i Ja z blondynem oraz Ell'em z tyłu. Oczywiście młody cały czas nam się przyglądał. Na lotnisko dojechaliśmy około godziny 11, a samolot mieliśmy za 30 minut. Usiedliśmy sobie i rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, śmiechom nie było końca i wreszcie przyleciał nasz samolot oraz dopuszczono nas do odprawy. Lot nie był długi, bo trwał zaledwie 3 godziny. Wszyscy wysiedliśmy była godzina 11:50 [strefa czasowa! Nie wiem ile dokładnie więc dałam na oko xD]. - Co możemy porobić przez prawie cały dzień? - Zapytał Riker.
- Może... - Zaczął Rocky.
- Pizza! - Skończył Ross.
- Ja miałem to powiedzieć! - Znów odezwał się brunet.
- Ojeju... trochę za późno. - Wytknął mu język i podszedł do taryfy, która pomieściłaby tylko 4 osoby więc Ell i Ja postanowiliśmy pojechać inną. Po 30 minutach wszyscy byliśmy w swoich pokojach i się rozpakowywaliśmy. Po 40 minutach wszyscy byliśmy już na mieście szukając pizzeri. - To gdzie pójdziemy? - Zapytał najmłodszy.
- Nie wiem... wymyśl coś skoro taki mądry. - Powiedział Rocky
- Już wiem! Chodźmy! - Zaprowadził nas gdzieś między ulicami Paryża... w końcu znaleźliśmy jakąś pizzerie, weszliśmy do niej. Wyglądał na dość drogi lokal, ale nie zraziło nas to. Po około godzinie gadania i śmiechów wyszliśmy z knajpki w szampańskim nastroju. Ja szłam z Ellem na końcu, Rocky, Riker i Cassidy o czymś gadali z przodu, a Ross szedł między nami wszystkimi.

*Perspektywa Rikera*
- Słuchaj Rocky. Gadałem z nową wytwórnią i chcą wypuścić nowy album. Tylko trzeba napisać do tego piosenki. Po Loud zarzekli się, że nie będą nam pomagać, bo "Przecież tak świetnie wychodzi nam pisanie."
- Dobra. Na album można dać I Want You Bad, Fallin' For You... ogólnie wszystko z Loud EP plus około dziesięć dodatkowych utworów i jeszcze jakieś bonusy.
- Trzeba się wziąć do pisania. - Powiedziałem. Szliśmy tak we trójkę, ja obejmowałem Cassy, a Rocky czuł się chyba trochę sam. - Spokojnie, jak wrócimy to ją spotkasz. - Uśmiechnąłem się. - Rozumiem, że jak wrócimy to bierzemy się do pisania?
- A jakżeby inaczej. - Wróciliśmy po około godzinie. Razem z Rockym udaliśmy się do mojego pokoju i zabraliśmy się za pisanie. - Dobra... - Powiedział chodząc po pokoju. - Pomyślmy o czymś co się wydarzyło kiedyś. Jakieś miłe wydarzenie.
- Wyjazd do Meksyku! - Powiedziałem z uśmiechem. - Gorące laski.
- A zwłaszcza jedna. - Zaśmiał się brunet, spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. - No dobra... to chwila może taki tekst. - Zaczął śpiewać bez podkładu:
Remember that trip we took in Mexico
Hangin' with the boys and all your senioritas
I never spoke up, yeah never said hello
But I keep on tryna find a way to meet ya'
- Coś mi insynuujesz? - Zapytałem rozdrażniony, nie lubiłem tego wspomnienia. O tej dziewczynie.
- To, że zachowałeś się jak kompletny tchórz, ale nie o tym teraz. Możemy pisać dalej? Ten tekst nie jest zły. Teraz odpowiednia melodia. - Wziąłem gitarę i zacząłem przygrywać. - To jest dobre. - Wsłuchiwał się Rocky i dodawał coraz to kolejne linijki tekstu.

I was chillin’
You were with him
Hooked up by the fire
Now he’s long gone
And I’m like so long

Now I got my chance
Now I, now I got my chance

Like DAMN 
You could be the one that could mess me up
You could be the one that’ll break me me (Damn)
All them other girls said they had enough
You could be the one that’ll take me
I was solo, living YOLO
‘Til you blew my mind
Like DAMN
You could be the one that could mess me up
I can’t let you, can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by

I was tryna play too cool to get caught up
Like too fun, too young to fall to pieces
I know a girl like you can’t ever get enough
So I’m addicted, trippin’
Tryna get you to see this

The way I need you
Like I’m see-through
Dancin’ out my pants
Got you shookin’ 
Caught you lookin’

Now I got my chance
Now I, now I got my chance

Like DAMN 
You could be the one that could mess me up
You could be the one that’ll break me me (Damn)
All them other girls said they had enough
You could be the one that’ll take me
I was solo, living YOLO
‘Til you blew my mind
Like DAMN
You could be the one that could mess me up
I can’t let you, can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by

Bridge
It’s like everywhere I look
And everywhere I go
A million other guys keep staring 
And I know that
I could be yours 
And you could be mine
I just can’t let you pass me by, by, by

Now I got my chance
Now I, now I got my chance

Like DAMN 
You could be the one that could mess me up
You could be the one that’ll break me me (Damn)
All them other girls said they had enough
You could be the one that’ll take me
I was solo, living YOLO
‘Til you blew my mind
Like DAMN
You could be the one that could mess me up
I can’t let you, can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by

Oboje zakończyliśmy słowami:
I can’t let you pass me by. Zapomnieliśmy już o tamtej sprzeczce. - Gładko poszło. - Uśmiechnął się brunet, ja też.
- Też tak uważam, ale następna nie pójdzie tak szybko... - Nim się obejrzeliśmy... nim ja się obejrzałem Rocky już spał, a ja skończyłem pisać drugą piosenkę, zatytułowałem ją "If I Can't Be With You". Spojrzałem na zegarek. Była 3 w nocy postanowiłem, że też się położę. Zrzuciłem brata z mojego łóżka, ale ten nic tylko obrócił się na drugi bok. Walnąłem się na łóżko i zasnąłem prawie natychmiast. Rano, to znaczy o 12 obudziłem się i kiedy wstałem z łóżka szybko wylądowałem na... Rockym. Ten idiota wciąż spał, to znaczy póki go nie obudziłem. - Idioto! - Krzyknąłem na niego, a ten się podniósł. Głowa mnie bolała, bo przywaliłem nią o podłogę.
- Kto tu jest idiotą? To ty się o mnie wywaliłeś. - Powiedział i wstał, ja zrobiłem to samo. Westchnąłem ciężko.
- Tak tylko, że jak ktoś śnił sobie o laskach ja kończyłem drugą piosenkę. - Pokazałem mu kartkę papieru.
- Riker... ale tu jest tylko napisane " Nawet nie wiesz jak tęsknie. Bardzo chciałabym być z tobą. Kocham Cię, ale boję się tobie to wyznać, bo... wiem, że mnie nie kochasz." Uuuu i bardzo ciekawy podpis. - Zabrałem mu kartkę. - To jest to. - Podałem mu tekst nowej piosenki. - No to ma większy sens i jest naprawdę dobre. - Uśmiechnął się smutno.
- Taka wena. - Poklepałem go po ramieniu, w sumie to wiedziałem po części co czuje. Wyszedłem od siebie, zauważyłem że Delly przygotowywała nam śniadanie. - Hej siostrzyczko. - Powitała mnie uśmiechem, obok niej stał Ell i przyglądał się jak wygląda proces tworzenia jajecznicy. - Siema Ell. - Podszedłem do niego i przybiłem piątkę, dawno nie miałem z nim dobrych kontaktów, a tęskniłem za swoim przyjacielem.
- Chwila... nie rozumiem. Jak to jest, że białko ma mniej białka niż żółtko... no to czemu nazywa się białkiem?
- Pewnie ze względu na kolor. Rany nie denerwuj mnie. - Cała Rydel, zawsze robiła się nerwowa kiedy ktoś jej przeszkadzał w kuchni.
- Chodź Ell. Nic nie wskórasz, a jeszcze ją rozzłościsz i walnie Ci z patelni. Lepiej nie ryzykuj. Kiedyś jak przyszedłem do domu powitała mnie patelnią i wałkiem. To było o godzinie 4. - Zaśmiałem się na wspomnienie tego.
- No wiesz... nie każdy człowiek wraca o tak nieludzkiej porze. - Uśmiechnęła się, a brunet zrezygnował, oboje ruszyliśmy do salonu na sofę i włączyliśmy cicho telewizor.. Po chwili Rocky wyszedł z mojej sypialni.
- Ej... co on tam robił? Wy chyba nie...
- Nie kończ tej jakże inteligentnej myśli. Po 1: kończyliśmy piosenki, po 2: On spał na podłodze.
- Było nawet wygodnie. - Usiadł obok mnie na kanapie.
- Super, skoro wyspałeś się na mojej podłodze to może ty napisz resztę piosenek?
- Ej. Napisałeś jedną przez całą noc i to taką, którą ja powinienem napisać. - Bez słowa poklepałem go po ramieniu.
- Ja idę się przejść. - Rzuciłem na odchodne i wziąłem kurtkę.
- Gdzież to mój braciszek się wybiera? - Powiedziała Rydel wychodząc z kuchni w białym fartuchu i czapce kucharza, mało śmiechem nie wybuchnąłem na jej widok.
- Przejść się. Nie wiem jeszcze gdzie. A tak w ogóle... gotujesz jajecznicę, czy pieczesz jakieś wykwintne danie? Bo nie jestem pewien po tym stroju. - Uśmiechnąłem się, ona przewróciła oczami i wróciła skąd przyszła. - To cześć. - Powiedziałem i wyszedłem. Przechadzałem się ulicami miasta, było tu pięknie. Przypomniał mi się Meksyk... około trzy lata temu wyjechaliśmy tam z zespołem na koncert, razem z Lau i..." z przemyśleń wyrwała mnie pewna dziewczyna. Nawet ładna brunetka.
- Hej, jesteś Riker Lynch? - Zapytała.
- Nom. Co podpisać? - Uśmiechnąłem się, ona wyciągnęła plakat z zespołem i marker, szybko podpisałem jej to i zrobiłem zdjęcie. Wydawało mi się, że skądś ją kojarzę.
- Jestem Maia Mitchell. - Podała mi rękę, a ja odwzajemniłem jej gest.
- Moje imię chyba znasz. Chyba nie jesteś stąd co?
- Pochodzę z Australii, ale jestem tu na wakacjach u cioci.
- Maia Mitchell... Australijka. - Powtórzyłem cicho. - Chwila, kojarzę Cię. Zagrałaś w tym serialu... Jessie! Właśnie. - Przypomniałem sobie.
- No. To tylko jedna rola, w dodatku niewielka. Ponoć w Los Angeles szykują przesłuchania do nowego filmu Teen Beach Movie.
- Słyszałem. Zaproponowali żeby Ross tam zagrał.
- Ross Shor Lynch? - Zaciekawiła się, zaśmiałem się cicho.
- No cóż.. nie dużo osób zna jego drugie imię, ale tak. Mój młodszy braciszek. Nie wiem jeszcze co odpowiedział, niedługo kończymy trasę koncertową, właściwie to po Japonii, która jest po Europie lecimy do Ameryki gramy w Miami, potem w kilku innych miejscach i wracamy kończąc w LA. - Powiedziałem przypominając sobie dokładnie szczegóły naszych miejsc gdzie zagramy.
- To niedługo. Wtedy właśnie zaczynają się zdjęcia biorąc pod uwagę, że to zajmie wam około 2 miesięcy.
- Półtora, nie więcej. Może Ross się zgodzi kto wie? - Uśmiechnęła się, ja odwzajemniłem to.
- Skoro już się widzimy to... urządzam grilla. Nie zechciałbyś wpaść z zespołem?
- Mhm... skoro już zapraszasz to, aż żal odmówić.
- No dobrze. Masz tu mój adres i telefon. - Podała mi kartkę z ulicą i numerem. - Bądźcie o 16. - Mrugnęła do mnie i odeszła, ja postanowiłem poinformować o tym przyjaciół. Szybko dotarłem do domu i nie zastałem nikogo w pokoju. "Pewnie mają próbę." Pomyślałem i zszedłem na dół, do sali, gdzie mieliśmy próby. - No hej rodzinko. - Powitałem ich z uśmiechem.
- Uuu... Riker albo poznał dziewczynę, albo dostał zaproszenie na imprezę. - Odezwał się Ell.
- Ty wiesz, że prawie zgadłeś? Pewna osoba zaprasza nas na grilla na 16. Kto się pisze?
- Ja! - Oznajmił szczęśliwy Ross, a Laura szturchnęła go w ramię, postanowiliśmy że zostanie z nami w trasie do czasu kiedy będziemy grać w New Yorku. - Oczywiście tylko z Lau. - Uśmiechnęła się do niego.
- Ja też idę. Ktoś musi pilnować naszych gołąbeczków. - Rocky spojrzał na zakochaną parkę. Ell i Ryd też się zgodzili, nagle do garażu przyszedł Ryland.
- Gdzie to się państwo beze mnie wybierają? - Powiedział.
- Nigdzie młody. Idziesz z nami. - Uśmiechnąłem się i zdjąłem mu czapkę, oraz rozczochrałem włosy.
- Oddawaj! - Powiedział i zabrał to co mu przed chwilą ukradłem.
- Czyli idziemy wszyscy? Zadzwonię do niej i wszystko ustalę. Bądźcie gotowi za 2 godziny! - Powiedziałem i wyszedłem.
_____________________________________
Wiem wiem, trochę mnie nie było! Skandal! Nawet na święta nie raczyłam się odezwać... WENY BRAK I CZASU TROSZKU TEŻ! Ale rozdział się napisał i postaram się dodawać częściej... PRZEPRASZAM Z CAŁEGO SERCA I ŻYCZĘ HAPPY NEW YEAR! ;) DLA WSZYSTKICH!
PS Jutro pojawi się kolejny rozdział ;) na początek nowego roku.

