środa, 19 marca 2014

Rozdział 50 Epilog

Rozdział 50 "Epliog"

Oto tak nadszedł wielki koniec tego bloga! I ten tego... miłego czytania. AHA! KONIECZNIE ZAJRZYJCIE DO NOTKI POD SPODEM~!

*Perspektywa Rossa*
*2 miesiące później*
Minął miesiąc odkąd musiałem pożegnać się z Laurą, cały czas o niej myślałem, śniła mi się co noc, nie mogłem bez niej już wytrzymywać, podczas prób popełniałem błędy, ale na koncertach wszystko mi wychodziło, ponieważ tylko na scenie myślałem o tym co się dzieje tu i teraz. Nie chciałem zawodzić fanów, więc starałem się jak mogłem... w domu za to chodziłem podenerwowany i dosłownie wszędzie widziałem Lau. Już powoli szału dostawałem, chciałem się z nią kontaktować, ale ona skupiała się głównie na nauce. Zacząłem myśleć czy czasem nie znalazła sobie innego, lepszego... nie stop... po prostu innego, nie ma lepszych ode mnie. Uśmiechnąłem się do siebie kiedy o tym pomyślałem i wtedy dostałem sms'a, rzuciłem się na biurko nocne i zobaczyłem kto to. - Jebany operator. - Warknąłem i rzuciłem komórką na łóżko, a następnie sam się położyłem na moim łożu tak, że leżałem na urządzeniu, po czym urządzenie znów zaczęło wibrować [bez... ~ od aut.] zacząłem się śmiać, bo mnie to załaskotało i kiedy wreszcie się uspokoiłem to odczytałem wiadomość. Był od Lau! Nareszcie Lau napisała! Odczytałem ją. "Ross wybacz, że nie odpisywałam, ani nie dzwoniłam, ale pierwszy tydzień w tej szkole polegał na nauce i nie miałam nawet czasu do Ciebie napisać. Przepraszam :( Mam nadzieję, że nie myślałeś, że znalazłam sobie innego i lepszego... nie wróć... po prostu innego, bo lepszych od Ciebie nie ma.." Uśmiechnąłem się, ale czytałem dalej. "Na razie mam wolny tydzień, więc może wejdziesz jutro na Skype? Czekam o 18 kotku~!
Całuję, cała twoja Lau :*" Czytałem to z bananem na ryjcu, ale odpisałem jej.
" Lau! No co ty gadasz... nigdy bym nie pomyślał, że sobie kogoś znalazłaś... po prostu trochę się martwiłem. Co do skype'a... nie mogę jutro, mamy koncert z zespołem, za to po jutrze jest idealnie! Będę czekał od samego rana na Ciebie, wejdź jak będziesz miała czas!
Kocham Cię, Ross :*" Zablokowałem telefon i poszedłem do łazienki, aby się umyć i ubrać. Graliśmy właśnie ostatni koncert, w LA i mieliśmy spokój na tydzień, potem 2 miesiące przerwy i trasa po Azji. Po umyciu się poszedłem do ciepłego łóżeczka i szybko zapadłem w sen ze spokojem, wiedziałem już, że z Lau wszystko w porządku.

