piątek, 28 lutego 2014

Notatecka

Ummm... jeśli chodzi o rozdział to miał być dziś lub jutro w nocy, ale jego... nie będzie. Nawet nie wiem czy jutro w ciągu dnia go napiszę, bo mam urodziny siostrzenicy... po prostu mam doła, bo moja bff wyjechała na ważną operację i wróci dopiero za 2 tygodnie soooł... muszę się o nią martwić! :O :3 Wybaczycie mi prawdaaa?

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 47

Rozdział 47

*Perspektywa Ellingtona*
Delly cały czas chodziła po wagoniku, a ten cały czas się przechylał. - Rydel przestań się tak denerwować i podziwiaj widoki. Napawaj się Paryżem... patrz! Widać stąd wierzę Eiffla. - Powiedziałem i pokazałem jej atrakcję, ale ona nawet mnie nie słuchała. Podszedłem do niej i objąłem ją od tyłu co skutkowało tym, że dziewczyna się zatrzymała. - Słuchasz mnie? Nie denerwuj się... - Rzekłem jej cicho do ucha.
- Ale co jeśli już nie ruszymy? Jeśli będziemy musieli skakać ze spadochronu? A co jeśli w ogóle nas nie ściągną i umrzemy z pragnienia? - Cała Rydel... już widzi czarne scenariusze, obszedłem ją dookoła tak, że stałem naprzeciw niej. - A co jeśli... - Nie dałem jej skończyć, bo ją pocałowałem namiętnie, ale delikatnie. Ona mimo zaskoczenia szybko odwzajemniła to. Zagłębialiśmy się w nasz pocałunek i nie widzieliśmy świata poza sobą, pragnęliśmy tylko siebie. - Najnudniejsza atrakcja hm? - Wypomniała mi, a ja się lekko zaśmiałem.
- Tego nie przewidziałem, od dzisiaj jest to moja ulubiona. - Rzekłem i wróciłem do całowania mojej dziewczyny, zacząłem wkładać jej ręce pod bluzkę, a ona się nie sprzeciwiała, wręcz przeciwnie. Sama kierowała swoją dłoń niżej po moim ciele, aż dotarła do spodni...

*Perspektywa Rikera*
Latałem przez kanały w TV kiedy nagle natknąłem się na glee... ostatnio często to puszczali. Sprawdziłem jaki to odcinek, był to już 5 sezon... dość szybko go wypuścili. Zauważyłem, że odcinek dopiero się zaczynał, więc postanowiłem go obejrzeć. - Ja wychodzę! - Wrzasnął Ross z korytarza i już po chwili drzwi od pokoju hotelowego zatrzasnęły się za nim. Pierwsza piosenka minęła, a na końcu zostało pokazane zdjęcie Cory'ego... przypomniałem sobie, że to był ten odcinek kiedy były trzy dni od pogrzebu serialowego Finn'a... szkoda, że nie umarł tylko w Glee. Wtedy sobie coś przypomniałem i wykręciłem numer do Lea'i. Miałem z tą dwójką dobry kontakt.
- No hej Lea. - Odezwałem się kiedy odebrała.
- Riker? Nie spodziewałam się twojego telefonu, co tam u Ciebie? - Spytała radosnym głosem.
- U mnie? W porządku, ale chyba to ja powinienem spytać jak ty się trzymasz. - Rzekłem niepewnie, nie wiedziałem czy jest gotowa, aby móc o nim rozmawiać, Lea zawsze była wrażliwą kobietą, a teraz straciła osobę, którą kocha...
- Jest dobrze. Żałuję tylko, że nie było Cię na pogrzebie Cory'ego. Pewnie chciałby, abyś się zjawił.
- Przepraszam, naprawdę, ale nie mogłem... dobrze wiesz, że trasa. - Powiedziałem smutno, przykro mi było z tego powodu, bardzo chciałem tam być, ale nie mogłem. - Obiecuję, że jak tylko wrócę do LA to odwiedzę jego grób. A teraz mam do Ciebie zasadnicze pytanie... wiesz już jak umarł? - Nastała chwila ciszy w słuchawce, ale ja też się nie odzywałem.
- Tak... podobno przedawkował. - Jej głos powoli się załamywał, a mi oczy się rozszerzyły.
- Ale on przecież z tym skończył. Nie miał problemów, ani powodów, aby brać! On wygrał z nałogiem, dał radę... po co miałby znów zażywać?
- Nie każdy umie wygrać... widocznie Cory tylko udawał, a ja... nic nie zauważyłam... - Jej ton się załamał i usłyszałem cichy szloch po drugiej stronie.
- Lea, to nie twoja wina. Przecież nie mogłaś nic na to poradzić. Przykro mi, że tak to się skończyło... przepraszam, że o to zapytałem. - Rzekłem ze skruchą w głosie.
- Masz prawo wiedzieć. Jest mi przykro, ale mój płacz nic nie zmieni, nic go nie przywróci do życia...
- Nie zawracam Ci już głowy. Trzymaj się Lea, bądź silna... dla niego. - Poczułem jak delikatnie uśmiecha się po drugiej stronie słuchawki i rozłączyła się już bez słowa, a dla mnie wszystko stało się jasne. Razem z Cory'm mieliśmy tego samego dealera, co za tym idzie... Ross na pewno się z nim spotkał, w jego pokoju musiało coś być co mnie do niego naprowadzi. Bez wahania wszedłem do pomieszczenia gdzie spał blondyn i szukałem różnych rzeczy, które mogłyby mi pomóc... znalazłem kilka zużytych strzykawek i buteleczek po narkotykach. - Wiedziałem. - Powiedziałem do siebie trzymając te przedmioty w rękach... szukałem jednak dalej, pod poduszkami, materacem, w szafkach, szufladach, łazienkach... nigdzie nic nie było i kiedy właśnie miałem wyjść zauważyłem jego telefon na szafce nocnej. Zaryzykowałem i sprawdziłem jego ostatnie rozmowy. Zapisał go sobie jako Louis... mało kreatywne. Przejrzałem ich rozmowy, było tam kilka sms'ów, ale zainteresował mnie jeden... z adresem. Od razu ubrałem kurtkę i wyszedłem z hotelu zamykając pokój na klucz, oraz zostawiając go w recepcji. Ruszyłem szybkim krokiem pod wskazany adres, była to ciemna ulica, ale nie zmieniałem kierunku. Wiedziałem, że im głębiej się zapuszczam tym jestem bliżej celu. Usłyszałem ciche szepty, nie umiałem ich rozróżnić dokładnie, ale nikogo innego tutaj być nie mogło prócz Louisa i Rossa. Podszedłem do ściany tak aby chłopacy mnie nie widzieli i słuchałem co mówią.
- Masz kasę? - Dealer był zdecydowanie bliżej mnie, jego głos był wyraźny.
- Mam, mam... spokojnie, a ty? Masz towar? - Zapytał.
- Ja nigdy nie zawiodłem swojego klienta. - Odparł, złość się we mnie zebrała. Co za gnój, udupił mi przyjaciela, jeszcze chce mi brata zabić?! No chyba go pojebało i to ostro. Wyszedłem zza ściany i wyciągnąłem gnata, którego schowałem za pasem... na 18 zrobiłem sobie licencję na broń, więc jest legalna... na razie.
- Odsuń się od mojego brata frajerze. - Powiedziałem przez zęby, a ten podniósł ręce i posłusznie się wycofał. - Co... zabiłeś Cory'ego i teraz chcesz dopaść Rossa? Myślałeś, że będę się temu przyglądał? Niedoczekanie twoje! - Wykrzyczałem mu w twarz.
- Co? O czym ty mówisz?
- Cory Monteith... mój kumpel, z którym przyszedłem do Ciebie pierwszy raz. On nie skończył ćpać, był twoim stałym klientem... a teraz co? Nie żyje frajerze i to przez Ciebie! - Czułem jak łzy zbierają mi się w oczach, ale nie ze strachu, tylko z bólu co nasilało moją wściekłość. Byłem gotowy nawet strzelić z tego pistoletu, ale nie chciałem tgo robić. Postanowiłem oddać strzał w ostateczności. - Masz się odwalić od mojej rodziny... znajdź se innych klientów, ale nikogo kogo znam. Zrozumiano? - W jego oczach widziałem strach, uśmiechnąłem się... wygrałem. On się bał.
- Riker... nie podejmuj pochopnych decyzji... - Starał się podejść do mnie.
- Nie zbliżaj się frajerze. - Rzekłem sucho, a Ross cały czas patrzył się to na mnie, to na niego. - Masz się odwalić ode mnie, mojej rodziny i moich przyjaciół... zrozumiałeś czy nie? - Kiwnął tylko twierdząco głową. - No... miło się z panem robiło interesy, a teraz Ross... wracasz do hotelu, a tam na moch oczach wyrzucasz wszystkie te pieprzone narkotyki. - Blondyn tylko poszedł w stronę tymczasowego lokum zespołu, a ja nie odwracając się od Louisa wycofałem się powoli. Kiedy już prawie wyszedłem z ciemnej uliczki schowałem gnata i ruszyłem do hotelu. Niedługo po całym incydencie spotkałem mojego młodszego braciszka. - Ross... pogadajmy. - Powiedziałem, a ten się zatrzymał.
- O czym? O tym, że celowałeś do człowieka z broni?
- Do człowieka, przez którego zginął Cory, a ty też mogłeś... nie chcę Cię stracić nie rozumiesz? Zresztą ta broń jest legalna, mam pozwolenie. Dopóki nie postrzelę człowieka nic nie mogą mi zrobić, więc nie złamałem prawa. - Rossa jakoś nie przekonało to. - Stary ja Cię chciałem chronić, nie możesz ćpać... wiesz jak ciężko jest się od tego uwolnić? Cory nie dał rady i teraz wszyscy wokół cierpią nawet jeśli to było jakiś czas temu...
_________
Tagże ten... rozdział... trochę taki do dupy wiem, ale czo tam... miała się polać krew, a przez memy się nie polała! [Nie pytać :D] Tak więc... zostały tylko 2 rozdziały do końca historii soooł... nie martwcie się 50 będzie taki długi, że opiszę w nim chyba najbliższych kilka miesięcy :3
Co do nexta spodziewajcie się go za 3-4 dni! Dobranoc koteczgi moje! :*