sobota, 21 września 2013

Rozdział 36

Rozdział 36

Z perspektywy Ross'a:
*Następnego dnia rano*
- To my jedziemy. Pierwszy koncert bez Ciebie... Będziemy tęsknić - Powiedziała Rydel ze łzami w oczach. 
- Ja też... Będę was wspierał. Obejrzę was w TV. - Odpowiedziałem i przytuliłem siostrę. - Nie martw się. - Posłałem jej uśmiech i cała piątka wyszła lekarze kazali mi leżeć więc ułożyłem się wygodnie na kanapie i włączyłem kanał, na którym miał lecieć przekaz na żywo z koncertu. Już po 30 minutach się zaczęło oczywiście jak każdy występ zaczynał Riker kilkoma słowami.
- Witaj Rzymie!! Zacznę od złych wieści... Ross niestety nie może wystąpić na tym i kilku innych koncertach... miał drobny... wypadek. - Zawahał się, ale zapatrzeni fani w ogóle tego nie zauważyli. - Naszego małego blondaska zastąpi nasz brat Ryland! - Wskazał na niego, a ten zaczął grać do Loud, zaraz dołączyli się pozostali i to Riker zaśpiewał większość piosenki. Koncert skończył się po godzinie i 30 minutach, Riker jeszcze dopowiedział kilka słów dotyczących naszego następnego albumu i dopiero potem rodzinka wracała do domu, byli w hotelu około godziny 12 uściskaliśmy się na wejściu oprócz Ell'a. Nie miałem dalej ochoty z nim rozmawiać więc poszedłem do Siebie do pokoju, zaraz za mną weszła Delly.
- Hej braciszku co jest? - Spytała siadając na łóżku na, którym ja się przed chwilą położyłem.
- A co ma mi być?
- Po prostu nawet nie przywitałeś się z Ratliffem. - Wzdrygnąłem się, nie miałem ochoty o nim gadać. - Dalej się na niego wściekasz?
- A czemu miałbym Mu wybaczyć? Podaj mi jeden powód.
- Nie mówię żebyś Mu wybaczył, ale przynajmniej przywitaj się z nim, nawet nie wiesz jak to może boleć kiedy ktoś Cię ignoruje.
- Ty mi nawet nie mów o bólu...
- Chodzi mi o taki... psychiczny ból. Proszę Cię nie traktuj go tak.
- Dlaczego miałbym zmienić o Nim zdanie?
- Może dlatego, że to mój chłopak i go kocham... - Ciarki mnie przeszły po całym moim ciele... nie chciałem słyszeć tych słów z jej ust... o Tym człowieku. Dla mnie to było zero... odkąd to zrobił i na zawsze.
- Dlaczego go kochasz? Nie możesz znaleźć sobie normalnego chłopaka?
- Dobrze wiesz, że z normalnym bym się zanudziła na śmierć. - Zaśmiałem się lekko, ona również. - Proszę Cię chociaż nie ignoruj go. - Przytuliła mnie, a ja syknąłem z bólu. - Wybacz. - Uśmiechnęła się.
- Nie, nic się nie stało siostrzyczko. - Kierowała się do wyjścia. - Nic Ci nie chcę obiecywać, ale spróbuję.
- Dziękuję.
- Czekaj! - Zawołałem zanim jeszcze przekroczyła próg.
- Hmm? - Cofnęła się o dwa kroki.
- A Rocky wie?
- Eee... n...n-no nie. Przecież wiesz jak się przejął twoją sprawą. Nie chcę go bardziej dołować... bo raczej się nie ucieszy zbyt z tego faktu.
- Masz trochę racji, poczekaj aż przestanie się mną martwić. - Wyszła z pokoju zamykając drzwi kiedy tylko skończyłem zdanie.

Z perspektywy Rydel:
"Dlaczego odezwał się po 3 latach jak gdyby nigdy nic? Przecież on jest już dla mnie nikim... NIKIM!" - Myślałam trzymając w ręku telefon z sms'em.
~Hej skarbie, tęskniłem a Tobą a ty? :*
Kocham Cię Nick~
To był mój były chłopak, ale rzucił mnie dla innej i teraz mi nagle napisał sms'a... z tego co wiem jest w Paryżu, ale nie bałam się niczego, bo wiedziałam, że On nic mi nie zrobi... przynajmniej póki Ell jest ze mną. - Rydel! - Zawołał Riker z kuchni.
- Tak? - Powiedziałam kiedy przyszłam do braciszka i wtedy poczułam niesamowity zapach. - Smażysz naleśniki!! - Chciałam się na niego rzucić, ale widziałam, że właśnie rozrabia ciasto.
- Możesz mi podać mąkę? Ten pajac Rocky wyniósł mi ją do salonu.
- Jasne. - Poszłam do wskazanego przez brata pokoju i zobaczyłam bruneta siedzącego z workiem mąki przyciśniętym do piersi. - Eemm... Rocky co ty odwalasz?
- Przytulam się do mąki. - Powiedział jak gdyby było to normalne.
- A możesz mi ją dać?
- A czemu? - Udawał smutnego.
- Hmmm... jest jeden naprawdę ważny powód... Riker smaży naleśniki. - Powiedziałam, a ten już był w kuchni i oddał blondynowi worek. Ja wróciłam do braci.
- Wystarczyło powiedzieć, że robisz... te pyszności. - Tak... Riker robił z nas wszystkich najlepsze naleśniki. Każdy z nas to wiedział i nikt nie umiał oprzeć się temu zapachowi nawet Ell właśnie przybył jak zahipnotyzowany do kuchni.
- Riker! Naleśniki! - Potrafił tylko tyle wykrztusić, tylko sam blondyn umiał oprzeć się własnym wypiekom chociaż każdego z nas to dziwiło. Usmażył pierwszych dziesięć, które zjedliśmy prawie natychmiast, aż żałowaliśmy, że zostały tylko dwa. Chłopcy chcieli je zjeść, ale ja od razu ich skarciłam.
- Zostawcie! To leci do Rossa! Coś mu się od życia należy. - Wszyscy od razu posmutnieli lecz Ell najbardziej... domyślałam się, że to dlatego, że Rocky mógłby wleźć do pokoju Rossa i zwinąć mu naleśniki, a On nie bardzo, Ja zaniosłam je mojemu młodszemu braciszkowi. Zapukałam delikatnie w drzwi od pokoju i weszłam. - Hej młody! Mam dla Ciebie naleśniki od Rikera. - Ślinka mu ściekła po twarzy.
- Naleśniki od Rikera? Jezu kocham je!
- Jak każdy z nas. Jedz zanim Rocky tu wparuje i Ci je zje. - On od razu zaczął pałaszować i już po 30 minutach zjadł oba i odłożył pusty talerz na półkę, która była tuż obok niego, wzięłam naczynie i odniosłam je z powrotem do kuchni. Weszłam do Siebie do pokoju i jak na zawołanie za wibrował mi telefon, który leżał na biurku przy laptopie. Był to sygnał, że dostałam sms'a... Przeczytałam go.
~Czemu mi nie odpisujesz skarbie? Zapomniałaś co nas łączyło?
Nick ;)~
- Tak... zapomniałam i nie chcę sobie przypominać... - Powiedziałam do Siebie zła, chciałam nawet rzucić telefonem o ścianę, ale się powstrzymałam... Wcześniej byłam trochę przestraszona tym, że napisał, ale teraz jestem na niego wściekła... nagle do pokoju wszedł Rocky.
- Hej siostra! Co tam u Ciebie? - Spytał podejrzliwym tonem, szybko zablokowałam telefon.
- A nic... nic. - Starałam się go skutecznie okłamać, ale nie dałam rady... a może po prostu nie chciałam?
- Na pewno? Nie chcesz mi o czymś powiedzieć? O jakichś sms'ach?...
- Skąd wiesz?
- No nie uwierzysz... byłaś wtedy u Rossa, a ja u Ciebie zostawiłem telefon. Wtedy dostałaś sms'a od Nicka...
- Ehhh... skąd on ma mój numer? Nie wiedziałam nawet, że on o mnie pamięta...
- Mam mu sklepać mordę jak poprzednio?
- Nie... nie. On jest teraz w Paryżu, ale spokojnie... nic mi nie będzie nie jestem taka naiwna jak wtedy... Wiem, że to jest kretyn i nie nabiorę się na jego uroczą buźkę i czułe słówka...
- Dobra ufam Ci, ale jak coś to... znasz mój adres.
- No chyba... jest taki sam jak mój. - Zaśmialiśmy się i brunet wyszedł z pokoju. - Mam nadzieję, że nie jestem już taka naiwna. - Powiedziałam szeptem jak tylko zamknął drzwi mając w głębi duszy małą iskierkę nadziei... pozwalało mi to wierzyć, że nie ulegnę mu ponownie. Otuchy dodawał mi fakt, że jestem i kocham Ell'a...

piątek, 13 września 2013

Jeeej

Wiecie co taka notka w piątek 13 xdd... Wczoraj miałam urodzinki i było tak trochę do dupy, ale nie bd dołować Was i przede wszystkim Siebie... DZIĘKUJĘ ZA 10.000 WYŚWIETLEŃ ;) KC :* najlepszy prezent na urodzinki :* dziękuję wam z całego serca :3 Koooooocham Waaaaas :*

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 35

Rozdział 35

Z perspektywy Ratliffa:
- Jeśli chodzi o to w szpitalu, to wcale nie o to mi chodziło. - Powiedziałem.
- Ehee... jaasne. Dajmy, że Ci wierzę. - Uśmiechnęła się i popatrzyła w moją stronę.
- Uwielbiam jak się uśmiechasz. - Odwzajemniłem go.
- Ja również. - Pocałowała mnie lekko w policzek. - Co dziś robimy?
- Wybieraj milady. - Zaśmiała się.
- Hmmmm... w kinie wypuszczają nowy film romantyczny.
- Romansidło? A nie wolisz horroru? Będę mógł Cię przytulić.
- A podczas filmu romantycznego będziesz mógł mnie całować. - Na jej twarzy pojawił się słodki triumfalny uśmieszek.
- To co... co to za film? - Zapytałem uradowany.
- Haha... "Pierwsza Miłość" to też taki dramat po części, ale są romantyczne momenty. - Poszliśmy do kina i kupiliśmy bilety, oraz popcorn i dużą colę na pół... Seans zaczął się po 10 minutach, w ten czas nie było połowy popcornu. Dostaliśmy miejsce na środku więc było wygodnie i spokojnie mogliśmy oglądać film. On mnie szybko znudził więc ziewnąłem i przeciągnąłem się obejmując Rydel, a ona wtuliła się we mnie. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... nagle coś za wibrowało w kieszeni Delly. Dostała sms'a...- Przepraszam muszę zadzwonić. - Wyszła na chwilę z sali wystukując jakiś numer. Nie było jej 10 minut. - Sory musiałam zahaczyć o toaletę. - Uśmiechnęła się i wróciliśmy do oglądania filmu.
- Właściwie co to był za sms?
- Od Rikera, martwi się o mnie i kazał zadzwonić.
- Aha. Dobra. - Uśmiechnąłem się do niej i dalej zasypiałem na tym jakże nudnym seansie... nigdy nie kręciły mnie romansidła. Wreszcie nadeszła scena pocałunku, uśmiechnąłem się tylko i zbliżyłem się, aby zrobić to co robili na ekranie, ale ona w pewnym momencie odsunęła się.
- Przepraszam... ja... ja nie mogę... - Wstała i wyszła z sali, chciałem ją zatrzymać, ale na marne. Wyszedłem więc za nią.
- Delly! Co się stało? - Wołałem, ale ona mnie nie słuchała i pobiegła przed siebie nie chciałem jej teraz męczyć i wiedziałem, że prędzej czy później wróci do hotelu więc ruszyłem właśnie w tym kierunku. Po 20 minutach byłem z powrotem w domu.
- Ell! A gdzie Rydel!? - Uniósł się Riker.
- A gdzie Rocky?
- U siebie, smsuje z Ashley... ale nie o to Cię pytałem!
- Nie wiem gdzie jest... chciała coś sobie sama przemyśleć. Wróci nie bój się.
- Zrobiłeś jej coś? - Zauważyłem jak powoli zaciska rękę.
- Nie. - Odparłem krótko i poklepałem go po ramieniu. Odszedłem do swojego pokoju... zdjąłem wszystko prócz bokserek i wskoczyłem do łóżka... byłem tak zmęczony, ale nie mogłem zasnąć... nagle w domu usłyszałem huk zamykanych drzwi, wyszedłem z pokoju i zobaczyłem blondyna, który miał pokój naprzeciw mnie. Spojrzał na mnie, a ja na niego i podeszliśmy do drzwi... oboje byliśmy w samych bokserkach. W przedpokoju stała Rydel.
- Delly! - Ucieszył się Riker i mocno ją uściskał. - Czy ty wiesz, która jest godzina?
- Czy wy wiecie, że jesteście w samych bokserkach? - Zaśmiała się lekko. - Przecież nic mi nie jest braciszku nie bój się. - Zapewniła go. Podeszła do mnie jak gdyby nigdy nic i przytuliła mnie. - Przepraszam. - Szepnęła tylko i poszła do swojego pokoju.
- Ja nie wiem jak ty, ale jestem zmęczony. Do jutra. - Powiedziałem i wróciłem do siebie, to samo zrobił również najstarszy, bo usłyszałem jeszcze jak zamyka swoje drzwi.