*Perspektywa Rocky'ego*
Następnego dnia każdy z nas musiał wstać dość szybko, bo był to dzień koncertu. No cóż ze wszystkim uwinęliśmy się w miarę szybko, już o 15 mieliśmy godzinę do występu, którą spędziliśmy w miejscu gdzie to wydarzenie miało się odbyć. Gadaliśmy normalnie o wszystkim jak gdyby nigdy nic, wreszcie miało rozpocząć się M&G, rozśmiehajani. Porobiliśmy sobie fotki z fanami, którzy mieli M&G. Aż wreszcie wpadłem na fajny pomysł, fanka akurat stała obok mnie i zanim fotograf cyknął fotkę ja podniosłem ją i wziąłem na barana, wszyscy w śmiech, a dziewczyna cała czerwona, wreszcie "operator kamery" zrobił zdjęcie, a my pogadaliśmy jeszcze trochę z tą przedstawicielką płci pięknej. Dała mi swój numer. - Dzięki, ale gram do innej bramki. - Mrugnąłem do niej i pocałowałem w policzek na pożegnanie, a niech się cieszy, w końcu uśmiech na twarzy fanki to najważniejsze dla mnie na koncercie. W końcu wyszliśmy na scenę, rozpoczęło się M&G... po wszystkim koncert się rozpoczął około 18, a skończył o 22:43. Nieco przed 24 wyszliśmy z klubu, po podpisaniu autografów dla fanów... ehhe czego to my dla nich byśmy nie zrobili. Wróciliśmy do hotelu i walnęliśmy się na łóżka...
Wstałem około godziny 10, co było u mnie dziwne, ale nie mogłem spać, więc ruszyłem do kuchni w celu przygotowania sobie śniadanka, ale ktoś mnie wyprzedził. Wszedłem do pomieszczenia i widok mnie zdziwił... i to cholernie! Spodziewałbym się tam każdego tylko nie... Ella, który stał nad kuchenką i robił naleśniki. Odwrócił się do mnie. - O hej! - Powiedział z uśmiechem, miał na sobie biały fartuszek i rękawice kucharskie, zaśmiałem się na jego widok.
- Ej... ale ty wiesz, że nie musisz tego mieć co nie?
- Higiena pracy debilu... - Mruknął.
- Jakiej pracy? Ty to robisz z własnej woli i nikt Ci nie płaci, równie dobrze mógłbyś nam napluć do żarcia.
- A to to inna kwestia. - Uśmiechnął się złowieszczo, a ja się przestraszyłem. - Żartuję. - Pokiwałem głową z dezaprobatą.
- Jak można być takim idiotą. - Rzekłem.
- Mhm... ty to wiesz najlepiej. - Odgryzł się i wrócił do smażenia, a ja patrzyłem się na niego cały czas. Minę miałem nieobecną, ale wzrok skierowany ku niemu. Zastanawiałem się jakby to było, gdybm nigdy go nie pocałował, jakbym się czuł... żałowałbym tego czego nie zrobiłem? Może czułbym się dobrze, bo jednak nie czuł bym tego bólu. Tyle pytań, zero odpowiedzi... - Rocky kurwa! - Wrzasnął mi do ucha brunet.
- Um... co chcesz? Zamyśliłem się... - Przyznałem i zacząłem się bawić jabłkiem, które było kilka centymetrów ode mnie.
- Zauważyłem... - Odparł znużony. - Chcesz tego naleśnika? - Kiwnąłem niepewnie głową, a ten podał mi talerz ze smakołykami. Od razu się uśmiechnąłem kiedy zobaczyłem naczynie pełne świetnie wypieczonych, cienkich naleśników oblanych sosem czekoladowym. Kiedy go już wreszcie skonsumowałem to moje rodzeństwo zeszło na dół.
- Ell... kotku, kochany, mój ty braciszku! - Zaczął się przymilać oczarowany Ross.
- Macie na talerzu swoją porcję. - Mruknął cicho i wrócił do zmywania naczyń.
- Ellingtonie Lee Ratliff! - Wydarła się Rydel, a ten się odwrócił przestraszony. - Cóżeś ćpał lub co nam do jedzenia dosypałeś? - Jej ton dalej był poważny, a ja z moim przyjacielem wybuchliśmy śmiechem. Jednak moi bracia i siostra byli poważni.