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 46

Rozdział 46

*Perspektywa Rikera*
- Co? - Rzekłem tylko, w sumie nic innego nie potrafiłem powiedzieć. To co Rocky przed chwilą powiedział było... najbardziej zaskakujące co mógł powiedzieć. Mogłem przewidzieć wszystko, prócz tego.
- Nie spodziewałem się takiej reakcji. Bardziej myślałem, że będziesz na mnie wrzeszczał, mówił, że to chore i nawracał na tą "dobrą" stronę... - Powiedział cicho i położył się na łóżku.
- Rocky co ty pieprzysz? Przecież dobrze wiesz, że ja szanuję twoje wybory i nigdy nie mówiłbym Ci czegoś takiego w takiej sprawie. Tylko, że... to trochę zaskakujące, bo raczej nie tego się spodziewałem. - Spojrzał na mnie z niedowierzaniem w oczach.
- Serio nie zaczniesz mnie wyzywać od opętanych, złych, bezbożnych i tak dalej? - Zapytał niepewnie.
- Jesteś moim bratem i ja Cię nie zmienię... przecież wiesz, że będę Cię kochał bez względu na wszystko. - Ten tylko się uśmiechnął, szczerze, a ja go przytuliłem.
- Nawet nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy. - Wtulił się we mnie mocniej, a ja się uśmiechnąłem.
- Domyślam się... wiem, że pewnie jest Ci ciężko, ale pamiętaj, że masz mnie i ja Ci zawsze pomogę. - Rzekłem pewnie. - Ale... nikt oprócz mnie o tym nie wie? - Odkleił się ode mnie i kiwnął przecząco głową.
- I nikt się nie dowie... jasne? - Ja też odpowiedziałem mu lekkim kiwnięciem głowy, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.
- No i to jest ten Rocky jakiego znam! Wiecznie uśmiechnięty... wyjdziesz z tego pokoju, czy dalej będziesz grał z Rossem piosenki o leniwcu?
- Wymyśliłem tylko jedną. Na więcej nie miałem weny... ale za to napisałem kolejną piosenkę na nasz nowy album, lecz muszę ją jeszcze dopracować, więc zobaczysz ją dopiero jutro.
- Spoko... to ja Ci nie przeszkadzam.

*Perspektywa Rydel*
Siedziałam właśnie w kuchni i piłam sok jabłkowy kiedy ktoś objął mnie od tyłu. Odwróciłam się z uśmiechem i zobaczyłam, że był to Ell. Od razu kiedy zobaczył, że na niego patrzę pocałował mnie w usta. - Jak tam królewno? - Zapytał słodkim tonem.
- Wspaniale, a u Ciebie? - Rzekłam tak samo przesłodzonym głosem co mój chłopak.
- Najlepiej na świecie, a wiesz czemu? - Kiwnęłam przecząco głową. - Bo idę z moją dziewczyną na randkę. - Zdziwiłam się, ale uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- To życzę udanego wieczoru. - Ell zaśmiał się lekko.
- Wiesz... zabiorę ją we wspaniałe miejsce, które zapamięta do końca życia...
- Nie umiesz zapraszać na randki. - Zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta. - Pewnie, że z tobą pójdę, a zdradzisz gdzie? - Rzekłam.
- Nie... to będzie moja słodka tajemnica. Bądź gotowa o 5. - Odezwał się i odszedł, ja tylko spojrzałam w szklankę z bananem na twarzy i wypiłam resztę soku. Spojrzałam na zegarek i spostrzegłam, że jest godzina 15, więc miałam 2 godziny, aby się uszykować. Ruszyłam, więc do łazienki i odkręciłam ciepłą wodę... po chwili leżałam już otulona ciepłą cieczą z pianą od płynu. Po jakimś czasie wyszłam opatulona ręcznikiem i ruszyłam do swojego pokoju, nikogo po drodze nie napotykając. Ubrałam na siebie jeansy, różowe skarpetki z hello kitty, oraz czarną bluzkę na ramiączkach z napisem "I Love Paris" akurat pasowała, bo byliśmy w Paryżu. Wróciłam do łazienki i zrobiłam sobie lekki makijaż, nie chciałam przesadzać, bo to nie było w moim stylu. Wyszłam z pomieszczenia na korytarz i spojrzałam na zegarek w telefonie... była 16:30. Zaczęłam suszyć włosy i już po 20 minutach były suche, ale za to miałam szopę na głowie. Rozczesałam je i spojrzałam na telefon, była 16:58. "To się nazywa mieć wyczucie czasu" pomyślałam i zeszłam na dół, przy wyjściu czekał już Ell, również był ubrany dość na luzie, ale inaczej niż normalnie. Założyłam conversy i oboje wyszliśmy z hotelu. Ciągle nie wiedziałam gdzie mnie zabiera, a całą drogę gadaliśmy o różnych rzeczach, trzymając się za ręce. Po chwili dotarliśmy tam gdzie dotrzeć powinniśmy, a tym miejscem było Wesołe Miasteczko. Ratliff uśmiechnął się i wyglądał teraz jak małe dziecko, cały on... Weszliśmy tam i od razu zaczęliśmy rozglądać się po parku rozrywki. - Gdzie idziemy kochanie? - Zapytał.
- Mhm... na diabelski młyn! - Powiedziałam z entuzjazmem za to ten go stracił.
- No... ale musimy? To jest najnudniejsza atrakcja w tym miejscu... może chodźmy na kolejkę górską, albo... - Spojrzałam na niego wzrokiem, którego każdy się bał i ruszył do kasy kupić bilety. Po 5 minutach siedzieliśmy w maszynie. Niby normalna randka w wesołym miasteczku, ale jednak nie... coś się musiało popieprzyć i akurat w pewnym sensie dobrze, że tak się stało. Nagle nasza atrakcja, w której byliśmy z ogromnym zgrzytem zatrzymała się, a pech chciał, że byliśmy na samej górze. [Tak wiem, że pomysł oklepany, nie miałam innego planu ;-; ~ od aut.] Wystraszyłam się i wtuliłam do mojego chłopaka, a on zaśmiał się delikatnie. - Nie wierzę... Rydel Mary Lynch, postrach swoich braci boi się diabelskiego młyna? Trzeba to nagrać! - Powiedział uśmiechnięty, a ja dźgnęłam go w żebra. - Au... - Rzekł cicho i objął mnie mocno. - Przy mnie nie masz się czego bać.
- Tak... tylko to, że znów wrócisz do domu w stanie upojenia alko... - Nie dał mi skończyć bo mnie pocałował, a ja to odwzajemniłam, trwaliśmy w tym pocałunku kilka minut, aż w końcu zabrakło nam powietrza w płucach. Brunet uśmiechnął się do mnie.
- Nie wracajmy do przeszłości... - Odezwał się cicho i delikatnie musnął moje usta, ja przygryzłam dolną wargę i się w niego wtuliłam...
_______________________________
Dodaję taki oto rozdział... nie wiem czy długi, czy krótki... oceńcie to wy! Jak wam się podoba? Mi tak nijak, ale dobra to moje zdanie :) Następnego spodziewajcie się... jak wena wróci, bo mnie zostawiła... ale jutro mam Niemca co oznacza, że będę 45 minut pisać rozdział! :3 Do  napisania kochani!! :3

sobota, 22 lutego 2014

Nowy blog...