Z perspektywy Rossa:
Obudziłem się około godziny 12... to dziś był ten dzień... nic złego się ze mną w nocy nie działo więc lekarze po wielu namowach zgodzili się mnie zwolnić tylko żebym przestał im truć. Mieli po mnie przyjść za godzinę więc już z niecierpliwością czekałem na moje kochane rodzeństwo i Ratliffa. Sprawdziłem tylko czy mam swoje "potrzebne" rzeczy... miałem kilka dawek narkotyków... zakupione na czarną godzinę jak ta. Tak bardzo chciałem z tym skończyć, ale ja... po prostu nie potrafiłem. Nie potrafię odmówić wstrzyknięcia dawki, bo serce mówiło "rzuć to w cholerę." Ale reszta ciała "daj kolejną..." ciężko jest przestać, ale ja wiem, że muszę więc skończę z tym jak tylko zużyję ostatnią... nikt nie może się o tym dowiedzieć. Schowałem więc to w bezpieczne miejsce, w takie, w którym nikt go nie znajdzie... wreszcie przyszła ta godzina... wszyscy przyjechali po mnie punktualnie o 13. Ucieszyłem się widząc Rydel, bo w końcu to na niej najbardziej mi zależało z rodziny... reszta wiadomo umiała się obronić. - No to co braciszku? - Rozmowę zaczął jak zwykle uśmiechnięty Rocky. - Trzeba będzie o Ciebie zadbać, bo pewnie zapuściłeś się w tym szpitalu.
- No... te kilka dni leżenia i nic nie robienia mnie zmęczyły. - Odparłem i również się uśmiechnąłem brunet podszedł do mnie i się przytulił... co było u niego dziwne.
- Mam nadzieję, że skończysz te wygłupy. - Powiedział do mnie szeptem. Delly to chyba uściskała mnie najmocniej ze wszystkich, Ell rzucił tylko krótkie "Hej" wiedział, że teraz lepiej żeby się do mnie nie odzywał i w sumie to dobrze... jeszcze do mnie nie dotarło jak ona może z nim chodzić. Mimo wszystko odpowiedziałem mu równie krótkim "Yo" i zapakowaliśmy się wszyscy do samochodu. Riker i Rocky siedzieli z przodu, a ja Rydel i Ratliff z tyłu... wreszcie zajechaliśmy do hotelu, weszliśmy do naszego miejsca zamieszkania. - DOM!! - Krzyknąłem uradowany, że tu jestem.
- Tylko na jakiś czas bracie... pamiętaj, że za 2 dni wyjeżdżamy. - Powiedział, oczywiście jutro wszyscy mieli koncert, a ja tylko mogłem obserwować ich z wygodnej kanapy... 10 koncertów na kanapie... to była dołująca myśl... ale nie dałem z Siebie zedrzeć jak zawsze obecnego uśmiechu, który witał u mnie ostatnio coraz częściej.
___________________
Ten rozdział prawie cały napisałam jak mi się "Król Lew" bufforował haha no wiecie noc... jutro buda, a ja rzucam sobie w myślach takie "A obejrzę sobie Króla Lwa..." no cóż trochę mi się ładował no to myślę "A co tam napiszę ten rozdział skoro mam pomysł" Hehe... no wiecie na plan wpadłam kilka dni temu, ale nie miałam coś ochoty pisać go, bo szkoła mnie zdołowała :* do nexta kochani nie wiem kiedy będzie, ale coś nasmaruję i opublikuję od razu :3

wtorek, 6 sierpnia 2013

Notka

Nie będę owijać: Mam aktualnie lenia i brak czasu, rozdział dam za tydzień lub 2 czymać się kochani :*
Jeśli chodzi o to dlaczego nie mam czasu: Mój siostrzeniec złamał sobie rękę i to ja się nim zajmuję bo jestem z nim najbliżej, oczywiście jeśli tylko mogę więc ja codziennie będę do niego teraz wychodziła, albo on do mnie... Więc przepraszam was wszystkich :C

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 34

Rozdział 34

Z perspektywy Rikera:
- Co zrobimy z koncertem? - Odezwałem się do rodzeństwa i Ratliffa.
- Musimy odwołać, ty pewnie zbyt szybko się nie wyliżesz, a Ross... no wiadomo. - Chwycił za telefon Ryland.
- Nie rób tego... może jeszcze coś wymyślimy! - Powiedziałem.
- Co wymyślimy? Ty nie dasz rady grać na gitarze, a co dopiero młody. - Rzekła Rydel, która właśnie weszła do domu.
- Co ty tu robisz?
- Ross mnie wypuścił. - Uśmiechnęła się. - Jak tylko ruszysz ręką jęczysz z bólu. Może lepiej daj jej odpocząć? Jeśli odwołamy jeden koncert nic się nie stanie... kiedy mamy jakąś jeszcze dłuższą przerwę?
- Hmmm.... - Spojrzał do swojego iPhona Ry Ry. - Między Paryżem, a Madrytem, czyli niedługo.
- Możemy tu wrócić i zagrać najwyżej bez Rossa te kilka koncertów. - Oznajmiłem
- Riker! On wyliże się za miesiąc! Około dziesięć koncertów bez tego debila? - Odezwał się wreszcie Rocky.
- Damy radę, przecież jesteśmy zespołem! A zespół to nie jest jedna osoba. - Poparła mnie Delly.
- A może... - Wzrok Ellingtona przeniósł się z Rydel na Rylanda. - Ry Ry go zastąpi!
- Co? - Powiedzieliśmy chórkiem. - Ja nie umiem grać na gitarze, nawet muzyką się nie interesuję! - Oznajmił.
- Właśnie... to odmieniec w naszej rodzinie. - Zażartował Rocky i pogłaskał małego po głowie.
- Można go przecież nauczyć grać. Widzicie w tym jakiś problem?
- A ty widziałeś jego świadectwo? Ledwo ze średnią 3.0 wychodzi... - Brunet znów się odezwał żartobliwym tonem. - Nie nauczy się tak szybko grać na gitarze... Ross uczył się przez lata zresztą jak my.
- Właśnie! - Bronił się młody.
-  To ja już nie mam pomysłu... przecież to on śpiewa większą ilość piosenek. - Dalej ciągnął temat Ratliff.
- Przecież to nie problem żeby Riker od czasu do czasu sobie pośpiewał. - Delly podeszła do mnie i objęła. Cały zespół musiał to przemyśleć i wszyscy poszliśmy spać, bo było już późno...

Z perspektywy Rydel:
Wstałam około godziny 9, wszyscy jeszcze byli w łóżkach to nawet lepiej. Postanowiłam, że z samego rana wybiorę się do Rossa, bez nich. Przygotowałam więc sobie śniadanie czyli kanapki... około 11 [Tak wiem to nie jest z samego rana, ale Delly musiała się "ogarnąć" haha xd - od aut.] wyszłam z domu przez całą drogę do szpitala czułam, że ktoś mnie obserwuje, ale nie przejmowałam się tym... wreszcie doszłam, co przyznam zajęło mi niedługo bo szłam szybkim krokiem. Weszłam do białego budynku i spytałam, w której sali leży mój brat.
- Pan Ross leży na sali 27, ale teraz nie wolno tam wchodzić ponieważ lekarz przeprowadza badania. - Odezwała się pielęgniarka.
- Oczywiście. - Powiedziałam, a kobieta pokazała dokładną drogę, a ja cały czas czułam, że ktoś za mną idzie. Wreszcie doszłam, kiedy ktoś złapał mnie w talii, odruchowo odwróciłam się i już chciałam krzyknąć, ale okazało się, że to Ratliff...
- Debilu nie strasz mnie. - Odetchnęłam z ulgą.
- Czemu jesteś dla mnie taka niemiła. - Udawał smutek cały czas trzymając mnie. Dałam mu buziaka w policzek.
- A teraz mnie puść. - Powiedziałam.
- Nie-e! To za mało żebym Cię puścił... - Uśmiechnął się.
- Kretyn...
- Też Cię kocham.
- Na więcej nie licz. - Odpuścił wreszcie i pokazał palcem policzek, ja tylko przewróciłam oczami i ucałowałam go, ale ten odwrócił się tak, że pocałowałam go w usta, a on kontynuował przez co nasz pocałunek był coraz bardziej namiętny... nie miałam nic przeciwko temu bo tyle na to czekałam, ale to kiedyś musiało się skończyć więc przerwałam. - A teraz naprawdę... NA WIĘCEJ NIE LICZ! - Zaśmiałam się i usiadłam na krześle, brunet zrobił to samo.
- Oj tam oj tam, ty mi nie odmówisz.
- Zależy co Ci teraz chodzi po głowie... nie! Czekaj... ja nie chcę wiedzieć! Mam 4 braci więc wiem o czym myślisz. I zapomnij! - Ell miał już coś powiedzieć, ale wtedy właśnie przyszedł do nas lekarz.
- Pani Rydel Lynch?
- Eee... tak coś się stało? - Odwróciłam się do mężczyzny w białym fartuchu. W sumie to dobrze, że Ellington nic nie zdążył powiedzieć, bo szczerze... wolę żeby siedział teraz cicho.
- Chodzi o Rossa... w nocy miał nagły krwotok i stracił dużo krwi, ale na szczęście wszystko jest dobrze, pielęgniarka poinformowała nas w ostatniej chwili. To ta pani w recepcji. - Ledwo doszły do mnie pierwsze słowa lekarza, ale uspokoiłam się kiedy powiedział, że wszystko okej.
- Dobrze dziękuję. - Byłam spokojna. - Można go teraz odwiedzić?
- Raczej nie, jest nieprzytomny z powodu utraty zbyt dużej ilości krwi, ale przeżyje i sądzę, że obudzi się dopiero jutro.
- Aha... dobrze więc wpadniemy jutro. - Wstałam z krzesła i wyszłam z budynku. Chłopak już po chwili do mnie dołączył, po czym objął.
- To mamy cały dzień... co robimy? - Uśmiechnął się.
- A może wrócimy do domu? Pewnie Rocky będzie się martwił, że nie ma mnie i Ciebie... w tym samym czasie.
- Czeeekaj... powiedziałaś mu wszystko? Nawet to o Rikerze?
- Rikera pominęłam, ale wie większość. O tym co zrobiłeś ty, co zrobił Riker 4 lata temu i co aktualnie odwalił Ross... i nic więcej.
- Hmm... daj mi na chwilę telefon. - Posłusznie podałam mu urządzenie. On coś tam wpisał i wysłał to.
- Do kogo to i o czym? - Nagle usłyszałam dźwięk charakterystyczny dla mojego telefonu kiedy dostanę nową wiadomość. On tylko ją odczytał i oddał mi różowy sprzęt elektroniczny. Ja szybko przejrzałam sms'y.
~ Do: Riker
 Treść: Hej jestem na randce z Ratliffem wymyśl coś żeby Rocky nie nabrał podejrzeń :*
Data: 28-07-2013 Godzina: 11:43 ~
~ Od: Riker
Treść: Jasne, ale będzie ciężko bo już się zaczął niepokoić.
Data: 28-07-2013 Godzina: 11:44 ~
- Aha... nie sms'uj z moim bratem w moim imieniu. - Zaśmiałam się, zablokowałam go i schowałam do torebki...