- Nic nie ćpałem, od 6 jestem na nogach... - Rzekł spokojnie i zdjął fartuszek, oraz rękawiczki. - A teraz idę spać, bo wreszcie jestem znużony... - Odparł i przetarł oczy.
- Lepiej Cię odprowadzę do pokoju, bo znając Ciebie jeszcze zaśniesz nam na schodach.
- Ale to ty... - Bez słowa ruszyłem do jego pokoju, ciągnąć go za ramię. Od razu jak przekroczyliśmy próg drzwi on je zamknął. - Słuchaj jest sprawa. - Rzekł i pchnął mnie na łóżko.
- Eeee... mam się bać? - Powiedziałem niepewnie.
- Nie! Chodzi mi o Delly. - Zdziwiłem się bardziej niż kiedy rzucił mnie na swoje łoże.
- A sprecyzujesz? Chyba nie chcesz z nią zerwać?
- Co?! Niee... coś zupełnie przeciwnego. - Zamilczał na chwilę. - Mam zamiar...
- Czekaj masz zamiar zrobić to co ja myślę? - Przestraszyłem się.
- Ale o czym ty myślisz?
- Ty dobrze wiesz, o czym myślę.
- No właśnie nie wiem o czym ty myślisz, ale nie wiem czy myślisz o tym o czym ja myślę.
- Ohhh! Skończmy to! - Zdecydowałem poirytowany. - Chcesz się jej oświadczyć? - Zapytałem prosto z mostu. Nie chciałem znać odpowiedzi... chociaż to było oczywiste, oni się kochali, byli dorośli... co mógł mieć na myśli?
- T... tak. - Powiedział niepewnie, pewnie myślał, że mu walnę, albo coś, ale nie... po prostu bez słowa wyszedłem z jego pokoju i zamknąłem się u siebie, oraz usiadłem na łóżko. Riker starał się do mnie dobić, w końcu mu otworzyłem.
- Ell chce się oświadczyć Delly! - Rzuciłem na powitanie, no cóż jego zdziwienie nie było małe.
- Jak... jak to chce się jej oświadczyć. - Przetrawiał informacje jeszcze jakiś czas, wepchnąłem go do pokoju. - Ale... jak... czemu? Co?! - Otrząsnął się i przeczesał włosy nerwowo. W pewnej chwili spojrzał na mnie współczująco... uggh... nienawidzę tego uczucia. Jak ktoś Ci współczuje, to tak jakby było się słabym...
- Nie patrz się tak na mnie, irytujesz mnie. - Powiedziałem sucho.
- Ale... nie zabolało Cię to? - Zdziwił się, a ja wzruszyłem ramionami.
- Może trochę, ale co mam zrobić? Za wszelką cenę odwodzić go od tego pomysłu, a jak mi się nie uda to wzbudzić na nim litość zdradzając moje uczucia... tak... naprawdę byłbym wtedy pieprzonym egoistą.
- Ale... jeśli się kogoś kocha to się walczy o niego do końca...
- Jak mam walczyć? Tak... nie jestem taką świnią żeby rozpierdalać związek mojej siostry, zresztą pogodziłem się z tym. Skończmy ten temat... - Kiwnął głową i wyszedł z pokoju, po tym całym zamieszaniu Ell wbił do mnie. - Co chcesz? - Zapytałem nie odrywając wzroku od sufitu, leżałem na łóżku i durnie wgapiałem się w ścianę.
- Dziwię się, że jeszcze żyję. - Powiedział żartobliwie.
- Mogę to zmienić. - Rzekłem groźnie i spojrzałem na niego z mordem w oczach, a ten się wystraszył lekko. Podszedłem do niego. - Spróbuj ją znów zranić, a tym razem nie skończy się na krótkim "fochu". - Zrobiłem cudzysłów w powietrzu.
- Nie ponowię tego błędu. - Zapewnił mnie, ja tylko westchnąłem, chciałem mu wierzyć, ale... chyba nie do końca potrafiłem. - Dalej mi nie wybaczyłeś?
- Wybaczyć nie znaczy zapomnieć... - Odparłem i znów opadłem na swoje łoże, ten wyszedł z pokoju.