Hej oto ja! Nie  rozdziałem, a z odpowiedzią dla pewnego anonima, bo uznałam, że lepiej odpisać tu i żeby każdy z was to zobaczył :) To tak oto komentarz z pytaniem: "hej!!! mam pytanie odnośnie Twojego następnego bloga..kiedy zaczniesz go pisać? bo ten jest świetny!!! a ja osobiście zawsze chciałam przeczytać historie z nimi w świecie fantasy :3"

Oto moja odpowiedź dla anonimka, jak i dla was: Bloga zacznę pisać kiedy tylko skończę tą opowieść, a to będzie jeszcze 5 rozdziałów, więc musicie cierpliwie poczekać. Dodam też, że stale myślę nad 2 blogiem, nad pomysłami i coś ewentualnie poprawiam, prolog i rozdział 1 już są... Tak więc... czekajcie tylko na epilog. ;)

To tyle z mojej strony! Do napisania czytelnicy!! :)

Rozdział 45

Rozdział 45

*Perspektywa Rikera*
Van się do mnie przybliżała, a ja już miałem się wycofać, ale coś mnie zatrzymało... nie mogłem się ruszyć. Byłem po prostu sparaliżowany, czułem zmieszanie i toczyłem walkę ze swoimi myślami, umysł nie chciał tego pocałunku, ale serce... serce chyba chciało. Już niczego nie byłem pewien, przecież jak ją wtedy całowałem to... nic nie czułem... prawie. Jej twarz była blisko... strasznie blisko, czułem jej oddech, który mieszał się z moim. Zobaczyłem tylko delikatny uśmiech, który malował się na jej twarzy, a jej dłoń cały czas spoczywała na moim policzku. Po chwili jej usta zetknęły się z moimi, to wszystko trwało jedną dziesiątą sekundy, a już po chwili trwaliśmy w namiętnym pocałunku. Szybko go odwzajemniłem, bo... po prostu nie umiałem zrobić inaczej, odrzucić jej, czy uciec... nie umiałem... lub nie chciałem. Objąłem ją w talli, a ona zarzuciła ręce na moją szyję i wplotła je we włosy, czułem się jak... kiedyś. Jak te dwa lata temu, cholera Rocky miał rację. W końcu się od siebie oderwaliśmy, a na jej twarzy pojawił się szeroki i piękny uśmiech, za to mi grzywka cały czas opadała na oczy. Staliśmy w ciszy przez dłuższą chwilę, żadne z nas nie chciało się odezwać. - Nic nie czułeś, hm? - Zaczęła i uniosła brew, ja za to zrobiłem facepalma.
- Musisz psuć tą chwilę? - Powiedziałem cicho, ona tylko się zaśmiała, a ja się uśmiechnąłem. - Przepraszam. - Odezwałem się po chwili.
- Za co? - Spytała, nie zrozumiała chyba, chciałem uniknąć tego tematu...
- Za to całe zerwanie... ja nie wiem czemu to wtedy powiedziałem. Nie chciałem kończyć tego związku, ale... po prostu nie chciałem się znowu angażować, bo niedawno zanim zacząłem się z tobą spotykać zdradziła mnie dziewczyna, potem zerwała ze mną, oskarżając mnie o to, że to ja byłem jej niewierny. - Wytłumaczyłem i spojrzałem na nią, ona tylko uśmiechnęła się.
- Czyli to znaczy, że nigdy nie przestałeś czegoś do mnie czuć?
- Nawet, jak chciałem to nie potrafiłem o tobie zapomnieć. - Odwzajemniłem uśmiech, szatynka pocałowała mnie delikatnie w usta. - Wracamy do domu? - Zapytałem, a ta kiwnęła głową i ruszyliśmy w stronę hotelu. Kiedy wszedłem do salonu usłyszałem dźwięk gitary dobiegający z pomieszczenia gdzie powinien przebywać Rocky. Zapukałem do drzwi, ale nikt nie odpowiedział, więc otworzyłem je i zobaczyłem... Rossa, który grał melodię do Counting Stars, a Rocky trzymał w rękach pluszowego leniwca i śpiewał tekst "Ja leniwiec dużo ludzi znam, lecz w tym momencie najważniejsze jest, że przejść przez gałąź radę sobie dam, tylko dlatego, że dziś nie chce mi się zejść... o nie chce mi się zeejść..." Potem we dwóch zaśpiewali tą samą część. Kiedy mnie zobaczyli natychmiast zaprzestali czynności, a blondyn ulotnił się z pokoju. Van mało śmiechem nie wybuchnęła, ja przy okazji też. - Rocky... ja rozumiem, że jest Ci ciężko, ale nie rozumiem co do tego ma ten leniwiec!? Weź ty go nie torturuj... w ogóle skąd ty go masz?
- Ze sklepu... poszedłem sobie i kupiłem. On jest sexy, jak ja. Pasujemy do siebie. - Ness zaśmiała się cicho i opuściła pokój, ja oczywiście musiałem chociaż udawać, że ta sytuacja nie była śmieszna.
- A teraz powiesz co się dzieje? - Zapytałem z troską i usiadłem obok niego, a brunet spochmurniał.
- Nie chcę o tym gadać... - Mruknął i położył się na łóżku twarzą do poduszki.
- Rocky, nie ufasz mi? Akurat jeśli chodzi o to, żeby komuś się wygadać to chyba ja jestem najlepszy.
- Rydel właściwie to jest do tego najlepsza, ale w tej sytuacji to wygadanie się jej pogorszy całą sytuację.
- Musisz komuś o tym powiedzieć, o tym co Cię męczy, bo inaczej nie wytrzymasz. Myślisz, że co się działo jak zacząłem ćpać? Nikt o tym nie wiedział, a nie zawsze miałem dostęp do narkotyków, nie miałem pomocy bo sam ją odrzucałem i zacząłem się ciąć...
- Mi to nie grozi... - Usiadł na łóżku po turecku.
- Pierwszy raz widzę u Ciebie takie zafascynowanie leniwcami!
- Ej, one na poważnie są sexy... no popatrz na te mordkę. - Pokazał mi pluszaka. - Taka jak moja.  - Uśmiechnął się, ja mimowolnie też.
- To powiesz co Ci jest? Od imprezy jesteś jakiś taki bardziej ponury. Rocky ja to widzę, jesteśmy braćmi chyba znam Cię dość dobrze, nawet jeśli inni tego nie zauważają, to ja to widzę. - Mój braciszek westchnął ciężko i zamknął oczy, po chwili jednak otworzył je i spojrzał na mnie.
- Bo chodzi o to, że...


*Perspektywa Laury*
Siedziałam z Rossem u niego w pokoju i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. - Ross... mam takie pytanie.
- Dawaj, wiesz, że możesz pytać o wszystko. - Uśmiechnął się.
- Na pewno skończyłeś ćpać? - Spytałam niepewnie, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Oczywiście, że tak Lau. Obiecałem Ci prawda? - Przybliżył się do mnie, a ja spojrzałam w jego oczy... były normalne. "Laura... kontrolujesz swojego chłopaka... to jest nienormalne." Pomyślałam i zgodziłam się z tym, powinnam była wyluzować. Ross położył swoje usta na moich i pocałował mnie czule, szybko to odwzajemniłam i kiedy się oderwaliśmy na twarzy każdego z nas widniał uśmiech.
- Wiem, przepraszam... powinnam Ci zaufać.
- Nic się nie stało, rozumiem, że się o mnie martwisz, ale naprawdę z tym skończyłem i nie mam zamiaru wracać do tego.
- Ale... dlaczego?
- Bo ty działasz na mnie jak taki narkotyk... - Uśmiechnął się łobuzersko. - Przy tobie czuję się jakbym nigdy niczego więcej już nie potrzebował, jestem po prostu... szczęśliwy. Bez Ciebie chyba bym sobie nie poradził. - Wyznał.
- Przesadzasz... masz jeszcze rodzinę.
- Wiem, ale... to nie to samo. Raczej dziwne by było, gdybym podszedł do Rydel i ją pocałował tak jak Ciebie przed chwilą. - Zaśmiałam się lekko, wyobraziłam to sobie. - Po prostu każdy potrzebuje tej swojej drugiej połówki. - Uśmiechnął się
_____________________________
Pomysł z leniwcem i Rockym + tekst "leniwce są sexy" zapożyczony z bloga Małgosi M. którego czytam i żałuję, bo ona nie chce wstawić rozdziału, ale i tak... po prostu musiałam pożyczyć ten element z jej opowiadania, bo... Youtube robi ludziom wodę z mózgu :D
PS. przeróbka Counting Stars na piosenkę o leniwcu stworzona by Masterczułek :3
PPS. Sory, że tak długo, weny nie było ;__; musiałam słuchać durnej piosenki o Flappy Bird i leniwcu, aby dostać wenę :) Jestem dziwna i dobrze mi z tym :)

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 44

Rozdział 44

*Perspektywa Rockyego*
Riker przez chwilę nic nie powiedział, a potem wybuchnął śmiechem. - Niby po czym to stwierdziłeś? - Rzekł wycierając łzę z oka.
- Bo to widać, nawet jeśli ty sobie tego nie uświadomiłeś to ja to wiem...
- Co ty wiesz o byciu zakochanym? Przecież nigdy się w nikim na poważnie nie zadurzyłeś. - Ledwo zauważalnie spochmurniałem. "Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz." Powiedziałem do niego w myślach, ale nie odezwałem się już słowem.
- Jeśli mi nie wierzysz... spędź z nią trochę czasu, a zobaczysz, że poczujesz się tak jak kiedyś.
- Wtedy byłem młody i głupi...
- "Wtedy" było dwa lata temu... - Rzekłem znużony. - Spędź z nią czas i potem powiedz mi, że się mylę. - Uśmiechnąłem się
- No dobra... - Poszedł do swojego kuchni gdzie były dziewczyny i już po chwili wyszedł na korytarz ze starszą Marano. Włączyłem cicho telewizor na programie muzycznym i oglądałem właśnie nowe teledyski gwiazd. Zerknąłem na nich z ukosa i ostatnie co zobaczyłem to szczery uśmiech Rikera i Van. Ucieszyłem się, że być może wreszcie się pogodzą po roku niezgody. Miałem dość, co się tylko widzieli skakali sobie do gardeł... irytowało mnie to.

