środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 10

Rozdział 10

Z perspektywy Rocky'ego:
Dobra dobra... jest godzina 10:33 Rocky właśnie kończył śniadanie z rodzeństwem... i Ellingtonem. Zjadł w 2 minuty i wyszedł szybko z domu... Riker poszedł w jego ślady i zjadł ostatniego naleśnika po czym pospiesznie wyszedł... - Co się kroi? Każdy wychodzi?? - Spytała Rydel widząc, że Ross też wychodzi.
- Jak widać to tak... - Powiedział Ryland i udał się do pokoju załatwiając szczegóły koncertu w Miami. Rydel udała się do siebie, ale nie o niej tera mowa, wróćmy do naszych chłoptasiów... Riker przechadzał się za Rocky'm żeby zobaczyć gdzie idzie. Ten poszedł do centrum handlowego, w którym wczoraj najstarszy z rodzeństwa poznał dziewczynę. Spotkał naszą Cassidy! Wychodziła z jakiegoś sklepu, on do niej podszedł z miną flirciarza i zagadał, tak jakby się znali. Riker słyszał tylko urywki rozmowy... - Co tam mała? - Powiedział brunet....
- Znów wyskakujesz z tą miną?? - Zachichotała blondynka.
- A co nie wolno mi? - Posmutniał.
- Niby wolno...
- Wyskoczymy dziś do kina?? - Wyskoczył od tak z propozycją, gdy zobaczył brata.
- Hehe... jasne, czemu nie?? - Powiedziała i odeszła. Rocky złapał ją za rękę i dodał: - Wpadnę o 19... - Zakończyli rozmowę, a brunet posłał złowieszczy uśmiech w stronę brata... Riker chciał już do niego podejść, ale się powstrzymał... Rocky opuścił centrum handlowe i udał się z powrotem do domu... - Szybko wróciłeś. - Zaczepiła go Ryd.
- Taaa... jakoś nie miałem ochoty na spacery. - Rzucił i poszedł do siebie grać na kompie... Gwiazdy też lubią sobie pograć ;D

Z perspektywy Laury:
Siedziała u siebie w pokoju nucąc piosenki, gdy nagle usłyszała dzwonek do drzwi... Ness nie było w domu, więc musiała się pofatygować i otworzyć. W drzwiach stał nie kto inny jak nasz słodziutki blondasek Ross... - Hejka. Sory, że bez zapowiedzi, ale tak jakoś wyszło. Wyjdziemy gdzieś?? - Powiedział.
- Hej... - Przytuliła blondyna. - Jasne, ale pierw muszę się przebrać, wejdź. - Po tych słowach poszła do siebie się ubrać... po 30 minutach... Jak to dziewczyny mają w zwyczaju... zeszła na dół i była gotowa... Nie powiem w co była ubrana... wyimaginujcie ją sobie :P. Chłopak zabrał ją do parku na spacer, usiedli przy fontannie gdzie po raz pierwszy się spotkali, gdzie Ross prosił ją o napisanie piosenki i gdzie teraz jest z nią na randce... ale ten czas leci. - Słyszałaś, że za miesiąc mamy koncert w Miami?? - Przerwał ciszę.
- Naprawdę? Cieszę się... - Przytuliła znów blondiego i uśmiechnęła się.
- Chciałabyś zobaczyć nasz koncert zza kulis??
- Hehe, a możecie tak zrobić?? Jeśli tak, to mogę pojechać z wami...
- My jesteśmy R5, my zrobimy wszystko..., a przynajmniej ja ...dla ciebie. - Powiedział, a dziewczyna pocałowała go w policzek, ale ten się odwrócił i przez to pocałowała go w usta... nie odklejali się od siebie przez 2 minuty i nie odkleili by się, gdyby nie zawiał wiatr, a Laurze nie zrobiło się zimno. Chłopak dał brunetce swoją bluzę i objął ją ramieniem, dziewczyna się rozmarzyła, chłopak siedział cicho... znów zapadła boska cisza. Przerwał ją, a raczej przerwała pewna dziewczyna... zaczepiła Rossa, bo był bliżej i spytała o drogę...wyglądała na 17 lat, zgrabna i dość wysoka. Laura poczuła iskierkę zazdrości... Ten powiedział jej  w którą stronę iść do centrum... Spojrzał na dziewczynę i zobaczył, że chyba nie pasowała jej obecność ślicznej blondynki. - Ktoś tu jest zazdrosny?? - Spytał i objął brunetkę.
- Cooooo?? - Po tych słowach spojrzała na niego z złowieszczym wzrokiem, po chwili uśmiechnęła się i oparła głowę o jego ramię... Siedzieli tak do 15, wreszcie blondasek chwycił dziewczynę z rękę, a ta wyrwana z transu pobiegła za nim. - Wow! Gdzie lecimy??
- Do wesołego miasteczka. Przyda Ci się trochę rozrywki.
- Cooo?? Przecież ja jestem rozerwana!
- Tsaa... - Powiedział obojętnie. Brunetka uśmiechnęła się tylko i spojrzała w jego piękne brązowe oczy... Po chwili byli już na miejscu. Rossowi na głowę przyszło pierw do głowy żeby iść na rollercoster, ale Laura stanowczo zaprzeczyła... - Zaczniemy od czegoś łagodniejszego... może diabelski młyn?? - Rzucił, dziewczyna się zgodziła po tym, gdy blondasek użył swojego uroku. Wsiedli do młyna... bawili się świetnie w drodze do góry, ale na dół nie było tak miło... diabelski młyn zatrzymał się, gdy nasza para była na samym szczycie... Laura zaczęła panikować, blondynek chciał wyjść na odważnego i starać się ją pocieszyć, ale ona nie dawała się uspokoić. Przytulił ją mocno, żeby nie mogła się ruszyć. Po chwili trochę się opanowała i przytuliła blondaska... - Wszystko bedzie dobrze. Nie panikuj, jesteśmy w końcu sami... - Uśmiechnął się i pocałował dziewczynę, ona nie protestowała... ahh ta piękna chwila trwałaby wiecznie, gdyby nie to, że diabelski młyn ruszył. Trochę wkurzony chłopak wyszedł i pomógł brunetce. Widząc, że dziewczyna jest przerażona postanowił odpuścić wesołe miasteczko i oboje poszli na lody... dzień minął im super oprócz jednej małej przygody... Co i tak obróciło się w dobrą sprawę... Około godziny 22 wrócili do domu, Ross odprowadził Laurę, a sam wrócił do domu... rozzłoszczona Rydel spojrzała na blondyna, był sam. - Rikera z tobą nie ma??
- Niee... jeszcze nie wrócił?? Co się z nim stało??
- Zakochał się...
- Wiem co to znaczy... - Na tym skończyła się rozmowa. Ross zmęczony poszedł do siebie i nawet nie pamięta kiedy zasnął.

