wtorek, 6 sierpnia 2013

Notka

Nie będę owijać: Mam aktualnie lenia i brak czasu, rozdział dam za tydzień lub 2 czymać się kochani :*
Jeśli chodzi o to dlaczego nie mam czasu: Mój siostrzeniec złamał sobie rękę i to ja się nim zajmuję bo jestem z nim najbliżej, oczywiście jeśli tylko mogę więc ja codziennie będę do niego teraz wychodziła, albo on do mnie... Więc przepraszam was wszystkich :C

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 34

Rozdział 34

Z perspektywy Rikera:
- Co zrobimy z koncertem? - Odezwałem się do rodzeństwa i Ratliffa.
- Musimy odwołać, ty pewnie zbyt szybko się nie wyliżesz, a Ross... no wiadomo. - Chwycił za telefon Ryland.
- Nie rób tego... może jeszcze coś wymyślimy! - Powiedziałem.
- Co wymyślimy? Ty nie dasz rady grać na gitarze, a co dopiero młody. - Rzekła Rydel, która właśnie weszła do domu.
- Co ty tu robisz?
- Ross mnie wypuścił. - Uśmiechnęła się. - Jak tylko ruszysz ręką jęczysz z bólu. Może lepiej daj jej odpocząć? Jeśli odwołamy jeden koncert nic się nie stanie... kiedy mamy jakąś jeszcze dłuższą przerwę?
- Hmmm.... - Spojrzał do swojego iPhona Ry Ry. - Między Paryżem, a Madrytem, czyli niedługo.
- Możemy tu wrócić i zagrać najwyżej bez Rossa te kilka koncertów. - Oznajmiłem
- Riker! On wyliże się za miesiąc! Około dziesięć koncertów bez tego debila? - Odezwał się wreszcie Rocky.
- Damy radę, przecież jesteśmy zespołem! A zespół to nie jest jedna osoba. - Poparła mnie Delly.
- A może... - Wzrok Ellingtona przeniósł się z Rydel na Rylanda. - Ry Ry go zastąpi!
- Co? - Powiedzieliśmy chórkiem. - Ja nie umiem grać na gitarze, nawet muzyką się nie interesuję! - Oznajmił.
- Właśnie... to odmieniec w naszej rodzinie. - Zażartował Rocky i pogłaskał małego po głowie.
- Można go przecież nauczyć grać. Widzicie w tym jakiś problem?
- A ty widziałeś jego świadectwo? Ledwo ze średnią 3.0 wychodzi... - Brunet znów się odezwał żartobliwym tonem. - Nie nauczy się tak szybko grać na gitarze... Ross uczył się przez lata zresztą jak my.
- Właśnie! - Bronił się młody.
-  To ja już nie mam pomysłu... przecież to on śpiewa większą ilość piosenek. - Dalej ciągnął temat Ratliff.
- Przecież to nie problem żeby Riker od czasu do czasu sobie pośpiewał. - Delly podeszła do mnie i objęła. Cały zespół musiał to przemyśleć i wszyscy poszliśmy spać, bo było już późno...

Z perspektywy Rydel:
Wstałam około godziny 9, wszyscy jeszcze byli w łóżkach to nawet lepiej. Postanowiłam, że z samego rana wybiorę się do Rossa, bez nich. Przygotowałam więc sobie śniadanie czyli kanapki... około 11 [Tak wiem to nie jest z samego rana, ale Delly musiała się "ogarnąć" haha xd - od aut.] wyszłam z domu przez całą drogę do szpitala czułam, że ktoś mnie obserwuje, ale nie przejmowałam się tym... wreszcie doszłam, co przyznam zajęło mi niedługo bo szłam szybkim krokiem. Weszłam do białego budynku i spytałam, w której sali leży mój brat.
- Pan Ross leży na sali 27, ale teraz nie wolno tam wchodzić ponieważ lekarz przeprowadza badania. - Odezwała się pielęgniarka.
- Oczywiście. - Powiedziałam, a kobieta pokazała dokładną drogę, a ja cały czas czułam, że ktoś za mną idzie. Wreszcie doszłam, kiedy ktoś złapał mnie w talii, odruchowo odwróciłam się i już chciałam krzyknąć, ale okazało się, że to Ratliff...
- Debilu nie strasz mnie. - Odetchnęłam z ulgą.
- Czemu jesteś dla mnie taka niemiła. - Udawał smutek cały czas trzymając mnie. Dałam mu buziaka w policzek.
- A teraz mnie puść. - Powiedziałam.
- Nie-e! To za mało żebym Cię puścił... - Uśmiechnął się.
- Kretyn...
- Też Cię kocham.
- Na więcej nie licz. - Odpuścił wreszcie i pokazał palcem policzek, ja tylko przewróciłam oczami i ucałowałam go, ale ten odwrócił się tak, że pocałowałam go w usta, a on kontynuował przez co nasz pocałunek był coraz bardziej namiętny... nie miałam nic przeciwko temu bo tyle na to czekałam, ale to kiedyś musiało się skończyć więc przerwałam. - A teraz naprawdę... NA WIĘCEJ NIE LICZ! - Zaśmiałam się i usiadłam na krześle, brunet zrobił to samo.
- Oj tam oj tam, ty mi nie odmówisz.
- Zależy co Ci teraz chodzi po głowie... nie! Czekaj... ja nie chcę wiedzieć! Mam 4 braci więc wiem o czym myślisz. I zapomnij! - Ell miał już coś powiedzieć, ale wtedy właśnie przyszedł do nas lekarz.
- Pani Rydel Lynch?
- Eee... tak coś się stało? - Odwróciłam się do mężczyzny w białym fartuchu. W sumie to dobrze, że Ellington nic nie zdążył powiedzieć, bo szczerze... wolę żeby siedział teraz cicho.
- Chodzi o Rossa... w nocy miał nagły krwotok i stracił dużo krwi, ale na szczęście wszystko jest dobrze, pielęgniarka poinformowała nas w ostatniej chwili. To ta pani w recepcji. - Ledwo doszły do mnie pierwsze słowa lekarza, ale uspokoiłam się kiedy powiedział, że wszystko okej.
- Dobrze dziękuję. - Byłam spokojna. - Można go teraz odwiedzić?
- Raczej nie, jest nieprzytomny z powodu utraty zbyt dużej ilości krwi, ale przeżyje i sądzę, że obudzi się dopiero jutro.
- Aha... dobrze więc wpadniemy jutro. - Wstałam z krzesła i wyszłam z budynku. Chłopak już po chwili do mnie dołączył, po czym objął.
- To mamy cały dzień... co robimy? - Uśmiechnął się.
- A może wrócimy do domu? Pewnie Rocky będzie się martwił, że nie ma mnie i Ciebie... w tym samym czasie.
- Czeeekaj... powiedziałaś mu wszystko? Nawet to o Rikerze?
- Rikera pominęłam, ale wie większość. O tym co zrobiłeś ty, co zrobił Riker 4 lata temu i co aktualnie odwalił Ross... i nic więcej.
- Hmm... daj mi na chwilę telefon. - Posłusznie podałam mu urządzenie. On coś tam wpisał i wysłał to.
- Do kogo to i o czym? - Nagle usłyszałam dźwięk charakterystyczny dla mojego telefonu kiedy dostanę nową wiadomość. On tylko ją odczytał i oddał mi różowy sprzęt elektroniczny. Ja szybko przejrzałam sms'y.
~ Do: Riker
 Treść: Hej jestem na randce z Ratliffem wymyśl coś żeby Rocky nie nabrał podejrzeń :*
Data: 28-07-2013 Godzina: 11:43 ~
~ Od: Riker
Treść: Jasne, ale będzie ciężko bo już się zaczął niepokoić.
Data: 28-07-2013 Godzina: 11:44 ~
- Aha... nie sms'uj z moim bratem w moim imieniu. - Zaśmiałam się, zablokowałam go i schowałam do torebki...