*Perspektywa Vanessy*
Wreszcie Riker zaproponował żebyśmy gdzieś wyszli i razem normalnie pogadali bez nacisku ze strony jego rodziny i Ella. - Nastrój Ci się chyba polepszył odkąd wyszliśmy? - Zapytał.
- Mhm... odkąd wiem, że twoja zwariowana rodzinka Cię nie śledzi.
- Ummm... moja zwariowana rodzinka to całe R5Family, są wszędzie. - Uściślił, a ja dźgnęłam go w żebra. - Au... no co? Fani to moja rodzina. - Uśmiechnął się.
- O czym chciałeś pogadać? - Zapytałam. -  Przez ostatni rok nie byłeś skory do gadania. - Wypomniałam mu.
- No... no wiem, ale w końcu trzeba pogadać no nie? - Wyszczerzył swoje piękne białe ząbki, a grzywka opadła mu na oczy. Zawsze w takich chwilach miałam chęć go pocałować, ale się opanowałam. - Chodzi o... naszą... jak to nazwać. Relację. To co nas łączyło i to co nas łączy. Nadal nie wiem na czym stoimy.
- Aż tak zależy Ci żeby się ze mną pogodzić? Przykro mi... twoja obecność źle na mnie działa. - Zmarszczył brwi, chyba nie wiedział o co mi chodzi.
- Ale... myślałem, że ten... ciągle coś do mnie czujesz. - Spytał lekko zawiedziony co wywołało uśmiech na mojej twarzyczce. Cały Riker... zupełnie niedomyślny.
- Nie o to mi chodziło. Cały czas coś do Ciebie czuję, kocham Cię jak nikogo innego, a źle na mnie działa twoja obecność bo zawsze jak stoisz obok mnie mam ochotę Cię pocałować, przytulić i już nigdy nie wypuścić. - Rzekłam na jednym oddechu, a ten tylko stał z zamyśloną miną. - Zresztą nieważne. Nie liczy się co ja czuję tylko co ty czujesz. - Powiedziałam już bardziej smutno, a ten się otrząsnął, jakby wylądował w innym świecie. Wiedziałam co usłyszę i z każdą sekundą byłam coraz bardziej gotowa na jego słowa, ale on nic nie powiedział... stał jak wryty. - Co tak stoisz? Tylko bez tekstów, że w tej chwili uświadomiłeś sobie właśnie, że mnie kochasz... nie kupię tego. - Rzekłam, a ten tylko pokiwał głową.
- Ja nie... to znaczy... nie czuję tego co ty... a nawet jeśli czuję to jeszcze sobie tego nie uświadomiłem.
- Jest jeden sposób żeby się przekonać. - On tylko spojrzał na mnie zdziwiony. - Pocałuj mnie debilu... - Mruknęłam cicho.
- Cco? Czemu? Nie... - Odezwał się po chwili, spojrzałam na niego wymownie. - Nie, to nie jest sposób...
- A co boisz się? - Uśmiechnęłam się złowieszczo, on tylko odwrócił wzrok. - Boisz się! Wiedziałam. - Wytknęłam mu język, a ten dalej na mnie nie patrzył. - Hej Riker... żartowałam. - Powiedziałam i właśnie miałam coś dodać, ale ten mi przeszkodził, całując mnie, ja szybko to odwzajemniłam mimo mojego zaskoczenia, zagłębiałam się w pocałunek, który nabierał namiętności z każdą sekundą... wreszcie zabrakło nam tlenu w płucach i się odkleiliśmy. - I? Poczułeś coś?
- Ummm... nie. - Powiedział, jednak kłamał. Wiedziałam to, zawsze kiedy kłamał poprawiał grzywkę zarzucając ją na prawo, a zwykle robił to zarzucając ją na lewo.
- Kłamiesz... - Rzekłam szybko.
- Co? Nie... nie kłamię... nic nie czułem całując Cię. - Znów zarzucił grzywką, a ja byłam wtedy pewna, że kłamie. - Nie oszukasz mnie. Zawsze jak kłamiesz masz taki dziwny odruch poprawiania grzywki. Czemu kłamiesz? - Znów odwrócił wzrok, ale zarumienił się delikatnie. - Boisz się. - Wydedukowałam, a ten na mnie spojrzał. - Boisz się zaangażować, przed chwilą zerwałeś z dziewczyną, boisz się, że mimo, że mnie znasz to Cię zranię, a ty nie chcesz cierpieć jak 4 lata temu, bo wtedy naprawdę się zakochałeś, jednak to minęło. Potem byłam ja, ale nie byłeś pewien swoich uczuć, a potem Cassy, która znów Cię zraniła. Tylko, że ja musiałabym być naprawdę wielką idiotką żeby Cię skrzywdzić. - Dotknęłam jego policzka i opuszkami palców przesunęłam po nim delikatnie, delikatny rumieniec wkradł się znów na jego twarz. Powoli zbliżyłam swoją twarz do jego, a on się nie wycofywał...
___________________
I oto ten nieszczęsny 44! Wiecie jak mimo wieeelu oporów szybko idzie mi pisanie tych beznadziejnych rozdziałów? :3 No cóż... jeszcze 6 rozdziałów do końca opowiadania, ale przysięgam, ze 50 będzie dłuuugi... jak na mnie :) sooł warto czekać :) mam zamiar zakończyć niespodziewanie :3

niedziela, 16 lutego 2014

Uwaga uwaga!

Informacja :)

Uwaga, bo muszę wam coś przekazać :) otóż... historia na tym blogu kończy się! Poważnie, mam zamiar zakończyć ją w 50 rozdziale :) nie martwcie się, albo martwcie... zakładam nowego bloga, bo wena mnie rozrywa od kurwa środka :) ummm... będzie do blog też o R5, ale z jedną znaczną różnicą... Będzie on umieszczony w świecie fantasy... tagże ten... do napisania, pod następnym rozdziałem dam wam więcej szczegółów! :)

