środa, 19 marca 2014

Rozdział 50 Epilog

Rozdział 50 "Epliog"

Oto tak nadszedł wielki koniec tego bloga! I ten tego... miłego czytania. AHA! KONIECZNIE ZAJRZYJCIE DO NOTKI POD SPODEM~!

*Perspektywa Rossa*
*2 miesiące później*
Minął miesiąc odkąd musiałem pożegnać się z Laurą, cały czas o niej myślałem, śniła mi się co noc, nie mogłem bez niej już wytrzymywać, podczas prób popełniałem błędy, ale na koncertach wszystko mi wychodziło, ponieważ tylko na scenie myślałem o tym co się dzieje tu i teraz. Nie chciałem zawodzić fanów, więc starałem się jak mogłem... w domu za to chodziłem podenerwowany i dosłownie wszędzie widziałem Lau. Już powoli szału dostawałem, chciałem się z nią kontaktować, ale ona skupiała się głównie na nauce. Zacząłem myśleć czy czasem nie znalazła sobie innego, lepszego... nie stop... po prostu innego, nie ma lepszych ode mnie. Uśmiechnąłem się do siebie kiedy o tym pomyślałem i wtedy dostałem sms'a, rzuciłem się na biurko nocne i zobaczyłem kto to. - Jebany operator. - Warknąłem i rzuciłem komórką na łóżko, a następnie sam się położyłem na moim łożu tak, że leżałem na urządzeniu, po czym urządzenie znów zaczęło wibrować [bez... ~ od aut.] zacząłem się śmiać, bo mnie to załaskotało i kiedy wreszcie się uspokoiłem to odczytałem wiadomość. Był od Lau! Nareszcie Lau napisała! Odczytałem ją. "Ross wybacz, że nie odpisywałam, ani nie dzwoniłam, ale pierwszy tydzień w tej szkole polegał na nauce i nie miałam nawet czasu do Ciebie napisać. Przepraszam :( Mam nadzieję, że nie myślałeś, że znalazłam sobie innego i lepszego... nie wróć... po prostu innego, bo lepszych od Ciebie nie ma.." Uśmiechnąłem się, ale czytałem dalej. "Na razie mam wolny tydzień, więc może wejdziesz jutro na Skype? Czekam o 18 kotku~!
Całuję, cała twoja Lau :*" Czytałem to z bananem na ryjcu, ale odpisałem jej.
" Lau! No co ty gadasz... nigdy bym nie pomyślał, że sobie kogoś znalazłaś... po prostu trochę się martwiłem. Co do skype'a... nie mogę jutro, mamy koncert z zespołem, za to po jutrze jest idealnie! Będę czekał od samego rana na Ciebie, wejdź jak będziesz miała czas!
Kocham Cię, Ross :*" Zablokowałem telefon i poszedłem do łazienki, aby się umyć i ubrać. Graliśmy właśnie ostatni koncert, w LA i mieliśmy spokój na tydzień, potem 2 miesiące przerwy i trasa po Azji. Po umyciu się poszedłem do ciepłego łóżeczka i szybko zapadłem w sen ze spokojem, wiedziałem już, że z Lau wszystko w porządku.