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 33

Rozdział 33

Z perspektywy Rossa:
- Eeee... co ty tu robisz? - Spytałem niepewnie.
- Przyszedłem do twojego braciszka... jak mu tam... aaa! Riker. - Zawołałem starszego i trzymałem drzwi przymknięte żeby nikt nie zauważył kto to.
- Co je... Louis? - Spytał.
- Riker.... dawno się nie widzieliśmy co nie? Może sam nie jesteś już moim klientem, ale następnego mi nie zabierzesz. - Wyciągnął pistolet z kieszeni spodni. Blondyn tylko mnie odsunął żeby nic mi się nie stało... padł strzał, jeden, drugi i światło zgasło... Obudziłem się w szpitalu i po chwili przypomniałem sobie co ja zrobiłem... zablokowałem Rikera żeby nie dosięgły go strzały. Wokół mnie stali wszyscy prócz niego. - A gdzie... - Rydel mi przerwała.
- ...Leży na innej sali, ponieważ pocisk trafił również jego, ale to nie jest tak poważne jak u Ciebie.
- Aha.
- A teraz... CO CI ODBIŁO IDIOTO?! CHCIAŁEŚ UMRZEĆ!?
- Nie chciałem żeby Riker umierał! A co z Louisem?
- Złapałem go w ostatniej chwili, kiedy odpalił silnik samochodu, najpewniej będzie za kratkami, ale musicie zeznawać. - Odezwał się Ratliff.
- A gdzie Rocky?
- Tutaj baranie. - Powiedział brunet na drugim końcu sali, grzebał coś w telefonie. Ja mimowolnie się uśmiechnąłem ostatnio tak rzadko go widywałem, że już nie wiedziałem co się z nim dzieje.
- Wie o wszystkim? - Spytałem się szeptem Rydel, ona tylko pokiwała twierdząco, moja mina od razu mi zrzedła i spuściłem głowę. - Przepraszam... - Wydukałem, w tej właśnie chwili na salę wszedł Riker, miał rękę zabandażowaną i obwiązaną wokół klatki piersiowej.
- Nic się nie stało młody. - Uśmiechnął się i podszedł do mnie. - Jeszcze raz coś takiego zrób, a skończy się o wiele gorzej. - Walnął mnie w ramię.
- Au... - syknąłem, ale się zaśmiałem. - Dobrze, że nic Ci nie jest.
- Z tobą niestety jest gorzej. Nie budziłeś się przez tydzień...
- TYDZIEŃ? A co z konc...
- Przełożyliśmy... przez Ciebie i twoją głupotę. - Powiedział Rocky i wyszedł trzaskając drzwiami. Poczułem się trochę winny... trochę? Ja byłem winny! Przeze mnie musieliśmy przełożyć koncert. Chciałem wstać i porozmawiać z brunetem, ale gdy tylko się ruszyłem to sparaliżował mnie ból.
- Niby to on bardziej ucierpiał, ale to ja w ręku miałem pocisk rozdzielony na dziesięć małych kawałków. - Rozmawiał Riker z Delly w innej części pomieszczenia, ale byli oni na tyle blisko, że ich słyszałem.
- Riker... załamujesz mnie. - Przejechała sobie ręką po twarzy, cała dwójka wróciła do mnie i Ellingtona. - Jak się czujesz?
- Dobrze, ale jeśli tylko się ruszę to ból mnie paraliżuje.
- Za tydzień będziesz mógł wyjść, ale tego koncertu nie mamy szans zagrać... musimy go odwołać, albo grać bez Rossa. - Powiedział nagle Rocky wchodząc na salę.
- Skąd ty tu? - Zdziwił się Ell.
- Poszedłem się spytać kiedy Cię wypuszczą.
- Rocky... przepraszam za wszystko. Ja...
- Rozumiem, ale przejąłeś się sprawą Michel'a bardziej niż ja co jest dziwne bo Ashley to moja... dziewczyna. - Zawahał się przy tym słowie.
- To... chodzi o to, że... on mówił, że kocha Laurę, a tak naprawdę miał dziewczynę... ten dupek mnie wkurzył. - To był główny powód...
- Aha... - Ta chamska odpowiedź... zabolała... czuję, że oddaliłem się od Rocky'ego, ale zbliżyłem się do reszty rodziny. Teraz będzie u nas inaczej, nie będą mi pewnie ufać... w sumie to im się nie dziwię. Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy cali. Wszyscy pojechali do domu oprócz Rydel... nawet nie chciałem żeby wracała, Laura już wyjechała. A ona była jedyną osobą, która mogła mi jeszcze zaufać.
- Przepraszam Delly. - Zacząłem. - Byłem strasznie głupi. Wybaczysz mi?
- Oczywiście, że tak. - Uśmiechnęła się i przytuliła delikatnie.
- A zrobisz coś dla mnie? - Spytałem.
- Hmm?
- Wróć do domu i idź spać. - Uśmiechnąłem się ciepło.
- No dobrze. - Hę?
- Czuję się mniej ważny od Ratliffa... przecież jak on chciał żebyś wróciła to nie słuchałaś go. - Zasmuciłem się.
- Przecież żartuję młotku. - Klepnąłem ją lekko w ramię swoją prawą ręką ponieważ lewa była w gipsie...

środa, 31 lipca 2013

Rozdział 32

Rozdział 32

Z perspektywy Rikera:
Chodziłem po całym mieście i szukałem tego debila, nigdzie nie mogłem go znaleźć, ale mimo to nie poddawałem się... w końcu po godzinie znalazłem go gdzieś, na jakimś zadupiu totalnym. Miał roztrzęsione ręce i zakrywał nimi twarz... ale nie płakał. - Ross głupku chodź ze mną. - Powiedziałem zbliżając się do brata.
- Nie...nigdzie nie idę. - Wydukał, jego głos był załamany i roztrzęsiony. Czułem, ze agresją niczego tu nie załatwię.
- Brat, no chodź ze mną. - Podchodziłem coraz bliżej.
- Idź stąd... - Usiadłem obok niego.
- Chyba śnisz, jesteś moim bratem i muszę Ci pomóc.
- A co jeśli ja nie chcę pomocy?
- Taaa... a ja zostanę królową Anglii... Wstawaj i chodź ze mną.
- Czemu to robisz?
- Ale co?
- No... próbujesz mi pomóc.
- Bo jesteśmy rodziną i musimy sobie pomagać. - Podniosłem się i podałem mu rękę, on spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - To wstajesz? Bo ręka zaczyna mi drętwieć. - Zażartowałem a ten chwycił ją i pociągnął ją po chwili stał już na nogach.
- Dziękuję Riker. - Powiedział i przytulił mnie.
- Oj dość tych czułości bo się tu rozkleimy. - Ruszyliśmy w stronę domu, już po 15 minutach byliśmy na miejscu.
- ROSS! - Wtuliła się w młodego, Rydel. - Nigdy więcej! Jasne? - Powiedziała ostro. Spojrzałem na nią, a ona zrozumiała o co mi chodzi. - Nigdy więcej mnie tak nie strasz. - Dodała łagodniejszym tonem, a ja się uśmiechnąłem.
- Jasne siostrzyczko. - Przytulił ją. Nagle podszedł do mnie Ratliff.
- Nigdy więcej nie zostawiaj mnie z nią samego! - Pokazał na Delly. - Wiesz co ona tu wyprawiała?
- Nie i nie chcę wiedzieć! - Szybko powiedziałem... - Ale jajecznicę robi dobrą.
- Ooo taaak... - Brunet odszedł ode mnie i wszyscy ruszyliśmy na kanapę, a z pokoju wyszedł Rocky, jedyny niepoinformowany w rodzinie.
- Co tutaj się dzieje?
- Nic nic. - Powiedzieliśmy chórem, wtedy do domu zadzwonił dzwonek. Ross ruszył w ich stronę żeby je otworzyć otworzyć...
_________________
Daję wam krótki bo chcę was poczymać w niepewności <3 :3 ehehe xd

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 31

Rozdział 31

Z perspektywy Rossa:
Zostało 5 dni w Rzymie... jeden dzień do koncertu przyznam, że byłem trochę spięty... ale czemu? Występujemy od 3 lat i nigdy nie czułem tremy. Zawsze byłem pewny siebie i wyluzowany, co się tak nagle stało?... Nie miałem pojęcia co robić, postanowiłem się przejść... oczywiście Laura kontrolowała mnie na każdym kroku żebym nie kupił niczego. - Będziesz teraz tak za mną chodzić?
- Tak. - Uśmiechnęła się, ja przewróciłem oczami.
- A co jak ja chcę pobyć sam... bez Ciebie?
- Hmh... jakoś Ci nie wierzę. - Zaśmiałem się cicho, bo to była prawda. - No widzisz. - Uśmiechnęła się zwycięsko. Szedłem przed siebie, cały czas czułem na sobie wzrok brunetki oraz nawet przez chwilę nie przestałem myśleć o tym, że muszę znów przyjąć dawkę bo zaraz bym oszalał... nagle odezwał się telefon, na wyświetlaczu napisane było Louis, bez wahania odebrałem.
- Halo? - Odezwał się chłopak.
- Louis, po co dzwonisz? - Powiedziałem sucho.
- No bo ciągle nie przyszedłeś, a wysłałem Ci adres.
- Nie mogę... - Spojrzałem za siebie. - Obserwuje mnie moja "kochana" rodzinka. - Położyłem nacisk na kochana...
- No to masz lipę, ale musisz dzisiaj przyjść inaczej zrywamy umowę. - Rozłączył się... i co ja mam teraz zrobić? Laura cały czas dotrzymywała mi kroku, jeśli postanowię jej uciec to pewnie zadzwoni po Rikera, jak ją zgubię to ona pewnie też się zgubi i nie trafi do domu, oraz zadzwoni po Rikera! I tak źle i tak niedobrze... Nie wiem co mam robić... Zastanawiałem się przez dłuższą chwilę jak mogę z tego wybrnąć. - No i co ja mam do cholery zrobić? - Mówiłem do siebie, zupełnie nie wiedziałem co robić... nagle dogoniła mnie Laura.
- Coś się stało? - Zatrzymałem się, a ona mnie objęła. - Rossy... nie myśl o tym. - Powiedziała delikatnie.
- Jak mam nie myśleć? Cały czas za mną chodzisz... przez cały dzień jestem kontrolowany!
- Dziwisz się? Szczerze, moja rodzina by mnie w domu zamknęła za coś takiego! Ale oni Ci jeszcze ufają! Wierzą, że nie zrobisz tego! Mimo wszystko ty nie potrafisz przestać o tym myśleć nawet przy mnie?
- Powiesz mi jak mam przestać?
- Normalnie... jest 21...
- Cholera... już? - Nagle rzuciłem się przed siebie i włączyłem komórkę, sprawdziłem sms'y... - Na szczęście jestem niedaleko. - Była 21:30 i już byłem na miejscu. - Louis jesteś tu?
- No nareszcie... - Wymiana przebiegła tak jak zwykle, a chłopak odszedł. - Do jutra.
- No chyba nie... - Mruknąłem cicho.
- Co?
- Oni mnie za to z pokoju nie wypuszczą.
- Wymyślisz coś. - Uśmiechnął się pod nosem i zniknął a ja zrobiłem to co zwykle, ale bałem się wrócić do domu...
- Co się ze mną do cholery dzieje... kiedyś to ja nie bałbym się skoczyć z mostu! Teraz boję się wystąpić na scenie i wrócić do własnej rodziny?! - Kucnąłem w kącie zaułka i zakryłem twarz w dłoniach...

Z perspektywy Ratliffa:
- Hej jest Rocky? - Weszła do pokoju Laura.
- U siebie... a co? - Odparłem.
- Chodzi o Rossa.
- Gdzie on? - Odwrócił się do tej pory oglądający telewizję Riker.
- No... ten tego... eee... zwiał mi i zapewne wiecie co poszedł zrobić. - Tłumaczyła się.
- Co? Ja zabiję tego idiotę. Zaraz wracam. - Przewrócił oczami najstarszy i wyszedł z domu biorąc przy okazji swoją czarną skórzaną kurtkę. Rydel od razu była cała podenerwowana i łaziła po pokoju.
- Delly, może idź się zdrzemnąć? - Zaproponowałem.
- Nie zasnę Ci... będę się martwić o tego debila, jeszcze trochę i zespół się przez niego rozpadnie.
- Nigdy więcej tak nie mów! A teraz siadaj. - Powiedziałem i poszedłem do kuchni.... ona zawsze martwiła się za nas wszystkich, a ja wiedziałem, że Riker na pewno znajdzie Rossa... bez niego do domu nie wróci. Nalałem wody do szklanki i wróciłem do salonu oraz podałem naczynie blondynce. - Lepiej?
- Taa... - Ciągle się martwiła. Odprowadziłem ją więc do pokoju, Laura spała dziś na kanapie niestety nie mieliśmy nic innego.
- Nie martw się tak. - Uśmiechnąłem się miło, a Rydel zbliżyła się do mnie i delikatnie pocałowała w usta. - Tylko tyle? - Udałem focha.
- Tak. - Uśmiechnęła się.
- Pff... a ja chciałem tu z tobą zostać, żebyś mogła spać. Najwyraźniej mnie nie potrzebujesz. - Ruszyłem w stronę drzwi.
- No dobra... chodź tu. - Podszedłem, a ona pocałowała mnie teraz namiętnie... oderwaliśmy się od siebie po około minucie.
- Leepiej. - Zaśmialiśmy się, a ja położyłem się obok dziewczyny i objąłem ją, ona się we mnie wtuliła i już po chwili wstała...
_______________
Czy mi się wydaje czy mój brat ma większy ekran? No nicio macie ten rozdział... Weronika ty wymuszaczy fejsbukowy! Zabiję Cię!! :D

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 30

Rozdział 30

Finally ten 30!! xD ten to... nie zrobię go dłuższego bo takie dłuuugie, że dłuugie będą co 25 rozdziałów xD to miłego czytania moje drogie czytelniczki i ty Maja :* haha xD <3 Koffam was.

Z perspektywy Rossa:
- No... tak... - Przyznałem wreszcie... przy niej cała moja pewność siebie gasła... tak bardzo ją kocham, że chcę być dla niej ideałem. Zaraz zaraz. Co Laura tu robi? Rydel... to ona musiała ją zawołać.
- Co ty ze sobą robisz Rossy? - Powiedziała jej delikatnym głosikiem.
- Ja... chciałem zapomnieć o problemach... ja... no...
- Wiem co Michell zrobił, ale to nie powód żeby od razu zaczynać ćpać. - Nie unosiła się.
- Mi nie chodzi o to co ten dupek zrobił... znaczy nie tylko o to.
- A o co jeszcze? - Zdziwiła się... Delly jej nie powiedziała, właśnie wtedy mina mojej siostry zmieniła się na strasznie poważną.
- O to co 2 tygodnie temu zrobił Ratliff...
- A co zrobił? Rydel...
- Eee... no... - Zaczęła niepewnie. - Nie chcę wracać do przeszłości. - Uśmiechnęła się niewinnie, ja tylko westchnąłem.
- Ten kretyn spił się i ją uderzył! - Wybuchłem.
- Co? - Jej wzrok w kilka chwil skierował się ku mojej siostrzyczce, a ona poszła do siebie dość szybkim krokiem.
- To co słyszysz! - Chciałem już wyjść z domu, ale ukochana mnie zatrzymała.
- Rossy... - Tak za nią tęskniłem... tak bardzo chciałem ją teraz pocałować... - To co robisz... ty... musisz przestać! - Jej oczy się zaszkliły.
- Laura! Nie płacz!... ja obiecuję spróbować z tym skończyć... ale... ciężko mi... ja muszę to brać... inaczej czuję się cały czas... głodny. - Zwierzyłem się jej... tylko przy niej potrafiłem być szczery, ona się uśmiechnęła i pocałowała mnie w policzek. - Tylko tyle? - Byłem smutny. Byliśmy strasznie blisko siebie.
- Tak. - Zaśmiała się, a ja postanowiłem działać i pocałowałem ją namiętnie, a dziewczyna się nie opierała. W końcu się odkleiliśmy. - Gdzie jeszcze trzymasz je?
- Nie trzymam, kupuję na żywca. - Przyznałem.
- Mogę Ci uwierzyć? - Spytała.
- Czy ja Cię kiedyś okła... nieważne... tak możesz mi wierzyć. - Uśmiechnąłem się, a dziewczyna położyła mnie do łóżka. Zasnąłem bardzo szybko...