Rozdział 43

Rozdział 43

*Perspektywa Rydel*
*Rano*
Była godzina... późna, a ja wstałam z ogromnym bólem głowy. Jedyne co pamiętałam z imprezy to pierwsze jej 20 minut, potem film mi się urwał, ale chyba zabawa była dobra, bo był syf, drzwi wyrwane z zawiasów, syf i jeszcze większy... zaraz co!? Drzwi wyrwane z zawiasów?! - Rocky wstawaj!! - Wydarłam się do przymulonego brata, który chyba też ledwo co pamiętał z imprezy. - Drzwi trzeba wstawić. - Ożywił się nagle i spojrzał na prostokąt, który powinien być w tej wielkiej dziurze.
- Umm... to nie ja! - Wyparł się, aż Rossa obudził. Blondasek podszedł do nas zaspany.
- Co tu się kur... o ja pierdole! - Krzyknął.
- Nie pierdol młody i daj się wyspać! - Wrzasnął Ell i wrócił do zwisania z okna, szok, że nie wypadł! Podeszłam do bruneta i powoli go zdjęłam z okna i zaprowadziłam do pokoju.
- Co robimy z tym? - Zapytałam kiedy wróciłam.
- No chyba trzeba wezwać fachowca.... RIKEEER! - Wydarł się najmłodszy, a ja walnęłam go w głowę.
- Niech śpi... z tego co pamiętam to on wypił najwięcej i trupem leżał po swoim striptizie na stole. - Rzekłam i w moment mi się wszystko przypomniało, aż się wzdrygnęłam na widok Riker ściągającego bokserki. Przypomniał mi się jeszcze jeden fakt... - Ummm... ktoś z was zapraszał siostrę Laury?
- Eeee... chyba nie, ale Riker ma ją zapisaną w kontaktach. Mógł przypadkowo wysłać jej sms'a.
- Nawet jeśli, była w LA nie mogła przyjechać tak szybko. - Powiedział Ross, musiałam przyznać mu rację.
- A co jeśli ona już tu była? Wiecie... nie wiemy co w tej jej głowie się kroiło od rozstania z Rikerem w Meksyku. - Odezwał się brunet, a mnie zabolała nagle głowa, z tego bólu, aż usiadłam na podłogę.
- Kac morderca, nie ma serca. - Zaśmiał się Rocky, spojrzałam tylko na niego morderczym wzrokiem i ruszyłam do kuchni po ibuprofen.
- Zobaczymy jak Ciebie uderzy. - Odparłam mu złowieszczo kiedy wparowałam do pokoju.
- Ja... w przeciwieństwie do Ciebie kochana siostrzyczko nie piłem tyle co ty. Pamiętam wszystko z imprezy. - Zaśmiał się znowu, ja usiadłam na kanapie i rzuciłam w niego poduszką. Pod nią leżał zdechły szczur. Wydarłam się na cały hotel.
- WEŹCIE TO! WEŹCIE TO!! - Krzyczałam i wlazłam Rossowi na plecy. Chłopacy tylko pękali ze śmiechu, ale Riker się nie budził mimo to. W końcu chłopacy wyrzucili to coś za okno, odetchnęłam z ulgą.
- Nigdy więcej nie robimy imprez z przypadkowymi ludźmi. Ciągle tu... cytryną pachnie? Co my kurwa serwis sprzątający zamówiliśmy? - "O nie... ja zaczęłam bluźnić, nigdy więcej!" Skarciłam siebie w myślach i puściłam to mimo uszu. - Ehhh... trzeba będzie faktycznie zamówić sprzątanie, ale nie z hotelu, bo cała obsługa i wszyscy goście chyba byli obecni na naszej imprezie. - Zaśmiałam się lekko.
- Eeee... nie było  jednego dziadka, który ma pokój nad nami. - Uściślił blondasek.
- Ej... czy tylko ja boję się wejść do pokoju Rikera? Przez całą imprezę Cassy się nie pojawiła, a jak obudził go jakiś sms nagle ożył i zaczął zarywać do każdej. - Zaczął temat starszego brata.
- To jest tylko jedno rozwiązanie... przejrzeć jego sms'y. - Odezwałam się po chwili namysłu i wzięłam jego telefon ze stołu. - Cholera. Rozładowany. - Powiedziałam. - Jego ładowarka jest w jego pokoju, ale mamy te same wejścia, moja jest u mnie. - Ruszyliśmy do mojego pokoju gdzie spał Ellington. Podłączyłam telefon starszego brata i już po chwili go włączyłam. Weszłam w sms'y, ostatni był od Cassidy, ale wcześniejszy od zastrzeżonego numeru, zdjęcie. Weszłam w niego. Było tam napisane: "Twoja laska to niezła dupa, ale w łóżku jest słaba. haha..." I zdjęcie nagiej dziewczyny mojego brata. Nie no... ja nie powinnam była tego widzieć. Wyłączyłam natychmiast to i weszłam w sms od Cassy. "Kotku wszystko Ci wyjaśnię tylko poczekaj na mnie! To nie tak jak myślisz!" Poprzedniego wysłał około godziny 2 czyli niedługo po tym jak otrzymał to zdjęcie. "Z Cieebie jest jebanasn dziwka, tylkoo duppouy umiesz dawac... too konieinc." Widać było, że był już pijany. Jednak zdziwiła mnie godzina kiedy jego dziewczyna mu odpisała. To była... 4 nad ranem. Na pewno nie mogła się tłumaczyć, że spała, bo kto wstaje o 4? Rozładować też... to znaczyło, że to zdjęcie było prawdziwe... no dobra, ale co to miało znaczyć? Dlaczego niby ona... no. - To jest chore. - Rzekłam do braci, a oni się ze mną zgodzili, w końcu z sypialni mojego starszego braciszka rozległ się dziewczęcy pisk, od razu tam pobiegliśmy, dzięki Bogu miał na sobie bokserki... ale Van cały czas spała. - Jak Vanessa się wydarła skoro dalej śpi? - Zdziwiłam się.
- Ummm... no bo... to nie ona... - Przyznał się niepewnie, a jego bracia zaczęli się śmiać. - Dobra! Co ja wczoraj zrobiłem? Bo nie pamiętam nic! - Powiedział stanowczo. Zaprowadziłam go do pokoju, a tam pokazałam sms'y. - Hmmm... dobrze jej tak. - Odezwał się ponuro po przeczytaniu smsów, wtedy w drzwiach pokoju pojawiła się wcześniej wymieniona blondyna. Rocky i Ross od razu zmierzyli ją groźnie wzrokiem.
- No to ten... idziemy leczyć Rossa z kaca. - Pociągnęłam ich za koszulki i zaprowadziłam do kuchni.
- Co ty zrobiłaś? On ją tam zabije. - Rzekł Rocky.
- Ta... ale ty byś to zrobił prędzej. - Zaśmiałam się, a blondasek za mną. Po kilku chwilach cała nasza trójka podsłuchiwała o czym gadają.

*Perspektywa Rikera*
- Riker... to nie... - Zaczęła kiedy weszła do pokoju.
- Siedź cicho. - Przerwałem jej i złapałem się za głowę, bolała... - Ughh... niepotrzebnie tyle piłem. - Powiedziałem do siebie. - Po co tu przyszłaś? - Zapytałem sucho.
- Chciałam Ci to wytłumaczyć... - Rzekła.
- Wytłumaczyć co?! Że jesteś dziwką? O nie dzięki, takie wytłumaczenia to ja mam w głębokim poważaniu.
- Ale... to nie tak jak myślisz. - Starała się marnie wytłumaczyć.
- Nawet jeśli nie jesteś nikim takim. To skąd mogłabyś wiedzieć o sms'ie do mnie? Błagam Cię... ja nie wiem po cholerę Ci byłem ja, ale won z tego hotelu i na oczy mi się nie pokazuj. - Wskazałem palcem miejsce gdzie były drzwi od mojego pokoju. Blondynka spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem, oho! Zacznie się "zraniona dziewczynka".
- Pożałujesz tego. - Zbliżyła się do mnie i chyba chciała mi walnąć, ale złapałem ją za nadgarstki.
- Skarbie... gdybym dostawał dolara za każdy taki tekst byłbym najbogatszym człowiekiem na świecie! - Powiedziałem jej i wypchnąłem ją za drzwi, a tam moje kochane rodzeństwo podsłuchiwało. Nie zdziwiło mnie to, ale nie miałem przed nimi nic do ukrycia. - Po prostu wypier...! - Nie dokończyłem słowa, a ona z dumą, jeśli miała jej choć trochę, wyszła. - Idiotka. - Powiedziałem do siebie i wziąłem butelkę wody, Delly podała mi tabletkę. Uśmiechnąłem się do niej ciepło. - Dzięki. - Natychmiast wziąłem ją do buzi i popiłem wodą, ból był nie do zniesienia. Po chwili jednak poczułem ukłucie w sercu, to bolało. Czy dlatego, że naprawdę ją kochałem? Może... jednak... skończyłem w łóżku z siostrą Lau, oczywiście do niczego nie doszło, bo miałem na sobie bokserki, ale... to było chore. Na imprezie było tyle lasek, czemu akurat ona? Zerwałem z nią ponad rok temu, kiedy... "Ale... ja Cię nie kocham, zauroczyłem się, ale to nic poważniejszego." Przypomniały mi się moje ostatnie słowa do niej, wtedy ona się rozpłakała i uciekła. Ja przez tydzień nie mogłem się pozbierać, a ona wtedy stała się wredna dla każdego... nawet dla Lau. Byłem po części za to odpowiedzialny, ona mimo, że mówiła, że mi wybacza... ja dalej nie potrafię sobie tego wybaczyć. I wiedziałem, że ona też mi tego nie wybaczyła... - Tak w ogóle gdzie jest Laura? - Pytanie było bardziej skierowane do Rossa.
- Ummm... chyba jakąś godzinę temu wyszła. - Powiedział, bawiąc się telefonem.
- Wyszła? Niby gdzie? - Zapytałem znów.
- Po zakupy. - Powiedziała brunetka stojąc w drzwiach. - Ładnie to się tak w nocy zabawiać z moją siostrą? - Spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
- Dobra. To ja jej pomogę wyładować torby. - Rzekła Delly i obie ruszyły do kuchni, w tej właśnie chwili z mojego pokoju wydał się kolejny dziewczęcy pisk.
- Mam świadków, że to nie ja! - Powiedziałem, a Rocky przewrócił oczami i ruszył do pokoju, ja za nim, a młodszy blondyn za nami. Stała tam Van w... samej bieliźnie, Ross od razu zasłonił oczy.
- Dziewczyno ubierz się! Chodzę z twoją siostrą! - Wrzasnął.
- No to co? Pewnie przyzwyczaiłeś się do tych widoków. - Bąknęła zła, oj był kac. Ogromny kac.
- Braciszku to coś dla Ciebie. - Zaśmiał się Rocky i poklepał mnie po ramieniu. Posłałem mu tylko spojrzenie mówiące "won." a on spieprzył z pokoju, razem z moim drugim "kochanym" braciszkiem.
- Co my w nocy... my...
- Nie. My nic nie zrobiliśmy. - Minę miałem bez wyrazu odkąd bracia opuścili ten pokój. - To znaczy.. chyba. Jak się obudziłem to nic nie pamiętałem, ale miałem na sobie bokserki, więc raczej jest to mało prawdopodobne. - Ona cały czas wydawała się być zła.
- Dobra... nieważne, tylko daj mi moje ciuchy. - Rzekła, a ja podałem jej bluzkę i spodnie, ona ruszyła do łazienki i już po 15 minutach wyszła ubrana, chciała wyjść z mojego pokoju, ale ją zatrzymałem.
- Co się z tobą stało? - Zapytałem prosto z mostu, spojrzała na mnie nie wiedząc o co chodzi. - Odkąd z tobą zerwałem, rok temu, zachowujesz się jakby nikt się dla Ciebie nie liczył. Jakbym tymi słowami wyrwał z Ciebie serce i wszystkie twoje uczucie, a to nie prawda. Ty dalej jesteś tą samą słodką i niewinną dziewczyną, którą byłaś w Meksyku. Szczęśliwą, bo niczego Ci nie brakuje. Masz kochającą Cię siostrę, masz nas, masz nasze wsparcie. Masz rodzinę.
- Brakuje mi tylko kogoś kto będzie mnie kochał tak jak ja kocham jego. - Przerwała mi i wyszła, ja wróciłem do salonu i usiadłem obok Rockyego.
- Co jest? Wydaje mi się, że ma gorszy humor niż wtedy.
- Powiedziała mi tylko, że "brakuje jej kogoś kto będzie ją kochał tak jak ona kocha jego."
- Debilu jej brakuje Ciebie. - Powiedział.
- Nawet jeśli... - Nie miałem już sił zaprzeczać. - To co ja niby zrobić?  Nie zakocham sie w kimś na siłę.
- A mi się wydaje, że nie musisz. - Mrugnął do mnie. Spojrzałem na niego pytająco. - A podobno jesteś najstarszy... nadal ją kochasz idioto. - Powiedział w końcu.
__________
Macie taki dłuższy rozdział, za to musicie poczekać do soboty na 44 :) dobranoc! :3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 42