*Perspektywa Rocky'ego*
Następnego dnia każdy z nas musiał wstać dość szybko, bo był to dzień koncertu. No cóż ze wszystkim uwinęliśmy się w miarę szybko, już o 15 mieliśmy godzinę do występu, którą spędziliśmy w miejscu gdzie to wydarzenie miało się odbyć. Gadaliśmy normalnie o wszystkim jak gdyby nigdy nic, wreszcie miało rozpocząć się M&G, rozśmiehajani. Porobiliśmy sobie fotki z fanami, którzy mieli M&G. Aż wreszcie wpadłem na fajny pomysł, fanka akurat stała obok mnie i zanim fotograf cyknął fotkę ja podniosłem ją i wziąłem na barana, wszyscy w śmiech, a dziewczyna cała czerwona, wreszcie "operator kamery" zrobił zdjęcie, a my pogadaliśmy jeszcze trochę z tą przedstawicielką płci pięknej. Dała mi swój numer. - Dzięki, ale gram do innej bramki. - Mrugnąłem do niej i pocałowałem w policzek na pożegnanie, a niech się cieszy, w końcu uśmiech na twarzy fanki to najważniejsze dla mnie na koncercie. W końcu wyszliśmy na scenę, rozpoczęło się M&G... po wszystkim koncert się rozpoczął około 18, a skończył o 22:43. Nieco przed 24 wyszliśmy z klubu, po podpisaniu autografów dla fanów... ehhe czego to my dla nich byśmy nie zrobili. Wróciliśmy do hotelu i walnęliśmy się na łóżka...
Wstałem około godziny 10, co było u mnie dziwne, ale nie mogłem spać, więc ruszyłem do kuchni w celu przygotowania sobie śniadanka, ale ktoś mnie wyprzedził. Wszedłem do pomieszczenia i widok mnie zdziwił... i to cholernie! Spodziewałbym się tam każdego tylko nie... Ella, który stał nad kuchenką i robił naleśniki. Odwrócił się do mnie. - O hej! - Powiedział z uśmiechem, miał na sobie biały fartuszek i rękawice kucharskie, zaśmiałem się na jego widok.
- Ej... ale ty wiesz, że nie musisz tego mieć co nie?
- Higiena pracy debilu... - Mruknął.
- Jakiej pracy? Ty to robisz z własnej woli i nikt Ci nie płaci, równie dobrze mógłbyś nam napluć do żarcia.
- A to to inna kwestia. - Uśmiechnął się złowieszczo, a ja się przestraszyłem. - Żartuję. - Pokiwałem głową z dezaprobatą.
- Jak można być takim idiotą. - Rzekłem.
- Mhm... ty to wiesz najlepiej. - Odgryzł się i wrócił do smażenia, a ja patrzyłem się na niego cały czas. Minę miałem nieobecną, ale wzrok skierowany ku niemu. Zastanawiałem się jakby to było, gdybm nigdy go nie pocałował, jakbym się czuł... żałowałbym tego czego nie zrobiłem? Może czułbym się dobrze, bo jednak nie czuł bym tego bólu. Tyle pytań, zero odpowiedzi... - Rocky kurwa! - Wrzasnął mi do ucha brunet.
- Um... co chcesz? Zamyśliłem się... - Przyznałem i zacząłem się bawić jabłkiem, które było kilka centymetrów ode mnie.
- Zauważyłem... - Odparł znużony. - Chcesz tego naleśnika? - Kiwnąłem niepewnie głową, a ten podał mi talerz ze smakołykami. Od razu się uśmiechnąłem kiedy zobaczyłem naczynie pełne świetnie wypieczonych, cienkich naleśników oblanych sosem czekoladowym. Kiedy go już wreszcie skonsumowałem to moje rodzeństwo zeszło na dół.
- Ell... kotku, kochany, mój ty braciszku! - Zaczął się przymilać oczarowany Ross.
- Macie na talerzu swoją porcję. - Mruknął cicho i wrócił do zmywania naczyń.
- Ellingtonie Lee Ratliff! - Wydarła się Rydel, a ten się odwrócił przestraszony. - Cóżeś ćpał lub co nam do jedzenia dosypałeś? - Jej ton dalej był poważny, a ja z moim przyjacielem wybuchliśmy śmiechem. Jednak moi bracia i siostra byli poważni.
- Nic nie ćpałem, od 6 jestem na nogach... - Rzekł spokojnie i zdjął fartuszek, oraz rękawiczki. - A teraz idę spać, bo wreszcie jestem znużony... - Odparł i przetarł oczy.
- Lepiej Cię odprowadzę do pokoju, bo znając Ciebie jeszcze zaśniesz nam na schodach.
- Ale to ty... - Bez słowa ruszyłem do jego pokoju, ciągnąć go za ramię. Od razu jak przekroczyliśmy próg drzwi on je zamknął. - Słuchaj jest sprawa. - Rzekł i pchnął mnie na łóżko.
- Eeee... mam się bać? - Powiedziałem niepewnie.
- Nie! Chodzi mi o Delly. - Zdziwiłem się bardziej niż kiedy rzucił mnie na swoje łoże.
- A sprecyzujesz? Chyba nie chcesz z nią zerwać?
- Co?! Niee... coś zupełnie przeciwnego. - Zamilczał na chwilę. - Mam zamiar...
- Czekaj masz zamiar zrobić to co ja myślę? - Przestraszyłem się.
- Ale o czym ty myślisz?
- Ty dobrze wiesz, o czym myślę.
- No właśnie nie wiem o czym ty myślisz, ale nie wiem czy myślisz o tym o czym ja myślę.
- Ohhh! Skończmy to! - Zdecydowałem poirytowany. - Chcesz się jej oświadczyć? - Zapytałem prosto z mostu. Nie chciałem znać odpowiedzi... chociaż to było oczywiste, oni się kochali, byli dorośli... co mógł mieć na myśli?
- T... tak. - Powiedział niepewnie, pewnie myślał, że mu walnę, albo coś, ale nie... po prostu bez słowa wyszedłem z jego pokoju i zamknąłem się u siebie, oraz usiadłem na łóżko. Riker starał się do mnie dobić, w końcu mu otworzyłem.
- Ell chce się oświadczyć Delly! - Rzuciłem na powitanie, no cóż jego zdziwienie nie było małe.
- Jak... jak to chce się jej oświadczyć. - Przetrawiał informacje jeszcze jakiś czas, wepchnąłem go do pokoju. - Ale... jak... czemu? Co?! - Otrząsnął się i przeczesał włosy nerwowo. W pewnej chwili spojrzał na mnie współczująco... uggh... nienawidzę tego uczucia. Jak ktoś Ci współczuje, to tak jakby było się słabym...
- Nie patrz się tak na mnie, irytujesz mnie. - Powiedziałem sucho.
- Ale... nie zabolało Cię to? - Zdziwił się, a ja wzruszyłem ramionami.
- Może trochę, ale co mam zrobić? Za wszelką cenę odwodzić go od tego pomysłu, a jak mi się nie uda to wzbudzić na nim litość zdradzając moje uczucia... tak... naprawdę byłbym wtedy pieprzonym egoistą.
- Ale... jeśli się kogoś kocha to się walczy o niego do końca...
- Jak mam walczyć? Tak... nie jestem taką świnią żeby rozpierdalać związek mojej siostry, zresztą pogodziłem się z tym. Skończmy ten temat... - Kiwnął głową i wyszedł z pokoju, po tym całym zamieszaniu Ell wbił do mnie. - Co chcesz? - Zapytałem nie odrywając wzroku od sufitu, leżałem na łóżku i durnie wgapiałem się w ścianę.
- Dziwię się, że jeszcze żyję. - Powiedział żartobliwie.
- Mogę to zmienić. - Rzekłem groźnie i spojrzałem na niego z mordem w oczach, a ten się wystraszył lekko. Podszedłem do niego. - Spróbuj ją znów zranić, a tym razem nie skończy się na krótkim "fochu". - Zrobiłem cudzysłów w powietrzu.
- Nie ponowię tego błędu. - Zapewnił mnie, ja tylko westchnąłem, chciałem mu wierzyć, ale... chyba nie do końca potrafiłem. - Dalej mi nie wybaczyłeś?
- Wybaczyć nie znaczy zapomnieć... - Odparłem i znów opadłem na swoje łoże, ten wyszedł z pokoju.