Z perspektywy Rikera:
Wstałem o godzinie 10 i poszedłem sprawdzić co tam u mojej kochanej rodzinki. Rydel spała, Ross o dziwo też, Rocky siedział u siebie i sms'ował z Ashley.
- Hej brat! Za smsy zagraniczne się więcej płaci. - Powiedziałem z drwiną, a on mnie tylko rzucił poduszką. - Ja nawet nie chcę wiedzieć co ty tam wypisujesz.
- Oj już siedź cicho. - Przewrócił oczami, a ja wyszedłem, zszedłem na dół i położyłem się na kanapie włączając tv... nic ciekawego nie leciało więc postanowiłem, że zrobię sobie śniadanie. Przygotowałem całą tacę kanapek i położyłem na środku salonu. - Te głodomory jak zejdą to pewnie sobie nie zrobią. - Powiedziałem i zacząłem pałaszować. O godzinie 11 wstała Cassidy, od razu się przywitaliśmy pocałunkiem i blondynka usiadła ja objąłem ją i zaczęła jeść śniadanie, które wcześniej przygotowałem.
- Co tam u mojej królewny? - Spytałem z uśmiechem.
- A jest dobrze... - Odwzajemniła go... hmmm...
- Na pewno? - Dopytywałem.
- Umm... Tak. - Odparła i dała mi buziaka w policzek... te dziewczyny, wiedzą jak uśpić moją czujność.
- Udajmy, że Ci wierzę. - Zaśmiałem się i ruszyłem w stronę swojego pokoju gdyż zorientowałem się, że jestem w samych bokserkach... Wróciłem ubrany w niebieską koszulkę i ciemne jeansy, oraz niebieskie conversy [Taki tam niebieski zestawik :3 - Od aut. xd].
- Wolałam Cię bez koszulki. - Zaśmialiśmy się oboje.
- Uuuu... jak miło. Wiesz, zawsze mogę ją zdjąć. - Uśmiechnąłem się zalotnie.
- Może nie, bo właśnie Delly idzie. - Pokazała ręką na blondynkę, która właśnie ledwo przytomna schodziła po schodach.... przyznam, że wyglądała... marnie.
- Rydel...coś się stało?
- No... nie mogłam spać w nocy. Miałam ciągle jeden i ten sam koszmar. - Przytuliłem siostrę.
- Lepiej?
- Lepiej. Głodny nie jesteś sobą! Snickers i jedziesz dalej! - Cała nasza trójka wybuchła śmiechem. [Taka tam autoreklama xd - od aut.]
- Hej! Mam pomysł! - Zaczęła Cassy.
- Hmm? - Zaciekawiłem się.
- Wyskoczmy gdzieś razem... we trójkę. Widać, że zestresowałaś się tą całą sytuacją i chciałabym żebyś się rozerwała ze swoim kochanym braciszkiem. - Uśmiechnęła się.
- No... wiesz miło, ale umówiłam się już z... Ratliffem. - Powiedziała i poszła do siebie.
- Okej. -  Rzuciłem tylko i wyszliśmy...
- Gdzie najpierw? - Spytała blondynka.
- Hmmmm... może pochodzimy sobie po mieście?
- Ok. - Ruszyliśmy w stronę centrum, bo nasz hotel był na tak jakby to ująć "zadupiu"...
_______________
Sory, że krótki, ale czas mnie nagli! A na moim złomie nie da się pisać z włączonym skajpem xd

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 29

Rozdział 29

Z perspektywy Rydel:
Wstałam około godziny 9... nie miałam siły, ale... zobaczyła Ratliffa, który leżał obok mnie i już nie spał. - Co ty tu robisz?
- No wiesz... śnił Ci się koszmar i nie mogłaś spać więc postanowiłem położyć się obok Ciebie i momentalnie zasnęłaś. - Uśmiechnął się uroczo, a ja pocałowałam go w policzek i wtedy przypomniałam sobie cały sen.
- Wiem! - Olśniło mnie.
- Hm? - Zdziwił się.
- Wiem co pomoże Rossowi, a raczej kto. - Uśmiechnęłam się i wzięłam telefon... wykręciłam numer, usłyszałam sygnał.
- Halo? - Odezwał się głos w słuchawce.
- Hej! Laura!
- Rydel? Co u Ciebie.
- Jednym słowem kicha. Musisz przyjechać natychmiast do Rzymu! Ross potrzebuje pomocy!
- Co się stało?
- Opowiem Ci jak się zjawisz.
- Jasne będę jutro. - Rozłączyłam się.
- Laura na pewno pomoże Rossowi z rzuceniem narkotyków, przecież on ją kocha.
- Jakaś ty genialna. - Odpowiedział.
- Wiem.
- I skromna. - Zaśmiał się.
- Powiedz mi coś czego nie wiem. - Uśmiechnęłam się uroczo.
- Hmm... to nie wiem... jesteś... najpiękniejsza na świecie. - Pocałowałam go w policzek.
- To też wiem.
- Skąd?
- Od Ciebie. - Zaśmialiśmy się i wreszcie poszłam do łazienki się ubrać. Wyszłam po 40 minutach, a Ratliff po zaledwie 10. [Oczywiście wszedł po niej! - Od aut.] Reszta dnia minęła tak jak tamte 2 dni... około 10 godziny następnego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam, a w progu stała Laura. - Wchodź. Musimy pogadać. - Zaciągnęłam ją do siebie do pokoju. - Słuchaj... potrzebujemy twojej pomocy. Chodzi o to, że Ross...
- Co z nim?
- Noo.. ten eee... zaczął ćpać... - Mina brunetki z uśmiechu przerodziła się w przerażenie.
- CO?! Ross i ćpanie? Niee... to niemożliwe! Riker, Rocky, nawet Ratliff! Ale nie Ross!
- Hej licz się ze słowami!
- Sory, ale... do mnie to nie dociera... jak on mógł zacząć ćpać?
- No zaczęło się od Polski... wiesz, że Michell miał dziewczynę?
- Co? - Zdziwiła się tak jakby zobaczyła ducha.
- No i on eee... miał ogółem dwie dziewczyny. Pewną Ashley i Violettę.
- Czekaj... tę Violettę? Moją czerwonowłosą przyjaciółkę?
- No. - Laura chyba chciała już wybuchnąć. - Spokojnie dziewczyno! - Momentalnie usłyszałam trzask drzwi. Rocky był w domu i gadał z Rikerem, Cassy siedziała u siebie, a Ratliff... no oglądał telewizję. To musiał być Ross... Brunetka momentalnie rzuciła się na dół. - Laura! Stój! - Pobiegłam za nią, ona już stała w wejściu do salonu i zobaczyła prawie nieprzytomnego blondyna. - No i braciszku... nie żyjesz... - Mruknęłam, a chłopak zauważył swoją ukochaną.
- Laura? Co ty tu robisz?
- Przyjechałam do Ciebie... to czego się dowiedziałam wstrząsnęło mną... ty naprawdę ćpasz? - Nie wiedział co odpowiedzieć...
- Eee... ja... no... - Nie potrafił się wysłowić...
__________________
Macie krótki bo Wi skończyła w takim wkurwiającym momencie!

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 28

Rozdział 28

Nie miałam zielonego pojęcia co mogłam napisać więc ten rozdział prawdopodobnie będzie krótki :C sorki was za to :P
Z perspektywy Rossa:
Obudziłem się na podłodze w salonie, strasznie bolała mnie głowa i kostka. - Au... - Syknąłem i się podniosłem, przyszło mi to ledwo, ale w końcu się udało. Chciałem wyjść z domu, ale w drzwiach stanął Riker... No świetnie.
- A ty gdzie się wybierasz?
- A Ciebie co to obchodzi? - Odpowiedziałem na pytanie, pytaniem.
- No wiesz... jednak dość sporo. - Odparł i popchnął mnie na kanapę. Nie miałem siły mu się opierać, spojrzałem na zegarek była 22. - Słuchaj młody...
- Znowu zaczynasz?
- Nie przerywaj mi... przestań ćpać bo to Ci nic nie pomoże, a tylko może Ci zniszczyć życie! Nie rozumiesz?
- Jakoś nie widzę złych stron na razie.
- To poczekaj aż zaczniesz mieć halucynacje... ja po tym nie mogłem się pozbierać... Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć co ja widziałem. - Ruszył się w stronę wyjścia.
- Na przykład?
- Dowiesz się później. Po jakimś miesiącu. - Wyszedł z pokoju, a ja momentalnie zasłabłem... nie miałem wyjścia, musiałem iść spać... Zawędrowałem do krainy morfeusza około godziny 23...
~ - Riker odwal się ode mnie! - Szarpnąłem go i wyszedłem z domu. Na ulicy stała Rydel. - A ty czego chcesz? - Spytałem już z nutką znudzenia.
- Ross przestań! Nie widzisz, że zespół rozpadł się przez Ciebie to jeszcze chcesz rozwalić naszą rodzinę? Daj sobie pomóc! - Wybuchła płaczem, nie obchodziło mnie to.
- Nie potrzebuję pomocy! - Rzuciłem ją o mur, bo stała mi na drodze i ruszyłem przed siebie... ostatnie co zobaczyłem to płacząca Delly i moi bracia oraz Ratliff pomagający jej wstać... w pewnym momencie mój dawny przyjaciel rzucił się na mnie.
- Co ty jej zrobiłeś draniu! - Walnął mnie w twarz, kiedy tylko się odwróciłem, od razu upadłem na ziemię - Jeśli ona zginie to ja Cię zabiję!...~ Obudziłem się...
- To tylko sen. - Byłem spocony i.. bez koszulki oraz w samych bokserkach? U siebie w pokoju? Spojrzałem na zegarek była 3 w nocy... Postanowiłem iść dalej spać, ale ten sam sen śnił mi się ciągle... nie chciałem już zasypiać i około 6 wstałem z łóżka żeby zrobić sobie śniadanie... byłem głodny, ale nie miałem apetytu na jedzenie. Wyszedłem więc i poszedłem tam gdzie zwykle... - Louis jesteś?
- Zawsze... - Chłopak wyszedł i uśmiechnął się chytrze. - To co zwykle?
- Taa... - Zapłaciłem mu i wziąłem paczuszkę, szedłem przez 5 minut i wszedłem w inny ciemny zaułek gdzie wstrzyknąłem sobie dawkę. Znów poczułem się sennie więc wróciłem do hotelu i położyłem się spać... Usnąłem jak niemowlę... narkotyki jednak pomagają.
_________________________
Dziękuję Tomkowi, Dorocie, Weronice oraz Wi za zrycie mi psychiki tej nocy... ja już nie zasnę -_-

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 27

Rozdział 27

Z perspektywy Ratliffa:
- No... dzisiaj w nocy... w kuchni... - Zupełnie nie wiedziałem jak jej to powiedzieć. - To był Ross... - Uśmiechnąłem się niewinnie.
- CO?! - Odparła spokojnie... znaczy wyglądała spokojnie, w środku pewnie kipiała ze złości.
- No... musiał się naćpać i miał napad złości jak przyszliśmy... eee... więc trochę się poszarpaliśmy, a on... no... yyy... Uciekł... - Tym razem chciała wybuchnąć. - Delly... Delly spokojnie. - Starałem się ją uspokoić. - Rydel... uspokój się, proszę. - Zrobiłem minę zbitego pieska, ale i to nie zadziałało.
- GDZIE JEST TEN DEBIL!? - Wybuchła płaczem.
- Delly... nie płacz proszę. Rydel... kochana... proszę. - Podniosłem jej podbródek, ona wzięła głowę i spuściła ją na dół i szlochała. Przytuliłem ją mocno, ona się we mnie wtuliła... to było takie miłe uczucie, ale dziewczyna wciąż płakała.
- Dlaczego mnie to spotyka.... pierw Riker, potem ty i teraz Ross? Może do kompletu Rocky zacznie się ciąć! - Żaliła się.
- Nie mów tak... dobrze wiesz, że to nie prawda... a jeśli tak to się przestraszę.
- Teraz to ty tak nie mów. - Uśmiechnęła się, ale dalej szlochała.
- Rydel, Delly, Delluś. - Starałem się ją pocieszyć, wtedy do pokoju wszedł Riker.
- Słuchajcie znalazłem Rossa, był... nie chcecie wiedzieć gdzie. - Blondynka od razu zbiegła na dół, my tylko spojrzeliśmy na siebie i rzuciliśmy się za nią bo by młodego rozszarpała na strzępy. Ledwo ją utrzymaliśmy i gdy wreszcie się uspokoiła spokojnie porozmawialiśmy.
- Ross... co ty odwalasz stary? - Spytałem, on milczał.
- Słuchajcie, może weźcie idźcie ja z nim pogadam. - Spojrzał na nas porozumiewawczo. Zrozumieliśmy to i opuściliśmy pokój.

