środa, 23 lipca 2014

Ziuuuuum [One shot]

Oto one shot o... pewnej parze przyjaciół, która kiedy się poznała to była przyjaciółmi, jednak czas sprawił, że się od siebie oddalili. No cóż takie rzeczy się zdarzają ^_^ Ziuuuuuuuum... [nie pytajcie odwala mi ^_^]

*Narrator*
Dwoje małych dzieci bawi się na placu zabaw. Jeden chłopczyk zabrał drugiemu łopatkę. - Ej oddaj! - Krzyknął i zaczął się z nim szarpać. Wtedy do akcji wkroczyła mała Laura. Rozdzieliła chłopczyków, którzy prawie się pobili i prawdopodobnie ocaliła ich przyjaźń, oraz braterską więź, bo konflikt z dzieciństwa może być głęboko zakorzeniony. Od tamtej pory mały blondasek i szatynka bardzo się zaprzyjaźnili, spędzali każdy dzień razem. W szkole podstawowej to się zmieniło... Pierwsza i druga klasa była świetna, choć Lau jej nie znosiła. Prosiła mamę, aby ją przeniosła i zrobiła to. W 3 roku SP mała Laura zmieniła klasę i nie widywała się już z Rossem. Ich przyjaźń przepadła, to samo było w szkole średniej. Chodzili do tej samej i ledwo się mijali, jednak pewnego dnia blondyn wpadł na nią i rozlał jej kawę. - Debilu uważaj co robisz! - Krzyknęła dziewczyna.
- Przepraszam... - Powiedział Ross i chciał coś jeszcze dodać, ale nie dokończył. - Tak bardzo tęskniłem. - Oznajmił tylko i poszedł dalej. Ona niezbyt to rozumiała, ale po chwili sobie przypomniała... ta sama sylwetka, te same włosy, ta sama twarz. Znieruchomiała na moment, ale po chwili odzyskała przytomność i poszła umyć koszulkę.

*Perspektywa Laury*
Siedziałam w swoim domu i znowu płakałam. Dlaczego tak bardzo bolą mnie obelgi z jego strony? Zaprzyjaźniliśmy się kiedyś i to już koniec naszej znajomości! Nie może tego zrozumieć i się do mnie nie odzywać?! Tak bardzo jest mu ciężko zamknąć ten krzywy ryj? Poszłam do łazienki, aby zmyć makijaż i położyć się już spać. "Jutro znów szkoła. Nienawidzę jej." Powiedziałam do siebie w myślach i ubrałam piżamę, oraz ułożyłam się do spania.
Następny dzień. Przyszłam do szkoły odziana w moje tradycyjne ubranie i sztuczny uśmiech na twarzy. Witałam się z każdym znajomym. Chodziłam do klasy z moją starą, dobrą przyjaciółką. - Hej Raini! - Od razu się przywitałyśmy. - Co tam u Ciebie?
- Ah nic nowego. Kupiłam sobie ostatnio śliczną sukienkę! - Oznajmiła. - A u Ciebie?
- To super! U mnie? Jak zawsze. Ten dupek mnie wkurza i nie chce odpuścić. - Powiedziałam i spojrzałam na blondyna, lekcje mieli w sali obok, a do końca przerwy zostało 10 minut. "Nie podchodź tu, nie podchodź." Modliłam się w duchu, a on się zachował jakby to usłyszał, ale chciał mi zrobić na złość.
- No co tam Marano? - Uśmiechnął się chytrze.
- Odpierdol się Lynch. Nie mam ochoty z tobą gadać. - Rzekłam stanowczo, zawsze kiedy z nim rozmawiałam mój ton był oschły.
- Ross odwal się od niej, albo poznasz jak to jest kiedy są na Ciebie wkurzone dwie laski. - Odezwała się Rai.
- Już się boję. Co mi zrobisz? Usiądziesz na mnie? - Spytał, a moja przyjaciółka spojrzała na niego ze złością.
- O nie. Raini, pozwól mi. - Powiedziałam, bo wiedziałam co ona chce zrobić. Podeszłam do tego farbowanego idioty. - Słuchaj łajzo, jeśli myślisz, że zniszczysz mi życie to się mylisz. Mam nadzieję, że zgnijesz w piekle padalcu! - Wykrzyczałam mu to prosto w twarz i walnęłam mu mocno z liścia. Wykrzywiłam twarz w grymasie bólu, ręka mnie od tego ciosu bolała. Wreszcie zabrzęczał dzwonek.