*Perspektywa Rikera*
*2 miesiące później* [Sory za takie ten, ale inaczej ten rozdział, by mi się dłużył w nieskończoność ;-; ~ Od aut.]

- Ale jak to!? - Wydarliśmy się chórkiem razem z Rossem i Rockym. Byli w takim samym szoku jak ja, ale Rocky był dodatkowo zły i smutny. Przed nami stali Rydel i Ell. - Jak to się pobieracie? - Spytałem. - Kiedy, co, jak, gdzie? - Nie docierało to do mnie chyba.
- Za miesiąc, ślub, normalnie, nie wiemy jeszcze. - Odpowiedział spokojnie Ratliff, mój brat dał sobie spokój i poszedł do siebie, zostaliśmy tylko we czwórkę, ja dalej byłem lekko oszołomiony, młodszy blondyn bardziej zły.
- A.. czy wy w ogóle wiecie z czym to się wiąże? Wiecie... odpowiedzialność na całe życie i te sprawy. - Przeczesałem ręką włosy. - Uważacie, że to dobry pomysł?
- A czemu nie? Przecież się kochamy. - Westchnąłem.
- No dobra... nie będę was męczył, ale tata z mamą przyjeżdżają za tydzień... no to.. będzie zabawa. - Nagle dotarł do nas taki cichy dźwięk jakby... o nie.
- Co to było? - Zapytał Ross, ale ja go ledwo usłyszałem, ponieważ już byłem prawie w jego pokoju... nie było go tam. Ruszyłem do siebie i zajrzałem do mojej tajnej skrytki na broń... pusto. Podbiegłem do łazienki na górze, ale drzwi były zamknięte.
- Niech Cię cholera trafi, jeśli tylko umrzesz! - Krzyknąłem i wywarzyłem drzwi, tak jak myślałem... chociaż nie... nie spodziewałem się tego... nigdy nie da się przygotować na taki widok... Przełknąłem ślinę i zadzwoniłem na pogotowie. Rocky... leżał w łazience z przestrzeloną na wskroś głową. Mało się nie rozpłakałem, ale zachowałem zimną krew, a karetka przyjechała po 3 minutach, w jego rękach zauważyłem papierek. Wziąłem go zanim sanitariusze go zabrali. Zakryli całe jego ciało, nie oddychał, ale miał puls, słaby, ale zawsze jakiś. Wezwano policję, a Delly od razu przyszła do mnie zapłakana. Funkcjonariusze policji zabrali nas na komisariat, nie odzywałem się póki nie wzieli mnie na przesłuchanie.
- Proszę opowiedzieć co się stało.
- Rozmawiałem z moim rodzeństwem w salonie kiedy usłyszałem stłumiony strzał, nikt z nich nie wiedział co to było, ale ja wszędzie rozpoznałbym ten dźwięk. To była... moja broń. - Schowałem w twarz dłoniach.
- Ma pan na nią pozwolenie?
- Oczywiście, trzymam je zawsze w domu, jest do użytku na strzelnicę...
- Później to sprawdzimy... w jakim stanie znalazł Pan brata?
- Nie ruszałem go, dopiero sanitariusze zmienili jego pozycję, ja czekałem na ich przyjazd, nie wiedziałem co mam robić... dosłownie mnie sparaliżowało, ale dałem radę zadzwonić na pogotowie, karetka przyjechała błyskawicznie...
- Wróćmy teraz do broni. Była odpowiednio zabezpieczona?
- Oczywiście, była w mini sejfie za obrazem, a kod miałem w głowie.
- Zapamiętał go Pan? - Zdziwił się.
- Jestem aktorem, piosenkarzem i tancerzem... zapamiętywałem role na dziesięć stron, uczyłem się wielu piosenek i układów... cztery cyferki to dla mnie nie problem. - Rzekłem pewnie, ten tylko kiwnął głową.
- To chyba wszystko na razie, jest Pan póki co wolny, a moi koledzy sprawdzą czy sejf był faktycznie zabezpieczony odpowiednio. - Ruszyłem do wyjścia. - Aha... Pana rodzeństwo może iść, oni nic raczej nie wiedzą. Cały czas byliście na dole. - Kiwnąłem głową i wyszedłem.
- Wracamy... do domu... idziemy po wóz i jedziemy do szpitala. - Ubrałem kurtkę, a reszta się zgodziła, litościwy funkcjonariusz zgodził się nas odwieźć, a my od razu wsiedliśmy do mnie. Z nerwów nie umiałem trafić kluczykami w stacyjkę...
- Riker... zamieńmy się, lepiej żebyś nie prowadził w takim stanie. - Zgodziłem się i po chwili siedzieliśmy odpowiednio, Ross jako kierowca, ja obok niego, a Rydel i Ell z tyłu. Przypomniałem sobie o karteczce Rocky'ego. Była zwinięta na pół i było napisane tam "Riker... wiem, że pewnie usłyszałeś strzał mimo tłumika jaki nałożyłem na twój pistolet. Daj tę karteczkę Ell'owi jak dowiecie się, że na pewno nie żyję, jak mi się uda... spal to gówno.
PS. Kod jako data urodzenia moja i Ell'a nie było zbyt ciężkie do odgadnięcia." Rozwinąłem ją, a tam było typowe wyznanie miłości. Tylko, że mój brat... on mógł nie przeżyć! Ell nie dostanie tej kartki, bo on przeżyje. Zwinąłem to znów i nim się spostrzegłem byliśmy w szpitalu. Ruszyliśmy do budynku, spytałem pielęgniarkę w recepcji gdzie jest mój brat.
- Rocky Mark Lynch... został przewieziony na blok operacyjny, tam nie można wchodzić, ale po operacji przeniosą go do sali 287 na trzecim piętrze. - Podziękowałem dziewczynie i ruszyliśmy do wskazanego miejsca. Czekaliśmy... tylko to nam pozostało... Delly płakała, Ell nie wierzył, a Ross się obwiniał... ja nie wiedziałem co czuć, nie wierzyłem w to, byłem smutny, czułem się winny i byłem zły... zły na siebie i Ell'a, jaki on był ślepy! Jacy my wszyscy byliśmy. Po kilku godzinach czekania wreszcie przyszedł do nas lekarz.
- Państwo Lynch? - Zapytał.
- T... tak. - Rzekłem powoli i niepewnie, z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Pan Rocky... - Nic dalej nie słyszałem... po prostu nie chciałem...
_______________________________________________________
BADUM PARADAM! UDAŁO MI SIĘ!!!! Skończyłam epilog i wiem, że dodaję późno, ale dzisiaj!

DZISIAJ MIJA DOKŁADNIE ROK OD STWORZENIA MOJEGO BLOGA! :') SKOŃCZYŁAM OPOWIADANIE W ROK! GRATULUJCIE MI XD
A tak na serio nie musicie gratulować, nie zabijajcie za takie niepewne zakończenie, może kiedyś napiszę CD, ale na razie się nie zapowiada :)

CO DO DRUGIEGO BLOGA!: Po długich i uważnych przemyśleniach... IDĘ NA URLOP! Biorę sobie 1/2 tygodnie urlopu! Więc to tak: Nie będę PUBLIKOWAĆ rozdziałów, ani nic, ale będę je pisać, dzięki czemu wyjdę na przód... co za tym idzie? Nie będę przedłużać dodawania rozdziałów, a wiadomo jak to z weną jest :D
Aha i link do bloga: http://my-fantasy-r5-story.blogspot.com/

CO DO TEGO BLOGA: Nie usuwam go! Co jakiś czas jak mnie najdzie wena opublikuję tu takie one-shoty! Czyli krótkie historyjki wyjebane z kontekstu zupełnie [kto wie, może kiedyś pojawi się CD epilogu] to ten... nie zapomnijcie o tym blogu ;-;

A NO I NA KONIEC: DZIĘKUJĘ! Za wszystko... za to, że byliście, jesteście i mam nadzieję, że będziecie!
Dziękuję wam za:
21935 wyświetleń!
66 postów! [ + 4 nieopublikowane, ale tego nie liczę :D]
oraz: 223 opublikowanych komentarzy!
Tak wiem, dla niektórych to mało, a dla mnie to ogromna liczba~! Tak oto kończę tego posta... do napisania!

poniedziałek, 10 marca 2014

Czo do drugiego bloga...

To ten... jak obiecałam wstawić notkę co do bloga tak wstawiam! :3 Chcę wam zdradzić pewne szczegóły, ale nie do końca.

Pierwsze co musicie wiedzieć: Fabuła może być skomplikowana i niejasna, lecz z czasem wszystko się wyjaśnia :)
Po drugie: Nie będzie tam Laury, ani Mai ani żadnej z tych dziewczyn co je shippujecie... postacie są może nie do końca wytworem wyobraźni, ale niektóre totalnie zmyślam :)
Po trzecie: Link do bloga otrzymacie pod 50 rozdziałem.
Po czwarte: Nie wiem co jeszcze chcecie wiedzieć... wszystko chyba jest wyjaśnione...