*Perspektywa Rikera*
*2 miesiące później* [Sory za takie ten, ale inaczej ten rozdział, by mi się dłużył w nieskończoność ;-; ~ Od aut.]

- Ale jak to!? - Wydarliśmy się chórkiem razem z Rossem i Rockym. Byli w takim samym szoku jak ja, ale Rocky był dodatkowo zły i smutny. Przed nami stali Rydel i Ell. - Jak to się pobieracie? - Spytałem. - Kiedy, co, jak, gdzie? - Nie docierało to do mnie chyba.
- Za miesiąc, ślub, normalnie, nie wiemy jeszcze. - Odpowiedział spokojnie Ratliff, mój brat dał sobie spokój i poszedł do siebie, zostaliśmy tylko we czwórkę, ja dalej byłem lekko oszołomiony, młodszy blondyn bardziej zły.
- A.. czy wy w ogóle wiecie z czym to się wiąże? Wiecie... odpowiedzialność na całe życie i te sprawy. - Przeczesałem ręką włosy. - Uważacie, że to dobry pomysł?
- A czemu nie? Przecież się kochamy. - Westchnąłem.
- No dobra... nie będę was męczył, ale tata z mamą przyjeżdżają za tydzień... no to.. będzie zabawa. - Nagle dotarł do nas taki cichy dźwięk jakby... o nie.
- Co to było? - Zapytał Ross, ale ja go ledwo usłyszałem, ponieważ już byłem prawie w jego pokoju... nie było go tam. Ruszyłem do siebie i zajrzałem do mojej tajnej skrytki na broń... pusto. Podbiegłem do łazienki na górze, ale drzwi były zamknięte.
- Niech Cię cholera trafi, jeśli tylko umrzesz! - Krzyknąłem i wywarzyłem drzwi, tak jak myślałem... chociaż nie... nie spodziewałem się tego... nigdy nie da się przygotować na taki widok... Przełknąłem ślinę i zadzwoniłem na pogotowie. Rocky... leżał w łazience z przestrzeloną na wskroś głową. Mało się nie rozpłakałem, ale zachowałem zimną krew, a karetka przyjechała po 3 minutach, w jego rękach zauważyłem papierek. Wziąłem go zanim sanitariusze go zabrali. Zakryli całe jego ciało, nie oddychał, ale miał puls, słaby, ale zawsze jakiś. Wezwano policję, a Delly od razu przyszła do mnie zapłakana. Funkcjonariusze policji zabrali nas na komisariat, nie odzywałem się póki nie wzieli mnie na przesłuchanie.
- Proszę opowiedzieć co się stało.
- Rozmawiałem z moim rodzeństwem w salonie kiedy usłyszałem stłumiony strzał, nikt z nich nie wiedział co to było, ale ja wszędzie rozpoznałbym ten dźwięk. To była... moja broń. - Schowałem w twarz dłoniach.
- Ma pan na nią pozwolenie?
- Oczywiście, trzymam je zawsze w domu, jest do użytku na strzelnicę...
- Później to sprawdzimy... w jakim stanie znalazł Pan brata?
- Nie ruszałem go, dopiero sanitariusze zmienili jego pozycję, ja czekałem na ich przyjazd, nie wiedziałem co mam robić... dosłownie mnie sparaliżowało, ale dałem radę zadzwonić na pogotowie, karetka przyjechała błyskawicznie...
- Wróćmy teraz do broni. Była odpowiednio zabezpieczona?
- Oczywiście, była w mini sejfie za obrazem, a kod miałem w głowie.
- Zapamiętał go Pan? - Zdziwił się.
- Jestem aktorem, piosenkarzem i tancerzem... zapamiętywałem role na dziesięć stron, uczyłem się wielu piosenek i układów... cztery cyferki to dla mnie nie problem. - Rzekłem pewnie, ten tylko kiwnął głową.
- To chyba wszystko na razie, jest Pan póki co wolny, a moi koledzy sprawdzą czy sejf był faktycznie zabezpieczony odpowiednio. - Ruszyłem do wyjścia. - Aha... Pana rodzeństwo może iść, oni nic raczej nie wiedzą. Cały czas byliście na dole. - Kiwnąłem głową i wyszedłem.
- Wracamy... do domu... idziemy po wóz i jedziemy do szpitala. - Ubrałem kurtkę, a reszta się zgodziła, litościwy funkcjonariusz zgodził się nas odwieźć, a my od razu wsiedliśmy do mnie. Z nerwów nie umiałem trafić kluczykami w stacyjkę...
- Riker... zamieńmy się, lepiej żebyś nie prowadził w takim stanie. - Zgodziłem się i po chwili siedzieliśmy odpowiednio, Ross jako kierowca, ja obok niego, a Rydel i Ell z tyłu. Przypomniałem sobie o karteczce Rocky'ego. Była zwinięta na pół i było napisane tam "Riker... wiem, że pewnie usłyszałeś strzał mimo tłumika jaki nałożyłem na twój pistolet. Daj tę karteczkę Ell'owi jak dowiecie się, że na pewno nie żyję, jak mi się uda... spal to gówno.
PS. Kod jako data urodzenia moja i Ell'a nie było zbyt ciężkie do odgadnięcia." Rozwinąłem ją, a tam było typowe wyznanie miłości. Tylko, że mój brat... on mógł nie przeżyć! Ell nie dostanie tej kartki, bo on przeżyje. Zwinąłem to znów i nim się spostrzegłem byliśmy w szpitalu. Ruszyliśmy do budynku, spytałem pielęgniarkę w recepcji gdzie jest mój brat.
- Rocky Mark Lynch... został przewieziony na blok operacyjny, tam nie można wchodzić, ale po operacji przeniosą go do sali 287 na trzecim piętrze. - Podziękowałem dziewczynie i ruszyliśmy do wskazanego miejsca. Czekaliśmy... tylko to nam pozostało... Delly płakała, Ell nie wierzył, a Ross się obwiniał... ja nie wiedziałem co czuć, nie wierzyłem w to, byłem smutny, czułem się winny i byłem zły... zły na siebie i Ell'a, jaki on był ślepy! Jacy my wszyscy byliśmy. Po kilku godzinach czekania wreszcie przyszedł do nas lekarz.
- Państwo Lynch? - Zapytał.
- T... tak. - Rzekłem powoli i niepewnie, z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Pan Rocky... - Nic dalej nie słyszałem... po prostu nie chciałem...
_______________________________________________________
BADUM PARADAM! UDAŁO MI SIĘ!!!! Skończyłam epilog i wiem, że dodaję późno, ale dzisiaj!