Z perspektywy Rikera:
- Możesz mi powiedzieć młody co ty odkurwiasz? - Zacząłem.
- Co Cię to obchodzi... - Mruknął.
- Jednak dużo. Jestem twoim starszym bratem i razem z Rydel martwimy się o Ciebie!
- To przestańcie. Jestem dorosły.
- Młody... bycie dorosłym nie oznacza być pełnoletnim, ćpać, albo pić... to oznacza być odpowiedzialnym! A u Ciebie tego nie widać!
- Kto to mówi?! Przecież ty też kiedyś ćpałeś. - Zatkało mnie, skąd on to wie? - Nie udawaj... - Przerwałem mu.
- No ćpałem... ale się zmieniłem. Chcesz zobaczyć coś jeszcze?
- Pff... pokaż. - Zdjąłem kurtkę i podwinąłem rękawy z koszulki.
- Widzisz te słabe blizny? To ślady po cięciach.
- Co? - No trzeba było przyznać jego mina była bezcenna.
- Do tego doprowadziły mnie narkotyki. Zachorowałem i zacząłem się ciąć. Wiesz kto mi pomógł? Rodzina i przyjaciele. Młody... daj sobie pomóc, dla mnie było prawie za późno! Mogłem zginąć przez moją głupotę... zachowywałem się dokładnie tak jak ty! Słuchaj, jak raz zaczniesz cholernie trudno z tym skończyć, a wrócić jeszcze łatwiej...
- Skończ te kazania proszę.
- Stary! Chcesz skończyć jak ja? Z bliznami na wiele lat? I nie chodzi mi o te na rękach. Rydel przez Ciebie cały czas płacze! Krzywdzisz ją gorzej niż Michell krzywdził Ashley... - Czułem, że chłopak zaraz wybuchnie... musiał niedawno brać bo oczy miał dziwne. - A zresztą nie tylko ją... nas też, przez to co robisz może rozpaść się zespół! To co tak kochamy! Chcesz to wszystko zepsuć przez prochy, albo płyny za 200$? Jesteś... żałosny. - Powiedziałem i ruszyłem w stronę wyjścia, młody rzucił się na mnie. Ja musiałem go przewrócić na ziemię i trzymałem go. - Ell! Chodź tu! - Krzyknąłem kiedy blondyn się szarpał, brunet prawie natychmiast wbiegł do pokoju.
- Co jest?
- Tylko rozmawialiśmy... eee... agresywne negocjacje. Możesz mi jakoś pomóc? - Po chwili zauważyłem Delly w drzwiach widziałem, że chciała wybuchnąć płaczem, ale wiedziała, że to konieczne. - Trzymaj go za nogi... zaraz padnie.
- Puszczajcie mnie do kurwy nędzy! - Darł się... zaraz... a gdzie Rocky?
- Hej a gdzie ten idiota nasz braciszek?
- Poszedł się przejść. - Uświadomiła mnie Rydel.
- Dzwoń po niego, bo ten debil ma siłę za dwudziestu. - Odezwał się Ratliff.
- Nie! On nie ma nic wiedzieć! Dobrze wiesz jak łatwo ulega emocją - Rzekłem... wtedy poczułem, że Ross się już nie szarpie. - Zasnął. Zostawcie go tu. - Powiedziałem i wstałem... - Mam dość na dziś. - Ruszyłem do siebie do pokoju i zamknąłem drzwi, od razu rzuciłem się na łóżko żeby odpocząć...

Z perspektywy Rydel:
To na szczęście już koniec, podbiegłam i wtuliłam się w Ell'a... chciałam się rozpłakać, ale obudziłabym śpiącego Rossa. Brunet zaprowadził mnie do siebie i przytulił mocno, chciałam żeby to nigdy się nie kończyło. Czułam się tak dobrze, na chwilę mogłam zapomnieć o wszystkim. - Proszę... nie odchodź nigdzie.
- Nie mam zamiaru. - Uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego mocniej.
- Kocham Cię.
- Co? Bo chyba nie usłyszałem.
- Psujesz tą chwilę...
- Sorki. - Pocałowałam go lekko w policzek. - To...?
- To co? - Udawałam, że nie wiem o co mu chodzi.
- Będziemy wreszcie razem? Bo czekam na twoją odpowiedź i całymi dniami jestem tak blisko ciebie... nie potrafię już tak dłużej. - Posmutniał. - Ja... cierpię.
- Ell... dobrze wiesz co dzieje się teraz w domu.
- Wiem i cały czas czekam... ale w pewnych momentach... nie potrafię wytrzymać żeby Cię nie pocałować... zwłaszcza, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi... ja tak dłużej nie mogę. - Zaczął przybliżać swoją twarz do mojej... nie wiedziałam co zrobić. Spanikowałam i odsunęłam się... - Co jest? Przecież podobno mnie kochasz...
- Ja... tak, ale... - Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Ale co?! Czekam już długo! Nie potrafię dłużej wytrzymać! - Uniósł się... przypomniał mi się ten dzień... zaczęłam płakać. - Rydel! Delly! Nie płacz proszę! Przepraszam! Rydel! Proszę Cię przestań płakać. - Chciał mnie uspokoić. Ja bez zastanowienia pocałowałam go namiętnie w usta. Nasz pocałunek trwał długo... nie wiedziałam ile dokładnie, miałam to gdzieś. Teraz liczyliśmy się tylko ja i on... kiedy się oderwaliśmy od siebie...
- To zostaniesz moją dziewczyną? - W jego głosie czuć było nadzieję.
- Tak. - Uśmiechnęłam się szeroko i wtuliłam w chłopaka... nareszcie...
_________________
WERONIKA! CO TY ZE MNĄ ZROBIŁAŚ POTWORZE! ONI MIELI BYĆ RAZEM DOPIERO W 30 ROZDZIALE!!
PRZESŁODZONE, ALE CO JA MIAŁAM ZROBIĆ? EHHH MACIE ICH RAZEM BO WIEM, ŻE ICH KOFFACIE TAK JAK JA XD

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 26

Rozdział 26

Z perspektywy Rikera:
- Ross już wyszedł? - Spytałem się rodziny, była godzina 11 i dopiero teraz zauważyłem brak młodego... Postanowiłem pójść też poznać okolicę. - Ja też wychodzę. - Rzuciłem i wziąłem swoją czarną skórzaną kurtkę. Szedłem przed siebie, nie znałem okolicy więc włączyłem mapę na telefonie i oznaczyłem sobie drogę powrotną do domu... Chodziłem w te i we wte, byłem w parku, kilku muzeach i jeszcze na jakiejś plaży... Do hotelu wróciłem około godziny 20. - Hej rodzinka!  - Powiedziałem, wszyscy mi odpowiedzieli... wszyscy prócz Rossa. - Tego głupka ciągle nie ma? - Spytałem, oni nawet nie zauważyli.
- Co? - Zdziwiła się Delly odrywając się od telewizora. - Jak to go nie ma!
- A mogłem siedzieć cicho... Zadzwoń do niego. - Rydel wyciągnęła telefon i wykręcała numer do młodego... wtedy jak na zawołanie ten zadzwonił do siostry.
- Ten człowiek mnie przeraża. - Wziąłem telefon z rąk blondynki i odebrałem.
- No co chcesz Ross? Gdzie ty jesteś.
- Słuchaj, ja będę w domu za... 2 godziny, uspokój Rydel.
- 2 godziny, ani sekundy dłużej. - Rozłączyłem się. - Delly. - Podszedłem do siostry. - Nie martw się ten głupek obiecał przyjść o 22. - Pocieszałem blondynę, która już się martwiła... ona tylko wzięła głęboki oddech i powędrowała do pokoju, ja pokazałem Ell'owi żeby poszedł za nią.
- Musimy na niego poczekać. - Powiedział Rocky.
- Taa... - Poparłem go i usiadłem na kanapie. - Co oglądamy?
- Leci teraz "Wieczny Student". - Odparł... świetna komedia... godzina 22 rozlega się dzwonek do drzwi, Rydel schodzi na dół a Ratliff ją obejmuje. Otwieram drzwi w nich stoi Ross, wyglądał dziwnie, ale nie miałem już siły go zadręczać więc poszedłem do siebie... zasnąłem około godziny 23. Następnego dnia wstałem o 7... zszedłem na dół, zrobiłem sobie śniadanie i wyszedłem się przejść. Około godziny 10 wróciłem do domu, wszyscy siedzieli przed telewizorem i wtedy zadzwonił telefon... odebrałem go. Była to policja...
- Tak słucham? - Powiedziałem.
- Dzień dobry, pan Riker Lynch? - Odezwał się komisarz.
- Tak, czy coś się stało?
- Musi pan natychmiast wrócić do Ameryki. Chodzi o pana przyjaciela... Cory'ego Monteith'a.
- Co się stało? - Spytałem, zacząłem się bać.
- No... nie wiem jak to panu powiedzieć... pan Cory Monteith nie... żyje.
- CO?! - Krzyknąłem.
- Wszystko opowiem panu kiedy pan przyjedzie.
- Eeeee... no teraz nie mogę za bardzo ponieważ za 2 dni mam koncert. Czy mogę przyjechać po występie?
- Dobrze, oczekujemy pana w środę o godzinie 15.
- Dobrze. - Rozłączył się. Dziś jest  piątek... zresztą... co się stało Cory'emu? To mój przyjaciel z planu glee... od razu się za kumplowaliśmy mimo, że ja nie grałem głównej roli... byłem cały roztrzęsiony. Delly od razu do mnie podeszła.
- Co się stało? - Spytała z troską w głosie.
- Cory...
- Co z nim?
- On... nie... nie żyje... - Ciągle nie mogłem tego poukładać w całość.
- Co?! - Nie mogła w to uwierzyć, cały zespół znał go i byliśmy w 6 najlepszymi kumplami. Myślałem, że zaraz się załamię psychicznie... straciłem najlepszego przyjaciela. - Idź do siebie. Odpocznij. Dla Ciebie to był poważny cios. - Uśmiechnęła się, ale ja wiedziałem, że sztucznie mimo to poszedłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko... już po chwili przyszła do mnie Cassidy.
- Rydel powiedziała mi co się stało. - Przytuliła mnie.
- Po koncercie wracam do Ameryki na 5 dni. Wrócę od razu do Paryża. - blondynka się uśmiechnęła... ja też... ale ciągle czułem ból po stracie przyjaciela... nagle stało się coś... coś... czego się nie spodziewałem. Blondynka... pocałowała mnie? Od razu poczułem się lepiej i oddałem go... całowaliśmy się przez 2 minuty. Gdy wreszcie się oderwaliśmy znów na mojej twarzy pojawił się uśmiech...

Z perspektywy Ross'a:
CO?! - Powiedzieliśmy razem z Rocky'm i Ell'em. - Jak? Kiedy?
- Jakoś wczoraj, policja wykluczyła morderstwo, ale ciągle nie znają dokładnej przyczyny. - Riker musi się czuć okropnie, on był jego przyjacielem. - Ja idę się przejść. - Rzuciłem i wyszedłem, nie miałem na nic siły...Poszedłem do dość ciemnego zakątka gdzie stał jakiś chłopak. Miał 19 lat i nazywał się Louis, skąd go znam? Ee... no spotkaliśmy się już raz. - Masz?
- Ta... ale tylko proszek.
- Kurwa mówiłem Ci, że tego gówna nie ruszam, kręci mi się od tego we łbie.
- No przecież żartuje. Kasa. - Podałem mu 200$ i wziąłem paczkę. Poszedłem w bardziej ustronne miejsce i otworzyłem pakunek. Była tam strzykawka i... płyn. Wstrzyknąłem to sobie w żyłę i poczułem się lepiej... o wiele bardziej znosiłem śmierć Cory'ego. Był moim przyjacielem odkąd Riker zaczął grać w glee. Poczułem się sennie więc ruszyłem w stronę domu. Przyznam, że nie chciałem zaczynać, ale wszystko zaczęło się od Polski... Michel'a... byłem wtedy ostro wkurwiony, poszedłem gdzieś gdzie spotkałem Louis'a. Często zmienia lokum, akurat mieszka w Ameryce i jeździ za nami. Jestem jego stałym klientem. Taa... na początku dał mi jakieś gówna w proszku, zakręciło mi się w głowie. Więc postanowiłem tego więcej nie brać, potem sprzedał mi Heroinę... nie było to super, ale zapomniałem o swoich problemach. Oby nikt tylko się z zespołu nie dowiedział... myślałem tak i wróciłem do domu. Ogarnąłem się trochę i wszedłem do hotelu. Na wejściu zaczepiła mnie Rydel i pytała gdzie byłem.
- Ee... byłem się przejść. Zabolała mnie śmierć Cory'ego.
- Tak jak nas wszystkich.
- Idę do siebie. - Rzuciłem i ruszyłem w stronę mojego pokoju, rzuciłem się na łóżko i chciałem iść spać, ale Riker wszedł za mną.
- Hej młody co jest? - Spytał.
- Co ma być? Po prostu się martwię.
- No wiem... - On coś chyba wyczuł... ale jak? Przecież... chyba, że... nie... Riker nigdy... chociaż... w sumie... kiedyś po nocach znikał dość często... może wtedy... nieee... nie on... każdy ale nie on... - Gdzie byłeś dokładnie? - Badał dalej, musiałem wymyślić jakąś wymówkę.
- Eee... no... - Patrzył mi się w oczy... kurwa! Przecież źrenice mi się pomniejszają, jeśli kiedyś ćpał na pewno to zauważy! - Byłem... w parku! - Uśmiechnąłem się do siebie. Bez słowa wyszedł z pokoju i po 20 minutach wrócił z Rydel. - Co chcecie? Ja chcę spać... - Powiedziałem ledwo przytomny.
- Ćpałeś? - Spytała prosto z mostu siostra.
- Co? Ja nie ruszam takich gówien... nie jestem głupi.
- Nie zgrywaj głupka... masz pomniejszone źrenice i jesteś śpiący... TY NIGDY NIE JESTEŚ ŚPIĄCY O GODZINIE 20! - Podkreślił to zdanie Riker. Miał racje...
- A skąd wiesz jak wygląda osoba, która ćpa? - Złamałem go.
- Czytałem kiedyś... - Akurat... - Ross co ty robisz? Chcesz się wpakować w takie gówno? Może jeszcze ciąć się zacznij... - Prawił mi kazanie. Skąd... moje życie jest dobre. Po co mam się ciąć?
- Po co? Zresztą ja nie ćpam. - Szedłem w zaparte.
- Ross... przyznaj się. - Mówiła Delly.
- JA NIE ĆPAM! MOŻECIE MNIE ZOSTAWIĆ W SPOKOJU!? - Wybuchłem... miałem dość ich kontroli. Jestem dorosły i będę robił co mi się podoba, schowałem się pod kołdrą... do pokoju wbiegła reszta rodzeństwa i Ratliff z Cassidy.
- Co tu się stało? Podejrzewam, że nawet menel 2 przecznice stąd usłyszał co Ross wrzasnął. - Powiedział Rocky.
- Jaki menel... - Zdziwił się Ratliff.
- Nie pytaj... To co tu się stało?
- Nic... - Powiedział Riker i wyszedł, a tuż za nim Delly, za tą dwójką Ellington.