A no i tak! Najważniejsze, czego może niektórzy nie wyczytali: Fabuła będzie osadzona w świecie sagi "Dary Anioła" jest to 6-ścio tomowa książka

To po piąte: Moje opowiadanie będzie podzielone na sezony i podejrzewam, że każdy sezon będzie liczył około 20 rozdziałów.
Po szóste: Jak coś jest niejasne pytać, odpowiem :) Nie gryzę :D

Ummmm chciałam wam jeszcze coś przekazać. Wiem, że większość z was kontaktuje się ze mną przez fb, a ja często mam problemy z tym kurestwem [jebane, nudzące się gimbusy włamują mi się na konto ;-;] więc linka do fb wam nie podam, ale dam wam inny kontakt ze mną... GG. Jeśli nie chcecie pisać możecie też wpaść na aska :) to ten.. do napisania!

GG: 43016333
ASK: KLIK :3
To chyba na tyle jeśli chodzi o kontakt ze mną i drugiego bloga... Jeszcze zdradzę wam kilka szczegółów...


To ten tego... na drugim blogu postaram się załatwić profesjonalną szatę graficzną [szablon itd ;D]
będzie zakładka kontakt i bohaterowie dzięki czemu nie będziecie musieli sobie latać od postu do postu ;)
To na tyle! Do napisania kochanieńka moje, które wytrwały do końca tego opowiadania :) <3

Rozdział 49

Rozdział 49

UWAGA UWAGA... CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. [BEZNADZIEJNE SCENY +18 :)]


*Perspektywa Rocky'ego*
Siedzieliśmy zdziwieni w salonie, ale tylko Van nie wiedziała co się stało. - O co chodzi? - Zapytała w końcu. Spojrzałem tylko na nią, dalej nie mogłem dojść do siebie.
- Ross... on... dalej ćpał. - Odezwała się Delly, objąłem ją bo widziałem, że zaraz pewnie by się rozpłakała, a ona wtuliła się we mnie i wybuchła szlochem. Wtedy Riker wyszedł z pokoju Lau sam... z paczką.
- Zostawiłeś moją siostrę z tym ćpunem!? - Wrzasnęła szatynka.
- Pamiętaj, że to ciągle mój brat i pamiętaj, że sama umawiasz się z "ćpunem"! - Zrobił cudzysłów w powietrzu, w jego głosie dało się wyczuć wściekłość. No cóż zawsze tak reagował jeśli ktoś mówił coś złego o jego rodzinie. Odszedł do siebie do pokoju i trzasnął drzwiami. Takie argumenty skutecznie zatkały Ness. Delly cały czas płakała, a Vanessie się już oczy zaszkliły, bez słowa chciała iść do pokoju Rikera, ale zatrzymałem ją i ja tam wszedłem. Zobaczyłem tylko jej zrezygnowany wzrok i podszedłem do brata.
- Hej co jest? - Spytałem, siedział na łóżku  odwrócony tyłem do drzwi.
- Nic... nieważne. - Odparł krótko.
- No... a tak na serio? - Usiadłem obok niego. - Zabolało Cię to co powiedziała Van... prawda? - Zapytałem, on nic nie odpowiedział, ale ja dobrze wiedziałem, że tak. Bez słowa poklepałem go po ramieniu, oraz poszedłem do kuchni i przygotowałem trochę kakao, zajęło mi to 10 minut. Do pomieszczenia weszła Van. Nie wymieniliśmy ze sobą nawet słowa, ale się zrozumieliśmy. Zrezygnowana szatynka wyszła z pokoju, a ja wróciłem do brata. - Mam dla Ciebie kakałko! - Powiedziałem i podałem mu kubek, ten wziął go i napił się łyka, jednak dalej nic nie mówił tylko patrzył się pusto w kubek...
- Do dupy z tym wszystkim. - Odezwał się po chwili. - Po co mi jest dziewczyna, która nie umie zaakceptować mojej przeszłości, oraz tego, że nie jesteśmy idealni? - Dodał.
- Van na pewno umie to zaakceptować, tylko zrozum, że martwi się o Lau, a Ross jak się naćpa jest nieobliczalny. - Odparłem.
- Co nie zmienia faktu, że musi nazywać mojego brata ćpunem... on obiecał z tym skończyć. Ona chyba nie ma pojęcia jak jest mu z tym ciężko, jak nam jest ciężko. Ona tylko potrafi wytykać palcami wszystkich.
- Dobrze wiesz, że to nie prawda...
- Jaki ja byłem głupi, że się w niej zakochałem. - Przerwał mi blondyn nie zważając na moje słowa.
- Nie mów tak... przecież dobrze się przy niej czujesz.
- Szczerze? Czuję się przy niej wspaniale, niesamowicie, najlepiej, tak jak nigdy wcześniej... ale nie chcę się być z kimś kto nie potrafi uszanować problemów mojej rodziny. – Nie wiedziałem co powiedzieć, więc tylko przytuliłem mojego starszego brata, poczułem jak na moją koszulkę skapnęła jedna łza… Ostatnio Riker płakał w wieku 5 lat kiedy zepsułem mu samochodzik…