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 33

Rozdział 33

Z perspektywy Rossa:
- Eeee... co ty tu robisz? - Spytałem niepewnie.
- Przyszedłem do twojego braciszka... jak mu tam... aaa! Riker. - Zawołałem starszego i trzymałem drzwi przymknięte żeby nikt nie zauważył kto to.
- Co je... Louis? - Spytał.
- Riker.... dawno się nie widzieliśmy co nie? Może sam nie jesteś już moim klientem, ale następnego mi nie zabierzesz. - Wyciągnął pistolet z kieszeni spodni. Blondyn tylko mnie odsunął żeby nic mi się nie stało... padł strzał, jeden, drugi i światło zgasło... Obudziłem się w szpitalu i po chwili przypomniałem sobie co ja zrobiłem... zablokowałem Rikera żeby nie dosięgły go strzały. Wokół mnie stali wszyscy prócz niego. - A gdzie... - Rydel mi przerwała.
- ...Leży na innej sali, ponieważ pocisk trafił również jego, ale to nie jest tak poważne jak u Ciebie.
- Aha.
- A teraz... CO CI ODBIŁO IDIOTO?! CHCIAŁEŚ UMRZEĆ!?
- Nie chciałem żeby Riker umierał! A co z Louisem?
- Złapałem go w ostatniej chwili, kiedy odpalił silnik samochodu, najpewniej będzie za kratkami, ale musicie zeznawać. - Odezwał się Ratliff.
- A gdzie Rocky?
- Tutaj baranie. - Powiedział brunet na drugim końcu sali, grzebał coś w telefonie. Ja mimowolnie się uśmiechnąłem ostatnio tak rzadko go widywałem, że już nie wiedziałem co się z nim dzieje.
- Wie o wszystkim? - Spytałem się szeptem Rydel, ona tylko pokiwała twierdząco, moja mina od razu mi zrzedła i spuściłem głowę. - Przepraszam... - Wydukałem, w tej właśnie chwili na salę wszedł Riker, miał rękę zabandażowaną i obwiązaną wokół klatki piersiowej.
- Nic się nie stało młody. - Uśmiechnął się i podszedł do mnie. - Jeszcze raz coś takiego zrób, a skończy się o wiele gorzej. - Walnął mnie w ramię.
- Au... - syknąłem, ale się zaśmiałem. - Dobrze, że nic Ci nie jest.
- Z tobą niestety jest gorzej. Nie budziłeś się przez tydzień...
- TYDZIEŃ? A co z konc...
- Przełożyliśmy... przez Ciebie i twoją głupotę. - Powiedział Rocky i wyszedł trzaskając drzwiami. Poczułem się trochę winny... trochę? Ja byłem winny! Przeze mnie musieliśmy przełożyć koncert. Chciałem wstać i porozmawiać z brunetem, ale gdy tylko się ruszyłem to sparaliżował mnie ból.
- Niby to on bardziej ucierpiał, ale to ja w ręku miałem pocisk rozdzielony na dziesięć małych kawałków. - Rozmawiał Riker z Delly w innej części pomieszczenia, ale byli oni na tyle blisko, że ich słyszałem.
- Riker... załamujesz mnie. - Przejechała sobie ręką po twarzy, cała dwójka wróciła do mnie i Ellingtona. - Jak się czujesz?
- Dobrze, ale jeśli tylko się ruszę to ból mnie paraliżuje.
- Za tydzień będziesz mógł wyjść, ale tego koncertu nie mamy szans zagrać... musimy go odwołać, albo grać bez Rossa. - Powiedział nagle Rocky wchodząc na salę.
- Skąd ty tu? - Zdziwił się Ell.
- Poszedłem się spytać kiedy Cię wypuszczą.
- Rocky... przepraszam za wszystko. Ja...
- Rozumiem, ale przejąłeś się sprawą Michel'a bardziej niż ja co jest dziwne bo Ashley to moja... dziewczyna. - Zawahał się przy tym słowie.
- To... chodzi o to, że... on mówił, że kocha Laurę, a tak naprawdę miał dziewczynę... ten dupek mnie wkurzył. - To był główny powód...
- Aha... - Ta chamska odpowiedź... zabolała... czuję, że oddaliłem się od Rocky'ego, ale zbliżyłem się do reszty rodziny. Teraz będzie u nas inaczej, nie będą mi pewnie ufać... w sumie to im się nie dziwię. Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy cali. Wszyscy pojechali do domu oprócz Rydel... nawet nie chciałem żeby wracała, Laura już wyjechała. A ona była jedyną osobą, która mogła mi jeszcze zaufać.
- Przepraszam Delly. - Zacząłem. - Byłem strasznie głupi. Wybaczysz mi?
- Oczywiście, że tak. - Uśmiechnęła się i przytuliła delikatnie.
- A zrobisz coś dla mnie? - Spytałem.
- Hmm?
- Wróć do domu i idź spać. - Uśmiechnąłem się ciepło.
- No dobrze. - Hę?
- Czuję się mniej ważny od Ratliffa... przecież jak on chciał żebyś wróciła to nie słuchałaś go. - Zasmuciłem się.
- Przecież żartuję młotku. - Klepnąłem ją lekko w ramię swoją prawą ręką ponieważ lewa była w gipsie...