- Przegięłaś dziwko. - Rzekł tylko, a ja pokazałam mu pięknie mój środkowy palec i odwróciłam się od niego. Odwracając się mój łańcuszek z napisem "Laura" gwałtownie dał o sobie znać. Zerwałam go.
- Aha. Weź to sobie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - Oznajmiłam mu i rzuciłam mu biżuterię pod nogi. Nauczycielka zabrała nas do klasy i w końcu zaczęła się lekcja. Angielski. - Przepraszam. - Podniosłam dłoń, a Pani Jones spojrzała na mnie wyczekująco. - Mogę iść do toalety? - Kiwnęła głową, a ja wstałam z ławki. Zacisnęłam powieki i ruszyłam w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi i usiadłam w kącie, tam gdzie zawsze. Zaczęłam wyć, płakać. Zawsze tak miałam po rozmowie z nim. Nikt oprócz Rai i nauczycielki tego nie wiedział, ale to dobrze. Nigdy nie wiedziałam dlaczego te rozmowy z nim są tak bolesne. Ten dziwkarz już nic dla mnie nie znaczy. Nie chcę go znać.
W końcu pod koniec lekcji wyszłam i zobaczyłam coś w miejscu gdzie rzuciłam blondynowi moją jedyną pamiątkę po nim. To był ten łańcuszek. podeszłam do niego i wzięłam go do rąk. Dokładnie obejrzałam i jeszcze raz spojrzałam na to co tam było napisane, on miał podobny, ale z jego imieniem, momentalnie znów zachciało mi się płakać. Czemu tak bardzo mi go brakowało? Poznałam go w wieku 5 lat, a w wieku 9 się już nie widzieliśmy. Po tygodniu znajomości poleciał do mamy i poprosił ją o to, aby wyrobiła dwa wisiorki z naszymi imionami. Zrobiła to... Czy za kimś można tak tęsknić? Jak? Dlaczego akurat ja? Wzięłam biżuterię i schowałam ją do kieszeni. Jestem Laura Marie Marano i mam 15 lat, a Ross Shor Lynch to mój najgorszy wróg...
Przez kolejne dni nic się nie zmieniło. Tylko Ross przestał się do mnie odzywać i dobrze, był smutny, ja też. Byłam z nim bardzo związana, to co on czuł, czułam i ja. Zupełnie jakbyśmy byli w jakiś sposób połączeni. - Laura. - Odezwał się w końcu, minął tydzień od naszej rozmowy, znów był Angielski, znów mieliśmy lekcje obok siebie.
- O patrzcie kto się odezwał. - Zakpiłam z niego i poczułam ukłucie w sercu. - Co znów chcesz mnie od dziwek wyzywać?
- Ja... przepraszam. - Wydusił z siebie, a ja się zdziwiłam, wzrok miał spuszczony na dół i w ręku miętolił bransoletkę, miał to od małego, zawsze kiedy się denerwował to tak robił. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Przepraszam możesz powtórzyć? - Spytałam z lekkim uśmiechem.
- Nie powtórzę tego... ja... po prostu nie mogłem spać z myślą, że nazwałem Cię "dziwką". Nie jesteś taka, wiem to.
- Ciekawe co ty możesz o mnie wiedzieć. Przecież nie rozmawialiśmy normalnie od zakończenia roku w drugiej klasie podstawówki.
- Ja to po prostu czuję. - Nie chciałam dać się omamić. Na pewno kłamał, był aktorem, ale ja dorównywałam mu umiejętnością grania.
- Nie obchodzi mnie co ty czujesz i co masz mi do powiedzenia. Co było się skończyło i chociaż było miło, wzmocniło nie zabiło. A teraz jak to mówią w Japonii "Sayonara!" - Oznajmiłam i poszłam do klasy.
Od tamtej rozmowy minął rok... nie rozmawiałam już z Rossem, nie kłóciłam się z nim nawet. Po prostu się mijaliśmy na korytarzu. Nasza więź się osłabiła, nie czułam już nic co może czuć on, a ja wreszcie byłam szczęśliwa! Uwolniłam się od niego, on już nie zakrzątał moich myśli, a w zapomnieniu mi o nim pomogły mi wakacje! Najlepszy czas życia, mieszkaliśmy na różnych końcach miasta i się nie widywaliśmy, na szczęście. Ale moja siostra musi mi psuć najlepsze chwile życia. - Ness! Proszę wszystko tylko nie to! - Załamałam się.
- Ale o co Ci chodzi? Przecież uwielbiałaś się z nim bawić.
- A ty z Rikiem.
- No, ale my się nie żremy, tylko normalnie przyjaźnimy. - Odparła.
- Ale ja tego ćwoka nienawidzę!
- Nie musisz z nim rozmawiać. R5 to nie tylko Ross, to też Delly, Rocky, albo Ell. Poradzisz sobie.
- Po co w ogóle ich tu zapraszasz?
- Żeby spędzić wspólnie czas.
- A tak serio chcesz spędzić czas z Rikerem.
- Cooo? - Spytała piskliwym głosem. - Może, nie interesuj się młoda. - Zaśmiałyśmy się, a ona poczochrała mi włosy.
- No weź! - Powiedziałam i je ułożyłam. W końcu, około 15 Lynchowie i Ratliff zaszczycili nas swoją obecnością.
- O hej! - Powitała ich Van. - Wchodźcie. - Zaprosiła ich, a ja przygotowałam się na to, że spotkam... Rossa. Po kolei wchodzili najpierw Rik, potem Delly, Rocky, Ell i w końcu najmłodszy z zespołu przekroczył próg mieszkania. Przywitałam się ze wszystkimi, ale Rossa zmierzyłam tylko wzrokiem. Zauważyłam, że ma na ręku kilka bransoletek więcej niż zwykle, a pod nimi widać było cienkie kreski, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Usiedliśmy do stołu, u nas to była pora obiadu, więc zjedliśmy przy okazji wszyscy. Siedziałam naprzeciw Rossa i niekiedy mimo tego, że nie chciałam to musiałam na niego spojrzeć. Był smutny i nie jadł tylko grzebał widelcem w ziemniakach.
- Ross musisz coś wreszcie zjeść. - Odezwał się Rik do brata.
- Nie jestem głodny. - Odparł i odłożył widelec, Van zabrała wszystkie talerze i przyniosła ciasto. Ross kiedy był mały zawsze pierwszy z rodzeństwa rzucał się na sernik, ale tym razem nawet tego nie zjadł. - Pójdę do łazienki. - Rzekł i poszedł. Kiedy młody wyszedł atmosfera od razu jakby się rozluźniła. Zaczęłam brać czynny udział w konwersacji, ale jak Ross nie wracał 30 minut to coś mnie poruszyło i zaczęłam się o niego martwić. Riker chyba to zauważył, bo spojrzał na zegarek i coś powiedział Van, oraz ruszył w stronę łazienki. - Co się stało? - Szepnęłam do niej.
- Nic. Nie przejmuj się tak.
- Ja się nie przejmuję, a już na pewno nie tym debilem.
- Skąd wiesz, że o niego mogło chodzić?
- Bo mam taką umiejętność jak logiczne myślenie... - Tymi słowami nasza rozmowa się zakończyła, po jakiś 10 minutach do naszych drzwi zapukali sanitariusze pogotowia i jak na zawołanie pojawił się Riker. Teraz to na poważnie się przejęłam, zobaczyłam tylko jak wynoszą Rossa na noszach, a on ma zabandażowane nadgarstki. "Coś ty sobie zrobił Lynch." Przeklęłam go w myślach, ale do moich oczu nie napływały łzy, nie czułam się winna wszystkiemu. Było mi z tym po prostu smutno, jednak nie dość, aby się rozpłakać.
- Ross, od pewnego czasu miał problemy. - Zaczął Riker kiedy się trochę uspokoił. - Zaczął się ciąć i przestał jeść normalnie, zjadał tylko kilka tostów żeby utrzymać się przy życiu, ale tak to nic innego nie robił. Zespół przez niego ma kryzysowe chwile, chociaż on to wiedział to nie potrafił przestać. - W pewnym momencie poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, że jest z nim źle i że to była moja wina. Gdybym dała mu wtedy się wypowiedzieć to może nie leżałby teraz w szpitalu i nie narażał swojego życia. Co za idiota! Po co on to w ogóle zrobił? - Nikomu nie mówił co się stało, ale to się zaczęło jakoś rok temu. - Westchnął głośno.
- Nie jedziesz do niego? - Powiedziałam neutralnie, nawet mnie samą zdziwił ten obojętny ton. Martwiłam się o tego debila, ale nie aż tak jakby to było jakieś półtora roku temu.
- Póki się nie obudzi nie mam po co tam siedzieć, Delly i Ell już tam pewnie są, a ja mógłbym zrobić coś głupiego z nerwów. - Kiwnęłam lekko zauważalnie głową, nie wiedziałam czy bardziej do niego, czy może do siebie.
Następnego dnia wypuścili już Rossa, zaszyli mu ranę i wrócił do swojego dziwnego życia. Postanowiłam uczynić jeden bardzo poważny krok w swoim życiu. Wybrałam numer do osoby, której musiałam coś przekazać.
- Halo? - Odezwał się męski głos w słuchawce, serce mi stanęło, gula ugrzęzła w gardle. "Dam radę" mówiłam do siebie w myślach.
- Przyjedź do mnie natychmiast. - Powiedziałam tylko i się rozłączyłam, po 10 minutach chłopak zawitał w moich drzwiach, przed podjazdem zauważyłam czarnego mercedesa, pewnie ich wóz.
- Wystraszyłaś mnie Lau, co jest?
- No, bo... chodzi o to, że to z Rossem. To moja wina. - Odezwałam się, a blondyn spojrzał na mnie zaniepokojony.
- Wprowadzisz mnie głębiej w to?
- Może chodźmy do mnie. - Rik podążył za mną. Kiedy weszliśmy do mojego królestwa zamknęłam drzwi. - Chodzi o kłótnię między mną i Rossem rok temu. To było inne niż do tej pory. Przed tym cały czas nie mogłam wytrzymać kłócenia się z nim, ale czułam, że tak po prostu musi być. Jednak... rok temu, dwa tygodnie przed końcem roku coś się między nami stało. Do tamtej pory czułam jakbym była z nim jakoś związana, czułam co on czuje i byłam smutna wtedy, gdy on, ale... tamtego dnia to coś zniknęło. Jakby cienka nić łącząca nas została przecięta. Wtedy byliśmy jakby razem, żyliśmy jednym życiem, ale jednak osobno, lecz teraz... to wszystko się skończyło. Przeczuwam, że to może być powodem załamania Rossa. Mimo naszych kłótni chciał być blisko mnie, rozmawiać ze mną. Ja miałam tak samo.
- Nie spróbujesz tego naprawić?
- Nie wiem czy tego chcę. Riker nie rozumiesz? Mam znów przez niego mieć depresję, płakać w łazience w szkole, tylko dlatego, aby on się poczuł lepiej? Nie wiem czy udałoby mi się dalej znosić coś takiego. - Oznajmiłam mu, a ten kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Proszę Cię chociaż to przemyśl. Może on się zmieni.
- Ludzie się nie zmieniają, po prostu pewne wydarzenia ujawniają w nich cechy, które wcześniej były ukryte. - Odparłam, a ten mnie przytulił.
- Wiem, że podejmiesz decyzję słuszną dla was obu Lau. - Wtuliłam się w niego, a już po chwili on wyszedł z mojego pokoju, pobiegłam za nim.
- Rik! - Krzyknęłam, a ten się odwrócił. - Informuj mnie o stanie Rossa. - Kiwnął głową z uśmiechem i już opuścił mój dom. Po tym jak blondyn wyszedł podeszła do mnie Ness.
- O czym gadaliście? - Spytała.
- O Rossie. - Rzekłam i wytłumaczyłam jej całą historię.
- I co z tym zrobisz? - Znów zadała pytanie.
- To co muszę. - Wzięłam swoją torebkę i opuściłam dom, na odchodne odwróciłam się do siostry i zobaczyłam jej uśmiech, odwzajemniłam jej gest i udałam się do domu Lynchów. Był daleko, ale spacerek mi nie zaszkodzi. Włożyłam słuchawki na uszy i z piosenką Demi Lovato - Warrior ruszyłam przez miasto nie zwracając uwagi na przechodniów. Nim się zorientowałam, 40 minut później byłam przed ich domem, czas szybko mija przy Dems. Zapukałam do drzwi i otworzył mi Rocky. - H-hej jest Ross? - Spytałam niepewnie, a ten tylko uśmiechnął się i mnie wpuścił.
- U siebie. - Oznajmił i wrócił do oglądania czegoś na laptopie, kątem oka zauważyłam, że było to R5 TV. Uśmiechnęłam się i poszłam do niego. Zobaczyłam blondyna siedzącego na łóżku, grał na gitarze i śpiewał jakąś piosenkę... jego melodyjny głos wypełnił powoli korytarz od otwartych drzwi, a ja wsłuchiwałam się w tekst. Nazwałabym ją "Easy Love", wreszcie kiedy skończył podeszłam do niego.
- Co chciałaś? - Spytał nie patrząc na mnie. - Znowu roztrzaskać moje serce na milion kawałków?
- Spytać co u Ciebie. - Prychnął. - Martwię się o Ciebie
- Nie ma się o co martwić. Co z tego, że to rozrywa mnie od środka? Nic mi się nie chce? Mam dość życia. Mógłbym płakać cały dzień, ale nie wiem po co. Będzie przecież dobrze. - Oznajmił sucho i wrócił do brzdąkania na gitarze, łzy nalały mi się do oczu.
- Przepraszam. Przepraszam za wszystko, nie chciałam Cię tak ranić. Wiesz... przed tą naszą wymianą zdań wtedy. Ponad rok temu ja... czułam coś dziwnego. Tą dziwną więź łączącą nas obu, czułam to co ty, byłam jak ty. Byliśmy jak jedno życie w dwóch osobach. Czułeś to prawda? - Kiwnął tylko głową. - A ja to rozwaliłam. Przepraszam, nie chciałam tego, tylko... - Głos mi się załamał. - ...ty sprawiałeś mi taki ból. Codziennie po kłótni z tobą musiałam płakać. Nie mogłam inaczej, wychodziłam na lekcjach do toalety i płakałam przez pół godziny, a potem jak gdyby nigdy nic wychodziłam stamtąd i wracałam na lekcję przyklejając uśmiech na twarz. Nie umiałam już tak funkcjonować, bo jeszcze trochę i bym zrobiła coś głupiego, dlatego modliłam się o to, aby ta więź została zerwana, żeby twoje słowa tak nie bolały. Udało się, a potem ty na tym obiedzie... widziałam jak Cię wywozili do szpitala... nie chciałam płakać... nasza więź była inna. Czułam się źle, współczułam Ci, ale obiecałam sobie, że nigdy już nie wyleję na Ciebie żadnej łzy. I tak się stało. - Powoli słona ciecz spływała mi po policzkach, ale Ross ją otarł.
- Przykro mi, że tak się stało Lau. Nie chciałem Cię doprowadzać do takiego stanu, ale... muszę wiedzieć. Czy to co wtedy powiedziałaś to...
- To nie było prawdą, nigdy tak nie myślałam, chciałam tylko zakończyć tą farsę, a uznałam, że to jedyny sposób. Przepraszam. - Rzekłam, a blondyn mnie przytulił. Załzawiłam mu całą koszulkę, ale on nie zwracał na to uwagi, gładził moje plecy i szeptał do ucha co chwilę jakieś słowa. - Nie płacz Lau. Już tak nie będzie, nigdy. - Oznajmił w końcu, a ja przestałam płakać.
- Teraz już rozumiem. - Chłopak się zdziwił. - Ta niewidzialna nić, która nas łączyła... ona była zła. Miała nas kłócić. To była nić nienawiści, którą stworzyliśmy obwiniając siebie nawzajem o utratę kontaktu.
- Teraz będzie inaczej. - Pocałował mnie delikatnie w czoło, a ja się uśmiechnęłam.
- Dziękuję. - Rzekłam i wtuliłam się w niego tak mocno jak tylko umiałam.
______________________
Tadaaaaa! To nie shot o Raurze, tzn. Raura tu jest, ale nie jest parą. Wykorzystałam tu kilka tekstów, które kiedyś słyszałam, albo których ja sama używałam. Soooł jak wam się podoba?? :3