Z perspektywy Rydel:
Mam dość tego... najpierw Riker potem Ross? Moje rodzeństwo jest jakieś przeklęte! Załamałam się... przecież... Wtedy do mnie wszedł Ell, nie miałam ochoty z nim rozmawiać, a nie wiedziałam jaki temat zechce poruszyć. - Wiesz może o co chodzi z Rossem? - No i co ja mam mu powiedzieć?
- Eee... o nic. - Skłamałam... nienawidzę kłamać.
- Delly... ja Cię znam... kłamiesz.
- Ja... nie chcę o tym mówić...
- Rydel... mi możesz zaufać. - Zaczął się przysuwać ja nie miałam siły na nic... potrzebowałam pocieszenia. Oczy mi się zaszkliły. - Hej... Delly. Nie płacz. - Pocałował mnie w policzek i przytulił, a ja wtuliłam się w niego. - Rydel... nie płacz bo... eee... pocałuje Cię! - Uśmiechnął się triumfalnie, ja w duchu się zaśmiałam a na zewnątrz ciągle płakałam wtedy on podniósł mój podbródek i bez wahania pocałował mnie prosto w usta. Ja nie miałam nic przeciwko... pocałunek był coraz bardziej namiętny... w końcu po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, a Ratliff uśmiechnął się szeroko. Boże jaki on ma boski uśmiech... - A teraz powiesz co się stało?
- No... chodzi o to, że... no...
- Powiedz spokojnie. Przecież ja nikomu nie wygadam.
- No... Ross... zaczął ćpać... - Powiedziałam szybko ostatnie dwa słowa i się rozpłakałam.
- Kurcze no... wszyscy tu naśladują Rikera czy co? - On tylko wiedział wszystko co działo się w naszej rodzinie. Najstarszy też kiedyś ćpał... ale przestał. A czemu? Zaczął bo dziewczyna z nim zerwała, a dzień przed uderzył mnie po pijanemu. Chciał zapomnieć o tym co zrobił, ale przestał kiedy zachorował... cudem go wyleczono i teraz jest ostrożny i poważny jeśli chodzi o te sprawy. - Nie martw się tym teraz. Proszę Delly zapomnij o tym. - Pocieszał mnie, ja tylko go przytuliłam. - Jeśli chcesz to pójdę spać z tobą. - Postanowiłam obrócić sytuację w żart.
- A zabezpieczyłeś się? - Od razu wybuchliśmy śmiechem.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi, ale fajnie, że już Ci lepiej. - Uśmiechnął się i zdjął koszulkę oraz spodnie... to normalka, oni śpią tylko w bokserkach. Ja zaś wzięłam piżamę w Hello Kitty i poszłam się w nią ubrać do łazienki... po 30 minutach wyszłam, a Ell już leżał w moim łóżku. Uśmiechnęłam się tylko i położyłam spać... brunet oczywiście przysunął się do mnie i objął... Już po 20 minutach zasnęłam.... Godzina 2 w nocy. Obudziłam się... nie wiem czemu, odwróciłam się i zobaczyłam, że Ratliff też nie śpi.
- Czemu nie śpisz? - Spytałam.
- Hmm... zapytałbym o to samo ale mnie wyprzedziłaś. - Uśmiechnął się. - Nie wiem... obudziłem się po prostu.
- Kiedy?
- Dosłownie przed chwilą... - Dziwne... zaczęłam się bać i usłyszałam coś w kuchni. Ellington od razu wybiegł, a ja stanęłam w drzwiach i zobaczyłam Rikera, który kazał mi siedzieć w pokoju... Nie wiedziałam co się dzieje, ale wróciłam do pokoju i położyłam się spać... nie mogłam zasnąć. Przez Rossa... po 30 minutach Ratliff wrócił.
- Co to było?
- Opowiem Ci jutro. Śpij. - Pogłaskał mnie po policzku i położył się obok mnie oraz znów mnie objął... ja w końcu zasnęłam. On działał na mnie jak tabletka nasenna. Rano wstałam dopiero o 10, brunet ciągle leżał i mnie obejmował.
- Jak Cię tu teraz nie budzić?
- Nie wstawaj. - Mruknął i udawał, że dalej śpi ja uderzyłam go lekko w ramię. - Au. - Udawał smutnego, ale spojrzał na mnie i się uśmiechnął złowieszczo. - Będzie kara. - O nie...
- Nie... błagam! Nie!! - Krzyczałam, a chłopak zaczął mnie łaskotać, nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Po 10 minutach wreszcie przestał, a ja mogłam spokojnie odetchnąć. - To teraz powiedz mi co się wczoraj stało... - Spoważniałam, chłopak też.
_________________
:( :* [*] kocham was moje sis i obiecajcie, że nigdy mnie nie zostawicie... Następny rozdział będzie minimum za tydzień... Aha i sory za słownictwo, ale jak ktoś się naćpie to ma w dupie wszystko... chyba xd

PS. WERONIKA I MAJA! WY ZUE DZIEWCZYNY JESTEŚCIE! DLACZEGO? ... NO NIEWAŻNE MACIE TEN ICH POCAŁUNEK XD... ALE RAZEM NIE BĘDĄ! NIE W TYM ROZDZIALE XD!

PPS. Zdjęcia Cory'ego i Lea'i dodam przy następnej notce... teraz... nie mam siły...

poniedziałek, 15 lipca 2013

On tak po prostu odszedł...

DLACZEGO!?

Następny rozdział... będzie to... smutny rozdział... ale to prawda... Cory Monteith nie żyje... główny aktor z glee, który grał Finn'a... jest mi tak smutno, ale największe kondolencje dla jego narzeczonej Lea'i... która gra Rachel w glee... ja teraz płaczę cały czas i postanowiłam o tym wspomnieć w następnym rozdziale... dam też kilka jego oraz tej dwójki zdjęć... niech każdy przy tym poście postawi dla niego znicz... jeśli go szanowaliście i kochaliście.

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 25

Rozdział 25!!

HURRA JA! Jest ten przeklęty 25 xD... no tak przerwa była jest i będzie, bo ten rozdział ma być wyjątkowy... i może będzie xD... a zanim dodam 26 to poczymam was w niepewności i wiecie co? Dodam nexta dopiero za tydzień haha xD... Ej specjalnie dla Maji >.<... Dodaję rozdział wcześnie bo postanowiła zrobić sobie przerwę w czytaniu xD... spoooko marooooko xD i tak 26 będzie za tydzień xD

Z perspektywy Rikera:
- Hej zespół został nam cały dzień... więc... Cooo robimy? - Spytał Rocky zamykając drzwi od domu.
- Hmmm... - Na twarzy Rossa pojawił się chytry uśmieszek.
- Nie Ross... nie gramy w butelkę. - Przejrzałem brata.
- Ale czemu? - Powiedział zawiedziony.
- Bo nie masz dziewczyny dokuczył mu brunet.
- Ty też nie... znaczy nie tak oficjalnie.
- Dobra spokój. - Odezwała się Rydel. - Możemy zagrać w butelkę, ale nie na całowanie. - Dodała.
- Ale czemu? - Tym razem zawiódł się Rocky. Pacnąłem go w łeb. - No dobra... - mruknął niechętnie. - Ale jeśli ktoś nie wykona zadania lub nie odpowie na pytanie musi... pocałować wskazaną osobę. - Dodał z uśmiechem.
- Okej. - Zgodziliśmy się niechętnie, nawet Delly. Wtedy na cały pokój rozległ się dzwonek, otworzyłem a w drzwiach stała Ashley. - Ash! Wpadasz w samą porę! Gramy w butelkę. - Uśmiechnąłem się.
- Eee...
- Nie bój się, nie na całowanie. - Uspokoiłem brunetkę.
- Aaaa... to mogę zagrać. - Zaprosiłem ją do domu i poszedłem po szklany przedmiot. Po chwili gra się rozpoczęła. Ja zaczynałem... kręciła się i padło na... Ratliff'a.
- Pytanie czy Wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Hmmm... - Myślałem. - Musisz... Krzyknąć przez okno, że kochasz Rocky'ego. - Zaśmialiśmy się wszyscy.
- CO?! Ni... niech będzie. - Podszedł do okna, otworzył je i na cały głos krzyknął, że kocha Rockyego. Ktoś odkrzyknął mu.
- No i co geju! Zamknij się, bo mecz oglądam!! - Oczywiście nie obyło się bez wybuchu śmiechem, nawet Ell zaczął się śmiać patrząc na Delly. Brunet usiadł i zakręcił butelką... Padło na Rossa.
- PYTANIE! - Od razu spanikował.
- Okej... Co Ci się podoba w Laurze.
- Hmmm... Jest piękna, miła, słodka, utalentowana, ma piękne oczy, piękny uśmiech... - Wymieniał tak jeszcze 20 minut.
- Dobra skończ! - Powiedział wreszcie prawie zasypiający Rocky. Blondyn zakręcił butelką... padło na mnie.
- Wyzwanie. - Rzekłem pewny zanim młody cokolwiek powiedział.
- Hmmm... zatańcz tak jak w piosence "Misery" z glee. - Powiedział. Ja posłusznie wykonałem polecenie i zakręciłem przedmiotem, tym razem padło na Cassidy.
- Pytanie czy Wyzwanie?
- Hmmm... Wyzwanie.
- Musisz mnie przytulić. - Uśmiechnąłem się i otworzyłem ramiona. Blondynka chętnie przytuliła się do mnie, po chwili już się od siebie oderwaliśmy...

Z perspektywy Rocky'ego:
Gdy wreszcie się od siebie oderwali to Cassy zakręciła butelką i padło na Delly.
- Pytanie czy Wyzwanie?
- Eeee... Pytanie. - Chyba czuła, że tego pożałuje.
- Całowałaś się kiedyś?
- Eee... no tak. Lecimy dalej. - Zleciała z tematu... CHWILA! Ona się całowała? Kiedy! Z kim?
- Kiedy się całowałaś? - Spytałem. Ona spojrzała tylko na Rikera. - Ty coś wiesz? - Zerknąłem na siedzącego obok mnie brata.
- Eee.... nie... skąd. Może jednak lećmy dalej. - Rydel zakręciła i padło na... Tym razem przedmiot zatrzymał się na Ashley.
- Pytanie czy Wyzwanie.
- Pytanie.
- Podoba Ci się Rocky? Aha i jeśli nie wykonasz polecenia, lub nie odpowiesz na pytanie musisz pocałować wskazaną osobę. - Uśmiechnęła się chytrze patrząc na mnie.
- Eee... no...
- Pff... focham. - Udałem obrażonego.
- No doobra taak... tylko nie fochaj. - Zasmuciła się a ja ją objąłem... Gra trwała w najlepsze przez jeszcze tak 2 godziny, no cóż wyszło na to, że ja siedziałem bez koszulki, dowiedzieliśmy się, że Ashley pisze piosenki i gra na gitarze, Cassidy siedziała na kolanach Rikera, a Delly musiała usiąść obok Ell'a... aha jeszcze dowiedzieliśmy się co Riker odwalił 4 lata temu... Tylko Ross taki forever alone.
- Czuję się samotny. - Posmutniał.
- Ojeju... no trudno. - Butelka zatrzymała się na mnie. - Ooł...
- Pytanie czy wyzwanie? - Spytała Ash.
- Wyzwanie. - Wziąłem głęboki oddech.
- Hmmm... Musisz... przytulić Ell'a. - Wszyscy się zaśmialiśmy.
- Nie zgadzam się... Nie róbcie ze mnie geja!
- Ej! Ja wrzasnąłem przez okno, że Cię kocham i jakoś żyję.
- Ja nie jestem tobą.
- Skoro nie chcesz go przytulić to musisz pocałować... - Zaczęła Delly. Uśmiechnąłem się lekko. - Ashley.
- Co? - Zdziwiła się brunetka.
- Mówisz jakby to było dla Ciebie coś dziwnego. - Powiedział Riker.
- Ale... - Nie zdążyła nic powiedzieć bo pocałowałem ją. Z każdą sekundą pocałunek był coraz bardziej namiętny... w końcu oderwaliśmy się od siebie, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Uuu... Rocky ma dziewczynę. - Odezwał się młody.
- Uuu... Ross na zawsze zostaniesz sam jak się nie zamkniesz! - Powiedziałem.
- Uuu... nie licz na to bracie! - Rzekł. Wszyscy się roześmiali tylko mi nie było do śmiechu, traktowałem ten pocałunek poważnie... zaraz... ja nigdy nie byłem poważny! Coś jest nie tak! No nic... zakręciłem przedmiotem... itd... Wreszcie zatrzymało się na Ell'u.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Musisz... Przytulić Delly. - Twarz mojej siostry w jednej chwili spoważniała.