Z perspektywy Rikera:
U naszego najstarszego blondaska nie było tak wesoło! Smutny chodził do parku w tą i z powrotem. Nie mógł poukładać myśli w jedno... Brat zrobił mu coś takiego... w tej sekundzie nie chciał go widzieć, ale zobaczył coś czego się nie spodziewał, a raczej ktoś... Do parku, o tej porze przyszła Cassidy. Była widocznie sama i smutna... Riker zebrał się w sobie i podszedł do damy. - Stało się coś?? - Spytał.
- Ehh... długa historia.
- Mam czas. - Uśmiechnął się. - W ogóle jestem Riker. Riker Lynch.
- Lynch?? Ehh... Mam złe wspomnienia z waszym nazwiskiem... - Odparła smutna.
- Czekaj... zgaduję. Emmm Rocky??
- To naprawdę długa historia. Jest już późno, muszę iść.
- Czekaj, spotkamy się jeszcze??
- Pewnie, masz mój numer. Zadzwoń. - Uśmiechnęła się i odeszła. Riker cieszył się jak małe dziecko z nowej zabawki. Z uśmiechem wrócił powoli do domu. Myśląc o tym co jego młody głupiutki brat zrobił... Do domu wszedł po 23... W domu czekało na niego przesłuchanie od siostrzyczki... nasza kochana Rydel, martwiła się o braciszka. - GDZIE TY BYŁEŚ?? -  Uniosła się wkurzona, aż obudziła Rossa. Temu nie chciało się wyjść, wziął słuchawki, podłączył do telefonu i włączył muzykę jego zespołu. Szybko znów zasnął. - Słuchaj Rydel, jestem strasznie zmęczony... Wyjaśnię Ci jutro. - Rzucił i poszedł spać, blondynka sama była padnięta, wyłączyła telewizor i ruszyła do pokoju, wtem zatrzymał ją RyRy [ Ryland]. - Słuchaj, Rydel... wiesz mamy ten koncert w Miami nie??
- No, a co??
- Ta... grunt w tym, że zaoferowano nam trasę koncertową, ale tylko dla zespołu... Ross i Riker się pewnie nie zgodzą...
- Nie możesz ich przekonać na 2 dodatkowe osoby??
- Taa... jeśli zwolnią się miejsca, bo wiesz. Rodzice z nami jadą...
- Oho, mamy odpowiedź. Pogadam z nimi, ale jutro... - Poszła się wreszcie umyć i spać.

6 komentarzy:

  1. "Nie powiem w co była ubrana... wyimaginujcie ją sobie :P." He he he... ;)
    Fajowski rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział,zresztą jak zawsze kochana!

    Wpadnij do mnie : http://austinially-love-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedz, że zaszczycę Cię moją obecnością a jak!! :D

      Usuń