Rozdział 42

*Perspektywa Rockyego*
- A ciekawe co by było, gdybym... - Nie było mi dane skończyć, bo przyszła do nas Delly i zaczęła się do niego miziać. Nie no kurwa zaczęło mnie zalewać. Mam już dość! Dość strachu, ukrywania się... przynajmniej, jeśli mam pewność, że jutro niczego nie zapamięta to mogę coś zrobić... właśnie mieli się pocałować. - Ummm... musimy pogadać. - Pociągnąłem przyjaciela do swojego pokoju na górę i zamknąłem drzwi. Alkohol we krwi dodawał mi odwagi, bo nie byłem aż tak przestraszony jak na początku imprezy.
- Możesz teraz dokończyć to co chciałeś powiedzieć na dole. - Oparł się o moje drzwi, widać było, że jego ciało jest dla niego ciężkie.
- Chciałem powiedzieć "A ciekawe co by było, gdybym... " - Urwałem i zbliżyłem się do niego powoli, chciałem to mieć za sobą, nie chciałem żeby miał jakąkolwiek szansę uciec. Zobaczyłem strach w jego oczach.
- Jak chcesz mi... przywalić to... ostrzegaj. Zasłonię... twarz... - Powiedział.
- Nie chcę Ci walnąć. - Rzekłem.
- Nie... nie zabi... jaj. - Odezwał się po chwili.
- Nie zabiję Cię. Zrobię coś gorszego. - Spojrzał na mnie zdziwiony. - Zniszczę sobie życie. - W tym momencie byłem na tyle blisko żeby móc to zrobić. Przyłożyłem jedną rękę do ściany tak, że nie miał jak uciec. W tej chwili pocałowałem go tak namiętnie jakbym widział go po raz ostatni. Co z tego, że smakował alkoholem? Co z tego, ze chciał mnie odepchnąć? Ja tylko chciałem posmakować jego ust, tak wiem, jestem pierdolonym egoistą, ale mnie od życia też coś się należało! Szarpał się niemiłosiernie i nie odwzajemnił pocałunku... w sumie, tego się spodziewałem. Moje usta dotykały jego z taką namiętnością i czułością, jaką ja chciałem czuć od niego. Ale on sprawił mi tylko ból swoją reakcją i swoim chłodem. Nie zaprzestając czynności otworzyłem drzwi od mojego pokoju. Oderwałem się od niego i wyrzuciłem za drzwi. - Gdybym Cię pocałował. - Dokończyłem, po czym trzasnąłem nimi i usiadłem, opierając się o nie. Zacisnąłem powieki, a kilka łez spłynęło mi po policzku, bo kiedy ten mnie chciał odepchnąć to właśnie potwierdziło, że jest hetero... Zacząłem cicho szlochać, nie chciałem nic pamiętać! Wolałem żyć w niewiedzy, niż kurwa czuć to co czułem!
____________________________________
Nie zabijajcie! Już więcej takich akcji nie będzie, ale jedna czytelniczka mnie namawiała żebym to zrobiła ;____; wiem, że teraz pewnie widły na mnie szykujecie :D

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 41

Rozdział 41

*Perspektywa Rikera*
Siedziałem w salonie kiedy nagle pojawił się Rocky. Oglądałem akurat Glee. 3 sezon 11 odcinek, strasznie tęskniłem za Corym, ale lubiłem oglądać swoje role, brunet dosiadł się do mnie. Właśnie śpiewaliśmy piosenkę "Bad" Michaela Jacksona. Rocky zaczął ją podśpiewywać, ja nieświadomie też. Nie minęło pół godziny, a z mojego telefonu leciały różne piosenki MJ, a my do nich śpiewaliśmy i tańczyliśmy... no niby nic dziwnego, gdyby nie to, że nie mieliśmy na sobie koszulek... Wtedy do domu wparowała Delly z Rossem, byli na zakupach. Biedny blondasek był jej tragarzem. Rydel wydarła się na cały głos, aż Ell wybiegł z pokoju, mało śmiechem nie wybuchnął. Rocky natychmiast włożył swoją koszulkę, jakby się zawstydził, ja za to dalej paradowałem bez niej. Muzyka dalej grała. - Dołączycie się? - Ell natychmiast zdjął koszulkę, zaraz potem dołączył do nas Ross, ale Rockyemu widocznie odechciało się tańczyć.
- Ummm... może zamiast odpierdalać striptiz to kurcze zrobicie imprezę, upijecie się i będziecie to tańczyć kiedy każdy uzna to za normalne? - Zaproponował Rocky i... niegłupio!
- To ja z Rockym idziemy na zakupy! - Zgarnąłem brata.
- C...co? - Przestraszył się. - Ja tylko żartowałem! - Wykrzyczał, ale już poza drzwiami pokoju hotelowego.
- Masz problem braciszku! Jedziemy. - Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy do naszego wozu. W sklepie zapakowałem około 10 czteropaków piwa. 
- Co ty oszalałeś? - Powiedział brunet i podszedł do działu z meblami. Zobaczyłem tam minibarek.
- Ty to masz łeb bracie! - Rzekłem z uśmiechem i skasowałem kod. Kupiliśmy jeszcze chipsy, różne chrupki i postanowiliśmy jakieś porządne głośniki. Jechaliśmy właśnie do domu, a dostawa miała przyjść na 18, czyli o 20 impreza się zacznie. Razem z rodzinką zaprosiliśmy tu wszystkie możliwe osoby. Cały hotel sprosiliśmy! Nawet obsługę, więc nikt się nie będzie czepiał. Około 17 już nasza dostawa przyjechała, zdziwiliśmy się, ale rozłożyliśmy się z tym w 30 minut. - Jest 17:43 możemy coś porobić? Ummm... nie ma picia! - Ross i Ell popatrzyli na siebie zrezygnowani. - Oj spokojnie, jeszcze się napijecie.
Godzina dwudziesta wybiła, a wraz z nią wybiły nam się też drzwi z zawiasów, bo goście kurwa nawet nie poczekali, aż im otworzymy! No nic... zaczęliśmy pić i tańczyć do najróżniejszych piosenek. Nawet Ryland się pojawił i nam zaczął DJ'ować. Trzeba było przyznać, że był niezły. Jedyna osoba, której nie było na imprezie to... Cassidy. Szukałem ją cały czas, ale nie widziałem jej od początku dnia...