Z perspektywy Rydel:
On... miał się do mnie zbliżyć... nie miałam nic przeciwko... no dobra chyba jednak miałam... zaczął ogarniać mnie strach. Co się ze mną dzieje? Wszystko sobie chyba wyjaśniliśmy, czułam jak zaczęłam się pocić. Ell musiał to zauważyć.
- Nie ma mowy, nie zrobię tego. - Powiedział stanowczo... jednak to uczucie nie ustępowało, zaczęłam się trząść.
- Więc musisz ponieść karę... - Powiedział brunet. - Pocałuj Delly. - Uśmiechnął się, nie patrzył na mnie tylko na swojego "przyjaciela". Riker był coraz bardziej rozzłoszczony i walnął go z całej siły w głowę.
- Au! - Jęknął z bólu.
- Idiota. - Powiedział tylko.
- O co Ci chodzi? - Nie domyślał się niczego.
- Nie. - Rzucił krótko Ratliff i wyszedł. Nagle poczułam jak to uczucie... zniknęło, poczułam... ulgę? Czemu ja się go tak boję... on mnie nie skrzywdzi. Chociaż sobie to powtarzałam to sama chyba nie do końca w to wierzyłam... Wyszłam zaraz po nim. Kierował się do parku i usiadł na jednej z ławek, schował twarz w dłoniach, widziałam jak łza powoli spływa po jego policzku. Wahałam się... nie wiedziałam czy do niego podejść, znowu zaczęłam czuć strach... było mi gorąco, zaczęłam się trząść. Mimo to postanowiłam podejść do przyjaciela, usiadłam przy nim i złapałam za ramię.
- Co... co się stało? - Zawahałam się znów.
- Ja... ja... widziałem twój strach... dlatego nie chciałem nic robić. Nie chciałem żebyś znowu to czuła... żebyś znów płakała, bała się... Nie potrafię patrzeć jak się smucisz, kiedy płaczesz to... boli mnie to tak bardzo. - Znowu, poczułam ulgę. Wiedziałam... on mi nic nie zrobi. Niepotrzebnie się martwiłam, przytuliłam go.
- Dziękuję. - Szepnęłam i się uśmiechnęłam, Ell odwzajemnił gest. Tuliliśmy się cały czas, w końcu doszedł do nas Riker, od razu się oderwaliśmy. Przysiadł się do nas i milczał. - Co jest Riker? - Przerwałam ciszę, dołowała mnie.
- Czy wy... no... jesteście razem? - Wykrztusił z siebie.
- Nie. - Przytuliłam brata. - Nie martw się. - Uśmiechnęłam się. - Może wrócimy do domu? - Zaproponowałam.
- Jestem za. - Powiedział blondyn. Poczuł wyraźną ulgę. Dało się to zauważyć, bo nagle na jego twarzy pojawił się wyraźny uśmiech. Chyba nie odzyskał pełnego zaufania do swojego przyjaciela. Ja w sumie też... Ale nie bałam się już go.
- Możemy iść. - Rzekł Ratliff, prawie natychmiast ruszyliśmy w stronę domu. Oczywiście Riker się o mnie martwił i objął mnie. Po chwili byliśmy już w hotelu... to co tam zobaczyliśmy zszokowało naszą trójkę... w salonie siedzieli Rocky, Ross, Ashley, Cassidy i... Kelly? - Hej! Kelly! Co ty tu robisz? - Spytał... wyglądał na przerażonego.
- Hej Ell coś się stało? - Szepnęłam. Wtedy przypomniałam sobie co mi mówił: "... Chciałem zerwać z Kelly, ale bałem się, że ty..." - No tak... teraz masz okazję. - Posłałam mu zachęcający uśmiech, ten też się uśmiechnął. Właściwie... nigdy nie dokończył tego co chciał mi powiedzieć. O co mu chodziło? Później się go spytam, teraz musi poważnie porozmawiać ze swoją partnerką. Dziewczyna rzuciła mu się w ramiona, a ja odeszłam, Riker również.
- Kelly... musimy porozmawiać... ale na osobności.
- Brzmi groźnie. - Powiedziała, chyba niczego się nie domyślała. Czasem zaskakiwała mnie swoją... głupotą? Nie, to złe określenie. Była strasznie niedomyślna, ale mimo to sprytna i wcale nie była głupia.

Z perspektywy Ratliffa:
Wtedy Delly była przerażona, teraz to ja jestem... Poszedłem z nią na balkon. - Słuchaj Kelly... jesteś świetną dziewczyną, miłą, piękną, utalentowaną, ale...
- Ale? - W jej oczach widziałem przerażenie.
- Ale nie możemy być dłużej razem... - Wydusiłem z siebie wreszcie, jej oczy się zaszkliły. - Nie płacz... Kelly proszę. - Przytulił ją.
- Cz... czemu? Proszę tylko powiedz szczerze. - Ledwo powstrzymywała się od płaczu.
- Bo... ja nie umiem udawać, że kogoś kocham jeśli tak nie jest...
- Zakochałeś się w innej... Kto to? - Milczałem, dosłownie odebrało mi mowę... nie mogłem nic z siebie wydusić. - To Delly prawda? Po co się pytam. To o nią chodzi, to ona była przy tobie cały czas, pocieszała Cię. Pomogła Ci kiedy byłeś ranny... wtedy w szpitalu. Rozumiem, jest piękna i miła. Nie dziwię Ci się, ale zostańmy przyjaciółmi.
- Oczywiście. Cieszę się, że mnie rozumiesz. - Znów ją przytuliłem. Poczułem ulgę... ale zarazem coś mnie cisnęło. Rydel przecież nie będzie chciała ze mną być po tym co jej zrobiłem, jeszcze nie. Muszę czekać... Brunetka opuściła dom mimo wszystko była uśmiechnięta, był to szczery uśmiech. Rydel poszła się z nią pożegnać. Ja stałem na schodach i wszystko słyszałem.
- Nie zmarnuj tego, Ell to świetny facet, słyszałam co Ci zrobił, mimo wszystko daj mu szansę. - Wyszła.
- Wiem... - Powiedziała do siebie, ale ja to słyszałem. Byłem szczęśliwy, ona ciągle mnie kochała, poczułem ulgę w sercu. - Ratliff... możemy porozmawiać?
- Eee... mam się bać?
- Nie. - Uśmiechnęła się... miała taki śliczny uśmiech, nie potrafiłem jej odmówić. Zrobiłbym wszystko żeby zobaczyć ten wyraz na jej twarzy. Usiedliśmy na schodach. - Chodzi mi o to co chciałeś mi powiedzieć wtedy, u Ciebie w pokoju... Riker nam przeszkodził, pamiętasz?
- No tak... Chciałem powiedzieć, że Cię kocham i chciałem zerwać z Kelly, ale bałem się, że ty mnie już nie kochasz... po tym co Ci zrobiłem... bałem się, że zostanę sam.
- A pamiętasz jeszcze co Ci powiedziałam w szpitalu? Nigdy nie przestanę Cię kochać, nieważne co mi zrobisz... to uczucie nie pryśnie od tak. - Pocieszała mnie. - Ale teraz nie będziemy razem. Muszę... to wszystko przemyśleć, na spokojnie.
- Rozumiem Cię. Ja też bym tak zrobił. - Uśmiechnąłem się. - Masz tyle czasu ile potrzebujesz. Zaczekam. - Wstałem i poszedłem do kuchni.
- Jesteś dobrym człowiekiem. - Powiedział Riker uśmiechając się do mnie. Czułem, że on mi ufa. - Ze świecą takich w tych czasach szukać. - Zaśmialiśmy się... Ten dzień był męczący. Poszedłem spać około godziny 20... Wstałem o 7 rano, a na 15 mieliśmy samolot do Rzymu. W sumie, nigdy tam nie byłem, ale słyszałem, że jest tam pięknie. Po Rzymie był... Hmh jak na złość... Paryż... Miasto przez wielu nazywanym Miastem Miłości... Wydawało się, że wszyscy ciągle śpią, ja zszedłem do kuchni i zrobiłem sobie naleśniki, po 20 minutach zeszła do mnie Delly.
- Hej ślicznotko. - Uśmiechnąłem się, ona również. - Masz śliczny uśmiech.
- Widzę, że jak pozbyłeś się Kelly to teraz do mnie zarywasz? - Zaśmiała się. - Ale dzięki i nie licz, że tak łatwo jest mi zaimponować.
- Długo beze mnie nie wytrzymasz. - Byłem pewny siebie.
- Zobaczymy...

Z perspektywy Rossa:
Wstałem około godziny 10. Musiałem się spakować, ubrać i dopiero mogłem zejść na dół... czyli było około 11... W salonie przy TV była już cała rodzinka i przyjaciele.
- Hej bando, co tam u was? - Zacząłem rozmowę siadając na kanapie między Rydel i Ell'em. - Odczep się od niej bo tego pożałujesz. - Powiedziałem po cichu do bruneta.
- Nie groź mi smarkaczu. - Odpowiedział... dziwne, nigdy się tak do mnie nie odzywał. Zawsze mnie szanował? No zawsze jak byłem poważny. Zmienił się, był bardziej pewny siebie i arogancki. Mimo wszystko humor zachował... Gdyby to ode mnie zależało wywaliłbym go z kapeli po tym co zrobił. Nie ważne, mam 4 godziny i chce je wykorzystać, postanowiłem się przejść, sięgnąłem więc po kurtkę i wyszedłem z domu. Kątem oka zobaczyłem jak Ratliff ponownie przysuwa się do mojej siostry... strasznie mnie wkurzało to, że ona mu tak po prostu wybaczyła. Po czymś takim? - Jesteś naiwna siostro. - Mruknąłem pod nosem i szedłem dalej przed siebie, nie miałem zbytnio co robić aż trafiłem na wesołe miasteczko. Uśmiechnąłem się i zaraz poleciałem wypróbować wszystkie atrakcje. Do domu wróciłem około 14, wszyscy już byli spakowani i czekali na mnie.
- Gdzieś ty się szlajał? - Spytał Riker.
- Byłem się przejść. - Odpowiedziałem. Po jakiejś godzinie lecieliśmy już do Włoch... niezbyt znałem to miasto, słyszałem tylko kilka historii o nim, więc pewnie nie będę umiał się tam odnaleźć... czas pokaże... Około 19 byliśmy na miejscu, a na lotnisku znów czekał RyRy. - Ryland! Co ty tu robisz? - Spytałem tuląc się do młodszego braciszka.
- Czekam na was. Dopiero przyleciałem więc chodźcie... - Był nadzwyczaj poważny, jak zawsze kiedy chodziło o zespół. Dotarliśmy do hotelu i weszliśmy od razu do pokoju... To co tam zobaczyłem: WoW... Rydel i Ell od razu poszli na balkon. Przyznam, że to nie był byle jaki hotel.
- Chciałbym tu zostać na zawsze. - Rzucił się na łóżko Rocky.
- Niestety. Jesteśmy tu tylko tydzień.
- Czemu aż tak długo? - Zdziwił się Riker.
- Macie trochę wolnego żeby się nie przepracować. - Uśmiechnął się młody i poszedł do siebie do pokoju. Ja ruszyłem do siebie i zacząłem się wypakowywać.
- Wreszcie jakiś dłuższy pobyt... nie mogłem znieść tych ciągłych przenosin... - Mówiłem rozpakowując się, rzeczy były poukładane na miejscu dopiero o 20 więc czas już było iść spać...
Rano wstałem o 9... byłem wypoczęty i od razu ruszyłem w stronę łazienki... Rocky miał pokój naprzeciw mnie i wychodził w tym samym momencie, spojrzeliśmy na siebie potem na pomieszczenie i od razu ruszyliśmy... Jesteśmy już przy drzwiach gdy do łazienki wchodzi Rydel. Słyszałem jak się śmiała.
- Delly! Tylko nie przesiedź tam 5 godzin jak zwykle... - Powiedział smętnie mój brat.
- Tu się z nim zgodzę! - Poparłem go.
- Widzisz! On się ze mną zgadza! Jest bardzo niedobrze!! - Narzekał... po 40 minutach dziewczyna wyszła, a do łazienki wszedł Riker.
- Przykro mi chłopcy. - Ten przynajmniej wyszedł po 10 minutach... następny byłem ja więc od razu wbiegłem tam i się zamknąłem... około godziny 10 wszyscy byliśmy umyci i jedliśmy śniadanie zrobione przez mojego starszego brata - Rikera. Zrobił nam naleśniki. Tak szczerze nie byłem głodny, zjadłem jednego i od razu wyszedłem... a gdzie? Nie wiem... nie znałem okolicy.
________________________________
Jezuuu.... nawet nie wiecie jak mi się tego rozdziału kończyć nie chciało... ale mam! Jest gotowy... taki dłuuuuuugi jak na mnie xD... cytać i komentować :3 NO PACZAĆ! UDAŁO MI SIĘ WRESZCIE XD