*Perspektywa Rossa*
*Kilka chwil wcześniej*
Lau przyszła do mojego pokoju, a ja cały czas siedziałem oparty o łóżko na podłodze skulony. Bałem się na nią spojrzeć, poczułem jak siada obok mnie . – Ross… - Powiedziała cicho i niepewnie, ja za to spojrzałem na nią smutny.
- Laura... ja wiem, że zrobiłem głupio i wiem, że nie zasługuję na twoją miłość. Obiecuję, że zostawię Cię w spokoju, bo po tym co zrobiłem pewnie nie chcesz mnie nawet znać. Obiecam, że więcej się nie odezwę do Ciebie słowem i nawet nie mam zamiaru prosić Cię o wybaczenie, wiem, że zraniłem Cię tym, że Cię okłamałem... ale ja po prostu nie mogłem... to było dla mnie zbyt trudne. Zbyt wiele działo się w moim życiu, abym dał sobie z tym radę. – Cały czas na nią patrzyłem, a moje oczy powoli zachodziły łzami. Chciałem się odwrócić, aby nie patrzeć na nią jak była smutna i zmieszana, ale coś mi nie pozwoliło. W tej chwili kiedy miałem zamiar obrócić głowę, ona zbliżyła się do mnie i delikatnie musnęła moje usta. Ja to szybko odwzajemniłem, ale… po chwili przerwałem. – Nie. – Odparłem cicho. – Nie zasługuję na to, na Ciebie, na nic nie zasługuję. – Jedna łza spłynęła mi po policzku, zacisnąłem więc powieki, aby nie uronić już więcej żadnej łzy, nawet najmniejszej, za to na swoich ustach znowu poczułem usta Laury. Pożądanie wzięło nade mną górę i odwzajemniłem to, zagłębiając się w to coraz bardziej. Włożyłem w ten pocałunek całego siebie i dotknąłem jej policzka opuszkami palców, był gorący. Całowaliśmy się namiętnie i moglibyśmy trwać tak wieczność, gdyby nie zapotrzebowanie na tlen, odkleiliśmy się od siebie, a brunetka uśmiechnęła się nieśmiało.
- Głupi jesteś, jeśli myślisz, że Ci nie wybaczę. Każdy zasługuje na drugą szansę, a ja Ci zawsze będę wybaczać, ponieważ Cię kocham. – Rzekła tylko i wtuliła się we mnie. Teraz to tak chciałbym całe życie...
- Ja Ciebie też kocham. – Rzekłem po chwili milczenia i splotłem nasze ręce. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i lekko cmoknęła w policzek.



*Perspektywa Rikera*
Siedziałem u siebie w pokoju i jeszcze przez jakiś czas rozmawiałem z Rockym. – Dzięki za wszystko bracie. – Powiedziałem.
- Spoko… byłem Ci to winien, w końcu ty też mi pomogłeś. – Odpowiedział mi, a ja się lekko uśmiechnąłem. Przytuliliśmy się i w końcu ten wyszedł, a w drzwiach pojawiła się Van.
- Czego tu chcesz? – Odezwałem się zły, ale też smutny. – Przecież jestem ćpunem…

- Skończyłeś z tym. – Rzekła, przerywając mi.

- Może Cię okłamuję? Może ciągle biorę, ale nikomu nic nie mówię? Przecież jestem niebezpieczny, co się stało, że nie boisz się przebywać obok mnie? Zawsze mogę Cię przecież zgwałcić i potem zabić… - Odezwałem się i odwróciłem się na łóżku tak, że leżałem tyłem.
- Rik… przepraszam, nie powinnam była nazywać Rossa ćpunem, ale… ja po prostu martwiłam się o Laurę. Przecież chyba dobrze wiesz jak to jest kiedy przejmujesz się swoim rodzeństwem.
- Wiem… ale nigdy nie obraziłem przy tym czyjegoś rodzeństwa. – Łzy znów zebrały mi się do oczu, nienawidziłem płakać. Czułem się wtedy taki słaby i bezbronny, jakbym nie mógł nic zrobić, nienawidziłem tego uczucia. – Ani swojej drugiej połówki. – Dodałem po chwili już załamującym się głosem, ale opanowałem się po kilku sekundach.
- Ja… wiem. Przepraszam, nie chciałam was urazić tymi słowami. – Jej głos rozbrzmiewał w mojej głowie, miałem ochotę ją przytulić, pocałować, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze… ale nie… nic nie będzie dobrze. Tak jak ona stawia na pierwszym miejscu Lau, tak ja stawiam swoją rodzinę. Usiadła na moim łóżku i złapała mnie za ramię, chciałem je zrzucić, ale nie potrafiłem. Leżałem tak, a ona się nie odzywała. W końcu położyłem swoją rękę na jej, a ona szybko się ożywiła, poczułem to, bo poruszyła delikatnie dłonią.
- Riker my wychodzimy! - Usłyszałem głos Rossa dochodzącego z korytarza, Ness za to położyła się obok mnie i objęła moje ciało.
 - Przepraszam. - Szepnęła mi do ucha. - Nie chciałam urazić Ciebie ani Rossa, tym bardziej nie chciałam żadnego z was zranić. - Powiedziała po chwili, a ja odwróciłem się do niej przodem i chwilę patrzyłem w jej oczy. Zauważyłem w nich pewną iskierkę, dziewczyna przygryzła delikatnie dolną wargę. Zapewne zastanawiała się co zrobię.
- Ja... wiem. - Odparłem w końcu. - Niepotrzebnie się tak uniosłem.
- Potrzebnie... to ja się odezwałam i to zupełnie bez powodu, wiem, że Ross nigdy nie skrzywdziłby Lau. Przecież wiem, że oni się kochają...
- No cóż... tego nie da się nie zauważyć. - Rzekłem, ale dalej się nie uśmiechałem, ona patrzyła na mnie z niecierpliwością, jakby na coś czekała. Ja za to chciałem ją pocałować, chciałem poczuć jej wargi na moich, ale... nie potrafiłem jej znów zaufać, nie chciałem cierpieć. Czemu nie mogłem mieć szczęśliwego życia? Zawsze w miłości towarzyszył mi ból...
- Obiecuję, że już nie zranię Ciebie, ani nikogo z twoich bliskich. - Powiedziała pewna tego co mówi, nie mogłem wytrzymać. Pragnienie wzięło nade mną górę i wpiłem się w jej usta, znów poczułem jej słodki błyszczyk, jej miękkie wargi, które były uzupełnieniem moich, a cała złość, cały ból... wszystko co negatywne uleciało ze mnie. Odwróciłem się tak, że Van leżała na plecach, a ja podpierałem się rękoma żeby na niej nie leżeć, cały czas trwaliśmy w pocałunku. Robiliśmy tylko przerwę na krótkie oddechy, po krótkiej chwili Ness włożyła mi ręce pod koszulkę i szybko ją zdjęła. Ja nie pozostawałem jej dłużny i już po chwili leżała bez swojej bluzki, potem przeszła do spodni. Wkrótce oboje leżeliśmy tylko w bieliźnie, z pocałunkami zjechałem trochę niżej, na szyję, po czym zacząłem odpinać jej stanik, robiłem to powoli, bo cholerstwo nie chciało się odpiąć.
- Nosz kurwa. Kto to wymyślił?! - Uniosłem się po pięciu minutach męczenia się z bielizną brunetki, ona tylko się zaśmiała i rozpięła to bez problemu. - Jak ty to zrobiłaś? - Zdziwiłem się.
- O już siedź cicho. - Powiedziała i pocałowała mnie, a ja to odwzajemniłem i ściągnąłem jej majtki, a ona mi bokserki. Wszedłem w nią powoli, a ona tylko mruknęła cicho co wywołało uśmiech na mojej twarzy, poruszałem się z coraz szybciej, a ogarniająca mnie przyjemność była ogromna. Nie czułem się tak jeszcze nigdy... nie to, że z nikim nie spałem! Chodzi o to, że to nie były odpowiednie osoby. Było mi tak dobrze, ale czułem, że zbliża się koniec... kiedy nadszedł kulminacyjny moment oboje wydaliśmy z siebie jęk podniecenia. Położyłem się obok niej z przyspieszonym oddechem i przykryłem nas kołdrą, Ness wtuliła się we mnie, nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem...
_________________________________
No to macie tego rozdziała, zastanawiałam się nad zaczekaniem do 15 ale wstawiam dziś :D

Tak oto kończę rozdział... cóż scenki +18 nie wychodzą mi najlepiej zwłaszcza pisane w nocy :D Ummm... nie dam więcej takiego czegoś no bo... nie lubię tego opisywać i sama potem nie umiem tego przeczytać także więc ten teges... macie ten jakże kiepski rozdział ;-; next dodam dopiero 19 marca... a wiecie czemu 19? Nie? No to się kurdę dowiecie :) powodzonka życzę! :*

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 48

Rozdział 48

*Perspektywa Rossa*
- A wiesz czemu Cory nie dał rady? Bo Louis nie lubi tracić klientów.. cały czas go namawiał i namawiał, aż wreszcie ten mu uległ. I nie ma go teraz z nami przez Louisa.
- A czemu to wina Louisa? Nie rozumiem. - Zupełnie nie kumałem tego co on do mnie mówi.
- Bo Cory zginął przez przedawkowanie! Nie rozumiesz?! Umarł przez Louisa. - Głos mojemu bratu momentalnie się załamał, a mi rozszerzyły się oczy. Odetchnął głęboko. - Ale to nieważne. Nie chcę stracić jeszcze Ciebie, więc nie pozwolę Ci ćpać... zrozumiano? - Zapytał, a ja tylko kiwnąłem głową. Ruszyliśmy oboje do hotelu, szliśmy w milczeniu. Głupio mi się było odezwać, ale w końcu spojrzałem na brata.
- Riker... - Zacząłem niepewnie. - ...przepraszam... - Dodałem po chwili ze skruchą w głosie. - ...za wszystko. Nie chciałem ranić Ciebie, Delly, Rockyego i Lau. Nie powinienem był zaczynać, ale... to wszystko było takie... nie potrafiłem sobie poradzić z problemami. Zerwanie z Laurą, potem śmierć Cory'ego... nie umiałem tego odreagować tak jak ty. - Rzekłem, a ten tylko odwrócił się do mnie, ja za to teraz starałem się unikać jego wzroku, bałem się jego reakcji.
- Rozumiem Cię. - Odpowiedział tylko, a ja zdziwiony spojrzałem na niego, Riker uśmiechnął się. - Sam przecież ćpałem i wiem jak to jest... pamiętaj, że przez to tylko się poddajesz, a póki walczysz jesteś zwycięzcą. - Zacząłem się niepohamowanie śmiać, aż łzy mi do oczu naleciały. - Co w tym takiego śmiesznego? - Zapytał.
- Przypomniał... mi się... ten... filmik... - Mówił przez śmiech. - Jesteś... zwycięzcą... - Dalej rył, a ja zrobiłem facepalm'a.
- Jesteś idiotą. - Walnął mnie lekko w ramię, a ja go popchnąłem w bok tak, że aż się zachwiał. Oboje wracaliśmy roześmiani do domu. Tam czekali na nas Rydel, Ell, Rocky i Lau. Starszy zakrył kurtką gnat, który był za pasem, dla pewności.
- Hej rodzinko i Laura. - Powiedziałem z uśmiechem i zdjąłem buty...

*Perspektywa Rikera*
- Gdzie byliście? - Zapytała brunetka i przytuliła od razu Rossa, oraz spojrzała mu w oczy, ja się starałem niewidocznie ulotnić i udało mi się, kiedy tylko dotarłem do pokoju chciałem schować gnata do szuflady z bielizną na sam spód, tam gdzie wcześniej sobie leżał, ale ktoś mi przeszkodził.
- Rik... gdzie wy byliście? - Zapytał głos za mną, należał on do Van. Schowałem szybko broń, oraz zamknąłem "schowek", w którym były moje bokserki i odwróciłem się do niej ze sztucznym uśmiechem. "Powiedz, że nic nie widziałaś." Rzekłem do siebie w myślach i podszedłem do niej.
- Byliśmy się przejść, nic się nie stało. - Powiedziałem cicho i objąłem ją. - Nie wierzysz mi? - Spytałem odbiegając od tematu.
- Oooo... zmieniasz temat! Czyli jednak to coś ważnego. - Aż rozszerzyły mi się źrenice od jej odpowiedzi. "Skąd ona to wie?" Pomyślałem i uśmiechnąłem się tym razem szczerze.
- Wiesz jakie masz śliczne oczy? - Odezwałem się słodkim głosikiem, nie umiałem kłamać to jedynym wyjściem było odwracanie kota ogonem.
- Tak wiem, a teraz mów, bo się obrażę. - Odparła. Nagle usłyszeliśmy z salonu krótkie "co" i trzask drzwi od pokoju Lau. Szybko tam poszliśmy i zauważyliśmy naszą zdziwioną rodzinkę, oraz załamanego Rossa.
- To ja za nią pójdę. - Powiedziałem i ruszyłem do brunetki, otworzyłem drzwi co nie było łatwym zadaniem, bo Lau siedziała oparta o nie, ale w końcu udało mi się to, nie robiąc przy okazji nikomu krzywdy. Dziewczyna siedziała tam zapłakana, w końcu usiadłem obok niej, a ona się wtuliła w moje ramię.
- Obiecał... że z tym... skończy. - Mówiła przez szloch, nic nie mówiłem, bo sam miałem tą durną nadzieję, że coś się zmieni. - Patrzył... mi prosto... w oczy... mówił, że... już nie ćpa. - Kontynuowała dalej wtulona we mnie. W końcu przestała płakać. - Dlaczego on to zrobił? - Spytała mnie, gdybym sam znał odpowiedź...
- Nie wiem, ale sam się przekonałem jak ciężko jest to rzucić. Tego nie zrobi się z dnia na dzień... tu trzeba terapii. Ross na pewno poszedł po rozum do głowy i już więcej nie weźmie. - Wtedy przyszedł do nas blondyn. - O wilku mowa.
- Riker gdzie mam to wyrzucić? - Pokazał mi paczkę, zapewne tam był jego towar.
- Daj mi to. - Podał mi opakowanie. - Ja się tym zaopiekuję. - Rzekłem i wyszedłem z pokoju zostawiając ich samych...
_____________________
I oto rozdział! Wena była, ale się skończyła, potem obejrzałam glee i wena wróciła... tak więc... Demi czyni cuda, bo to dzięki jej występach w glee głównie odzyskałam wenę *-* <3 Dobra nie rozpisuję się, czekajcie na nexta... wiecie, że zostało niewiele rozdziałów prawda? Ale spokojnie! Nie żegnam się z wami na zawsze! Przecież zakładam tego drugiego bloga i nigdy w życiu nie usunę tego, ale po prostu nie będę tu nic dodawać :3 Toć to w końcu mój pierwszy w życiu blog! NIGDY GO NIE USUNĘ <3 Może czasem zamieszczę tu jednorazowe historyjki tzw. One Shoty. Soooł... wpadajcie tu, bo będę aktywna ;) ale spokojnie wszystko wyjaśnię w notce pod epilogiem... no i piknie! Rozpisałam się ;-;