*Perspektywa Rockyego*
Siedziałem przy barku i nawet nie myślałem o tym żeby się napić. Jeszcze czego... ktoś tu musiał być trzeźwy, a Riker kończył już 3 kieliszek wódki popijany piwem. Powodzenia w zwalczaniu kaca. Nagle Rik odszedł od swojego miejsca pobytu w tłum, a przyszedł Ratliff w nietrzeźwym stanie. Dobra, ostro się najebał już, miał za sobą jakieś... 5 piw? I co najmniej 1 kieliszek wódki. - Hej... może weź się napij... co Ci szkodzi? - Powiedział ledwo zrozumiale.
- Ostatnio jak się tak spiłeś to uderzyłeś moją siostrę, nie mam zamiaru ryzykować. - Jakby nagle wytrzeźwiał.
- Przestaniesz mi to wypominać wreszcie? - Jego ton szedł w złym kierunku. Momentalnie jednak złagodniał.
- Jak mam Ci przestać to wypominać? Nigdy Ci tego nie zapomnę. - Westchnął i na momencie znów się spił. Kurwa co on w powietrzu ćpa czy co? Zaraz mi tu jednorożce będzie widział!
- No weeeeź... Rocky... napij się... - Zaczął się przymilać i podszedł bliżej, zdecydowanie za blisko.
- Odsuń się bo jebiesz alkoholem. - Odepchnąłem go lekko.
- Nie odsunę... sięęęęęę... Napij się ze mną... będzie dobrzeeeeeee... a jak nie będzie... to i tak się napij... na chwilę o tym zapomnisz... - Miał... trochę racji. Jeśli mam okazję zapomnieć o wszystkim to czemu z niej nie skorzystać? Nalałem sobie kieliszek wódki, potem popiłem go Whiskey, nic mi to jednak nie dało.
- Ehhh... pierdolić to wszystko... - Wziąłem flaszkę alkoholu, wódki, która była do połowy pełna i zacząłem ją pić. Wziąłem około 4 łyków i natychmiast zrobiło mi się niedobrze. Ell podał mi jakiś kapelusz, chuj wie skąd się tam wziął, ale zwróciłem w niego to co miałem w żołądku. Poczułem się nieco lepiej, a promile alkoholu we krwi zaburzyły mi świadomość. Nic już nie było takie szare i smutne, teraz liczyła się zabawa! Wszedłem na stół i zacząłem tańczyć, ściągając przy tym koszulkę. Ratliff dołączył się do mnie i już po pięciu minutach byliśmy na samych bokserkach, a wszyscy bili nam brawo. Niestety ktoś nie dał nam zejść dalej... ummm... Ell'owi zrobiło się niedobrze i zarzygał jakiegoś kolesia, wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem i ruszyłem do barku. Nalałem sobie i przyjacielowi piwa... spojrzałem na nie podejrzanie. - Ty stary... tu jest mucha! - Pokazałem mu alkohol, a ten nawet w niego nie spojrzał.
- To ją kurwa wyjmij! - Wrzasnął, chyba tylko Ryland był dalej trzeźwy. - Tak w ogóle ciekawe co by było, gdyby much nie było. - Zaczął "gdybać" mój kolega.
- Nie wiem, a ciekawe co by było, gdyby nie było w ogóle owadów. Wreszcie te pająki by zniknęły!
- Pająki to pajęczaki... durniu. - Poprawił mnie. - Nje wjem co by.. było... ale... nie chcę... kurde wiedzieć...
- Mhmmm... ciekawe co by było, gdybyś nie był z moją siostrą.
- Umarłbym samotnie, bo kocham tylko ją. - "Auć" pomyślałem i zacząłem bawić się pustą już szklanką od piwa, wylałem je gdzieś i nie nalałem sobie nowego.
- A ciekawe co by było, gdybym...
____________________________
Urywam! Zua ja! Ffjem... ale pewnie i tak ktoś mnie będzie chciał zlinczować za następny rozdział, więc chcę sobie pożyć jeszcze kilka dni :)

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 40

Rozdział 40

*Perspektywa Rocky'ego*
Tyrkałem Ell'a kiedy już dojechaliśmy do domu, ale on za Chiny się nie budził. - Ej... Ross przynieś mi Elen. - Odezwałem się z chytrym uśmieszkiem.
- Kogo? - Zapytał blondyn.
- No moją gitarę idioto! - Wydarłem się na niego.
- Bracie... ja wiem co planujesz. Wybij to sobie z głowy. - Zaprzeczyła stanowczo Delly. - A teraz kochany braciszku. - Podeszła do mnie z uśmiechem. - Zaniesiesz go do pokoju. - Dobra... niemało się zdziwiłem.
- CO?! - Krzyknąłem. - Czemu ja? - Opanowałem się trochę, chociaż serce waliło mi jak młot.
- Bo Ross leci po twoją gitarę. - Blondasek zniknął z widoku, westchnąłem ciężko i zabrałem bruneta z samochodu. Wchodziłem właśnie po schodach, kiedy nagle potknąłem się o stopień i wylądowałem na moim przyjacielu... mhm... można powiedzieć, że byliśmy w dwuznacznej pozycji. Leżałem na nim, a moja twarz była oddzielona od jego o centymetry. Jednak ten dalej spał, przełknąłem głośno ślinę. Podparłem się na dłoniach i rozejrzałem czy nikogo w okół nie ma. Pusto...
- Jakby ktoś spytał to się wszystkiego wyprę. - Szepnąłem i... nie mogłem, miałem właśnie zrobić coś czego żałowałbym do końca życia. "Rydel Mary Lynch... gdybym nie był w tobie tak szaleńczo zakochany..." Przypomniały mi się jego słowa jakie wypowiedział do mojej siostry. Westchnąłem ciężko i znów go podniosłem, oraz zaniosłem na łóżko i rzuciłem nim niedbale. Zamykając drzwi od jego pokoju ostatni raz na niego spojrzałem i wyszedłem. Znalazłem się w salonie. - To co jemy!? - Powiedziałem z na początku sztucznym uśmiechem, a potem na myśl jedzenia od razu zmienił się w prawdziwy.
- Jest godzina...
- Zostawiliście mnie z Ell'em na kilka godzin sam na sam. Jestem głodny! - Powiedziałem stanowczo i skrzyżowałem ręce na piersi. Dobra może nie do końca byłem na nich za to wściekły. Wiele razy chciałem się z nim pogodzić, ale on... zranił moją kochaną siostrzyczkę. To jak ważny dla mnie był nie miało wtedy znaczenia. Rodzina jest najważniejsza... "Jakże skutecznie próbujesz się okłamać. Idiota! Nawet przed sobą samym nie przyznasz, że Ell jest dla Ciebie ważniejszy niż ktokolwiek na świecie." Odezwał się głos w mojej głowie... ludzie na niego mówią "sumienie" ja nazywam go "idiota, który zawsze ma rację", nienawidziłem jak zaczynał swoje przemądrzałe monologi, bo jemu nie szło przerwać.
- Zaraz Ci coś zrobię. - Powiedział zrezygnowany Riker. - Ross chodź ze mną. Pomożesz mi.
- Umm... ale ja Ci wszystko zepsuję. - Rzekł.
- No chyba podać mąkę umiesz? - Blondasek mruknął coś pod nosem i posłusznie poszedł do starszego brata. Ja usiadłem na kanapie obok mojej siostrzyczki. Ona spojrzała na mnie przerażona. Nie wiedziałem czemu, a no może dlatego, że na twarzy miałem złowieszczy uśmiech.
- Nie zabijaj... - Powiedziała niewinnie.
- Ooo... ja Cię nie zabiję. - Zbliżyłem się do niej tak jak robią to w filmach. - Ja Cię będę dręczył już do końca życia, chyba, że powiesz mi kto na to wpadł. - Szepnąłem jej do ucha.
- Obiecałam... że nie powiem. - Rzekła cicho.
- A więc szykuj się na najgorsze. - Zaśmiałem się cicho, ale strasznie i zacząłem szybko łaskotać moją siostrę. Ta w napadzie śmiechu cicho zdołała wyszeptać imię najstarszego brata. - No to mu się oberwie. - Poszedłem do kuchni i wyczułem zapach... czegoś pięknego! - Czo to za cudoo? - Spytałem wchodząc do kuchni.
- Ummm... Riker upiekł Ci ciasto żebyś go nie zabijał. - Wytłumaczył się młody i zwiał, zostaliśmy sam na sam. "Ja pierdole jak to brzmi!" Pomyślałem i popatrzyłem na niego wzrokiem mordercy. Wtedy brat otworzył piekarnik i wydobył się z niego piękny zapach czekolady... murzynek!
- To Cię nie uratuje! - Powiedziałem mimo, że ten piękny zapach trupa by obudził. Jak na zawołanie w kuchni pojawił się ledwo przytomny Ell z bananem w ręku.
- Oddajcie mi to pięknie pachnące ciasto, a nikomu nic się nie stanie.
- Umm... Delly! - Wydarłem się, a siostra zaraz pojawiła się za brunetem. - Naćpałaś go tym pocałunkiem. - Zaśmiałem się, blondynka i wszyscy tu zebrani prócz Ratliffa zresztą też.
- Odsunąć się! - Wydarł się i ruszył do ciasta.
- Ciebie chyba pojednało! To ciasto jest moje, albo zabiję Rikera i Rossa. - Powiedziałem zatrzymując go. Ja pierdole, jak ja nienawidzę go dotykać, jednak ten murzynek wystarczająco mnie dekoncentrował żebym nie zrobił nic głupiego... teraz liczyłem się tylko ja i... ciasto. Rydel delikatnie złapała go za nadgarstek i pociągnęła do salonu, on posłusznie poszedł za nią. - Pff... jaki on jest słaby! - Rzekłem, a wszyscy spojrzeli się na mnie.
- No co? - Zapytałem. - Co? To nie ja się zakochałem w najlepszej przyjaciółce. - Spojrzałem na Rossa, "ale w przyjacielu" powiedział mój głos w myślach. - I to nie ja zakochałem się w osobie totalnie mi nie znanej. - Tu mój wzrok pokierował się na Rikera "ale w przyjacielu... OJ ZAMKNIJ SIĘ!" Warknąłem na niego i już więcej się nie odzywał. Moje wewnętrzne "Ja" potrafi być natarczywe.
- Czyli nie zakochałeś się w Ashley? Osobie zupełnie Ci nieznanej? - Powiedział Rik unosząc brew. Westchnąłem.
- Nie... - "a chciałbym." Dokończyłem w myślach.
- To czemu z nią jesteś? - Dopytywał dalej.
- Nie jesteśmy razem, nigdy nie mówiłem, że to coś poważniejszego. - Odparowałem.
- Przecież cały czas sms'owaliście. - Spytał zmieszany.
- No tak... i co z tego? - Zdziwiłem się. Przecież to, że ludzie cały czas piszą to nic dziwnego, nie?
- Pokażesz te sms'y? - To chyba było najgorsze pytanie jakie mógł zadać. Nie wcale nie ukrywałem tego, że chodzę z nią potajemnie... po prostu pisałem tam coś co nie może ujrzeć światła dziennego.
- Ummm... po co Ci one? - Miałem nadzieję, że tym pytaniem naprowadzę go na inny tor.
- W sumie... przepraszam, nie powinienem o to prosić. - Podrapał się po głowie z głupim uśmiechem. Ja tylko klepnąłem go w ramie.
- Nic się nie stało. Dawaj tego murzynka, bo jestem głodny. - Podał mi połowę ciasta, a drugą połowę zaniósł Ell'owi. Poszedłem do siebie do pokoju i zjadłem jeden kawałek. To ciasio było tak mięciutkie jak puszysta, brązowa chmurka o smaku czekolady! Ale było też strasznie słodkie, więc zjadłem tylko dwa kawałki i odniosłem z powrotem do kuchni, aby zakryć je czymś, żeby przypadkiem nie wyschło.
________________
Oto kolejny i musicie się nim zadowolić na tydzień bo... kończą mi się ferie ;__; tak wiem, że zostały jeszcze 3 dni, ale nie wiem czy coś sklecę w 3 dni :) to tak! Do zobaczenia za tydzień :) Tym razem obiecuję :D

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 39

Rozdział 39

Z perspektywy Ratliffa:
Głowa mnie bolała, byłem zły na siebie i smutny... co jeszcze się zdarzy? - Kurwa mać! - Krzyknął Rocky. Szybko wstałem, czego natychmiast pożałowałem, bo upadłem na ziemię. Znów się podniosłem, ale trochę ostrożniej i spojrzałem co się stało. Mało się od śmiechu powstrzymałem. Rocky... wpadł do miejsca na grób. W końcu wybuchłem śmiechem. - No bardzo śmieszne...
- No... zamierzałeś mnie zostawić. Podczas kiedy my sobie rozmawialiśmy
- Nie mam nic do dodania. - Znów stał się oschły, jak mnie to bolało. Nie chciałem stracić przyjaciela. Podbiegłem do furtki i walnąłem w nią kilka razy z buta, wreszcie się otworzyła. Podszedłem do miejsca gdzie siedział Rocky, ziemia była wysuszona, więc się nie ubrudzi. Po chwili brunet wstał i starał się stąd wydostać, ale coś nie szło mu najlepiej, dół był zbyt głęboki. Podałem mu rękę, ale ten nic nie zrobił, dalej starał się wydostać sam. Przewróciłem oczami.
- Sam sobie nie dasz rady. - Ten westchnął i niechętnie ją chwycił, podciągnąłem go do góry i wreszcie wylazł. Otrzepał się z ziemi i ruszył przed siebie, a ja za nim. Po chwili westchnął ciężko.
- Dzięki. - Powiedział, ale dalej chłodnym tonem. Mimo wszystko ucieszyło mnie to. Szliśmy tak przez dość długi czas, w końcu dotarliśmy do innej furtki, zapewne tylnego wyjścia, które było otwarte. Przekroczyliśmy próg starego cmentarza i chłodny wiatr musnął nam delikatnie twarze. - Wyszliśmy. - Wiatr rozwiewał mu włosy, ale po chwili już ustał. - Teraz z górki 49km. - Powiedział patrząc w telefon. - Trochę nam to zajmie. - Odezwał się po chwili i ruszył wreszcie. Zastanawiałem się czasem czy on mówi do mnie, czy do siebie tak gada. - Co tak cicho siedzisz? Zwykle to japa Ci się nie zamyka. - Rzekł.
- Jakoś nie mam ochoty rozmawiać. - Powiedziałem i wbiłem wzrok w ziemię. Nawet nie zauważyłem, że Rocky stanął, bo wpadłem na niego. - Co się stało? - Odezwałem się zaskoczony.
- Telefon mi się rozładował. - Rzekł zły. - Co teraz zrobimy?
- Weź mój. - Zaproponowałem i podałem mu urządzenie. Wziął go bez słowa i włączył GPS. - Rocky mogę coś zrobić, abyś mi wybaczył? - Spytałem skruszony.
- W sumie... jest jedna rzecz. - Powiedział zastanawiając się.
- Jaka?! Zrobię wszystko. - Ucieszyłem się.
- Zerwij z Delly... - Rzekł sucho i groźnie.
- Ale nie to... - Posmutniałem od razu. - Nie zrobię tego. Nigdy, bo ją kocham.
- Inaczej Ci nie wybaczę... nie chcę widzieć was razem i nie chcę się bać, że znów ją skrzywdzisz.
- Czy to na pewno chodzi o Delly? - Zapytałem, a on się na mnie spojrzał pytająco. - Może to jest tak, że od dawna się we mnie podkochujesz i chcesz być ze mną, ale twoja własna siostra stoi Ci na drodze, pragniesz mnie od dnia, którego się poznaliśmy. - Podszedł do mnie i mocno walnął mnie w ramię. - Au! A to za co? - Udałem obrażonego.
- Tobie już totalnie odbiło!? Nie chcę Cię, jesteś moim przyjacielem i to nigdy się nie zmieni. Debilu, nigdy się w tobie nie kochałem. - Westchnął ciężko, ale zaśmiał się pod nosem. - Debil...
- Powtarzasz się. - Zauważyłem.
- Wiem... - Odezwał się, tym razem jego ton był bardziej neutralny, ucieszyło mnie to, że choć trochę rozładowałem atmosferę panującą między nami. - Nie zerwiesz z Rydel?
- Nigdy. - Rzekłem pewnie.
- To będę chyba musiał się do Ciebie dobrać wbrew twojej woli, aby zaspokoić moje pragnienia. - Zaśmiał się złowieszczo.
- Mam nadzieję, że żartujesz.
- Oczywiście idioto... jestem hetero. - Zaśmialiśmy się oboje.
- Między nami spoko? - Zapytałem niepewnie.
- No dobra. - Podał mi rękę, a ja odwzajemniłem ten gest. Nagle odezwał się mój telefon, zabrałem go brunetowi i spojrzałem na wyświetlacz.
- To Riker. - Powiedziałem i odebrałem. - Halo?
- Już się pogodziliście? - Odezwał się głos w słuchawce.
- Eeee... no, a co? Czemu nas zostawiliście? Co się kurwa stało!?
- Hej pogodzili się, chyba można już wrócić do domu. - Odezwał się ściszony głos blondyna i w tym momencie podjechał do nas nasz samochód, a Ross siedział na miejscu kierowcy. Rozłączyłem się, spojrzałem na Rocky'ego zdziwiony, on tak samo nie wiedział o co chodzi. Z wozu wysiadła Delly, cały zespół wiedział, że na nią się nie rozzłoszczę, a tym bardziej jej młodszy brat.
- To jak chłopcy? Wracamy do domu? - Uśmiechnęła się słodko i niewinnie. Rocky spuścił wzrok i wrócił posłusznie do samochodu. - Ell idziesz? - Chwyciłem ją za ramię dość mocno i widać było, że jej rodzeństwo to zobaczyło, przestraszyłem się w duchu i poluzowałem uścisk. Przyciągnąłem ją do siebie, jednak mimo wszystko Riker wyszedł z neutralną miną z samochodu... poczułem dziwne ukłucie w sercu. Nie ufał mi. Jednak mimo to humoru nie straciłem, dalej byłem szczęśliwy, że widzę Delly całą i zdrową.
- Rydel Mary Lynch... gdybym nie był w tobie tak szaleńczo zakochany to bym się na Ciebie wściekł. - I pocałowałem ją po tych słowach, ona to szybko odwzajemniła i splotła swoje ręce na mojej szyi. Ja aż czułem jak Riker odetchnął z ulgą i wsiadł znów do wozu. Wreszcie się od niej odkleiłem. - Teraz możemy wracać. - Uśmiechnęła się, a ja to odwzajemniłem. Usiadłem przy oknie, a moja ukochana na środku tuż obok Rocky'ego. Riker siedział z przodu obok kierowcy - Rossa. Byłem trochę zmęczony, więc oparłem się o ramię Rydel i powoli zasnąłem...
_______________________________
Macie rozdział... ;____; sorki za wszystko, ale... mam jakoś gorszy... rok? No chyba :D tamten, a w tym roku nie miałam jakoś czasu... jaranie się koncertem chłonie cholernie dużo czasu! :3