DZISIAJ MIJA DOKŁADNIE ROK OD STWORZENIA MOJEGO BLOGA! :') SKOŃCZYŁAM OPOWIADANIE W ROK! GRATULUJCIE MI XD
A tak na serio nie musicie gratulować, nie zabijajcie za takie niepewne zakończenie, może kiedyś napiszę CD, ale na razie się nie zapowiada :)

CO DO DRUGIEGO BLOGA!: Po długich i uważnych przemyśleniach... IDĘ NA URLOP! Biorę sobie 1/2 tygodnie urlopu! Więc to tak: Nie będę PUBLIKOWAĆ rozdziałów, ani nic, ale będę je pisać, dzięki czemu wyjdę na przód... co za tym idzie? Nie będę przedłużać dodawania rozdziałów, a wiadomo jak to z weną jest :D
Aha i link do bloga: http://my-fantasy-r5-story.blogspot.com/

CO DO TEGO BLOGA: Nie usuwam go! Co jakiś czas jak mnie najdzie wena opublikuję tu takie one-shoty! Czyli krótkie historyjki wyjebane z kontekstu zupełnie [kto wie, może kiedyś pojawi się CD epilogu] to ten... nie zapomnijcie o tym blogu ;-;

A NO I NA KONIEC: DZIĘKUJĘ! Za wszystko... za to, że byliście, jesteście i mam nadzieję, że będziecie!
Dziękuję wam za:
21935 wyświetleń!
66 postów! [ + 4 nieopublikowane, ale tego nie liczę :D]
oraz: 223 opublikowanych komentarzy!
Tak wiem, dla niektórych to mało, a dla mnie to ogromna liczba~! Tak oto kończę tego posta... do napisania!

2 komentarze: