środa, 12 lutego 2014

Rozdział 39

Rozdział 39

Z perspektywy Ratliffa:
Głowa mnie bolała, byłem zły na siebie i smutny... co jeszcze się zdarzy? - Kurwa mać! - Krzyknął Rocky. Szybko wstałem, czego natychmiast pożałowałem, bo upadłem na ziemię. Znów się podniosłem, ale trochę ostrożniej i spojrzałem co się stało. Mało się od śmiechu powstrzymałem. Rocky... wpadł do miejsca na grób. W końcu wybuchłem śmiechem. - No bardzo śmieszne...
- No... zamierzałeś mnie zostawić. Podczas kiedy my sobie rozmawialiśmy
- Nie mam nic do dodania. - Znów stał się oschły, jak mnie to bolało. Nie chciałem stracić przyjaciela. Podbiegłem do furtki i walnąłem w nią kilka razy z buta, wreszcie się otworzyła. Podszedłem do miejsca gdzie siedział Rocky, ziemia była wysuszona, więc się nie ubrudzi. Po chwili brunet wstał i starał się stąd wydostać, ale coś nie szło mu najlepiej, dół był zbyt głęboki. Podałem mu rękę, ale ten nic nie zrobił, dalej starał się wydostać sam. Przewróciłem oczami.
- Sam sobie nie dasz rady. - Ten westchnął i niechętnie ją chwycił, podciągnąłem go do góry i wreszcie wylazł. Otrzepał się z ziemi i ruszył przed siebie, a ja za nim. Po chwili westchnął ciężko.
- Dzięki. - Powiedział, ale dalej chłodnym tonem. Mimo wszystko ucieszyło mnie to. Szliśmy tak przez dość długi czas, w końcu dotarliśmy do innej furtki, zapewne tylnego wyjścia, które było otwarte. Przekroczyliśmy próg starego cmentarza i chłodny wiatr musnął nam delikatnie twarze. - Wyszliśmy. - Wiatr rozwiewał mu włosy, ale po chwili już ustał. - Teraz z górki 49km. - Powiedział patrząc w telefon. - Trochę nam to zajmie. - Odezwał się po chwili i ruszył wreszcie. Zastanawiałem się czasem czy on mówi do mnie, czy do siebie tak gada. - Co tak cicho siedzisz? Zwykle to japa Ci się nie zamyka. - Rzekł.
- Jakoś nie mam ochoty rozmawiać. - Powiedziałem i wbiłem wzrok w ziemię. Nawet nie zauważyłem, że Rocky stanął, bo wpadłem na niego. - Co się stało? - Odezwałem się zaskoczony.
- Telefon mi się rozładował. - Rzekł zły. - Co teraz zrobimy?
- Weź mój. - Zaproponowałem i podałem mu urządzenie. Wziął go bez słowa i włączył GPS. - Rocky mogę coś zrobić, abyś mi wybaczył? - Spytałem skruszony.
- W sumie... jest jedna rzecz. - Powiedział zastanawiając się.
- Jaka?! Zrobię wszystko. - Ucieszyłem się.
- Zerwij z Delly... - Rzekł sucho i groźnie.
- Ale nie to... - Posmutniałem od razu. - Nie zrobię tego. Nigdy, bo ją kocham.
- Inaczej Ci nie wybaczę... nie chcę widzieć was razem i nie chcę się bać, że znów ją skrzywdzisz.
- Czy to na pewno chodzi o Delly? - Zapytałem, a on się na mnie spojrzał pytająco. - Może to jest tak, że od dawna się we mnie podkochujesz i chcesz być ze mną, ale twoja własna siostra stoi Ci na drodze, pragniesz mnie od dnia, którego się poznaliśmy. - Podszedł do mnie i mocno walnął mnie w ramię. - Au! A to za co? - Udałem obrażonego.
- Tobie już totalnie odbiło!? Nie chcę Cię, jesteś moim przyjacielem i to nigdy się nie zmieni. Debilu, nigdy się w tobie nie kochałem. - Westchnął ciężko, ale zaśmiał się pod nosem. - Debil...
- Powtarzasz się. - Zauważyłem.
- Wiem... - Odezwał się, tym razem jego ton był bardziej neutralny, ucieszyło mnie to, że choć trochę rozładowałem atmosferę panującą między nami. - Nie zerwiesz z Rydel?
- Nigdy. - Rzekłem pewnie.
- To będę chyba musiał się do Ciebie dobrać wbrew twojej woli, aby zaspokoić moje pragnienia. - Zaśmiał się złowieszczo.
- Mam nadzieję, że żartujesz.
- Oczywiście idioto... jestem hetero. - Zaśmialiśmy się oboje.
- Między nami spoko? - Zapytałem niepewnie.
- No dobra. - Podał mi rękę, a ja odwzajemniłem ten gest. Nagle odezwał się mój telefon, zabrałem go brunetowi i spojrzałem na wyświetlacz.
- To Riker. - Powiedziałem i odebrałem. - Halo?
- Już się pogodziliście? - Odezwał się głos w słuchawce.
- Eeee... no, a co? Czemu nas zostawiliście? Co się kurwa stało!?
- Hej pogodzili się, chyba można już wrócić do domu. - Odezwał się ściszony głos blondyna i w tym momencie podjechał do nas nasz samochód, a Ross siedział na miejscu kierowcy. Rozłączyłem się, spojrzałem na Rocky'ego zdziwiony, on tak samo nie wiedział o co chodzi. Z wozu wysiadła Delly, cały zespół wiedział, że na nią się nie rozzłoszczę, a tym bardziej jej młodszy brat.
- To jak chłopcy? Wracamy do domu? - Uśmiechnęła się słodko i niewinnie. Rocky spuścił wzrok i wrócił posłusznie do samochodu. - Ell idziesz? - Chwyciłem ją za ramię dość mocno i widać było, że jej rodzeństwo to zobaczyło, przestraszyłem się w duchu i poluzowałem uścisk. Przyciągnąłem ją do siebie, jednak mimo wszystko Riker wyszedł z neutralną miną z samochodu... poczułem dziwne ukłucie w sercu. Nie ufał mi. Jednak mimo to humoru nie straciłem, dalej byłem szczęśliwy, że widzę Delly całą i zdrową.
- Rydel Mary Lynch... gdybym nie był w tobie tak szaleńczo zakochany to bym się na Ciebie wściekł. - I pocałowałem ją po tych słowach, ona to szybko odwzajemniła i splotła swoje ręce na mojej szyi. Ja aż czułem jak Riker odetchnął z ulgą i wsiadł znów do wozu. Wreszcie się od niej odkleiłem. - Teraz możemy wracać. - Uśmiechnęła się, a ja to odwzajemniłem. Usiadłem przy oknie, a moja ukochana na środku tuż obok Rocky'ego. Riker siedział z przodu obok kierowcy - Rossa. Byłem trochę zmęczony, więc oparłem się o ramię Rydel i powoli zasnąłem...
_______________________________
Macie rozdział... ;____; sorki za wszystko, ale... mam jakoś gorszy... rok? No chyba :D tamten, a w tym roku nie miałam jakoś czasu... jaranie się koncertem chłonie cholernie dużo czasu! :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz