wtorek, 23 grudnia 2014

Hehe

Siemcia~! Ostatni post dałam tu prawie pół roku temu to uznałam, że wypadałoby coś tu dodać co nie? Taka tam krótka notka. Chciałabym wam przekazać, ze kończę działalność na wszelkich moich blogach. Dlaczego spytacie pewnie, cóż powód jest może trochę egoistyczny... zwyczajnie nie umiem już pisać opowiadań o R5, bo po prostu straciłam na nich taką fazę. Kocham ich nadal całym sercem, aczkolwiek nie słucham ich już tak często... Czuję się jakbym ich zaniedbała, ale nie umiem tego zmienić... ale nie o tym tu teraz~! Nie umiem już pisać w tej tematyce co pisałam wcześniej, a nie chcę was zanudzać osobami, o których nic nie wiecie i tematmi, z którymi nie macie zwykle styczności. Może nie "zanudzać" złe określenie hehe... może bardziej zmuszać was do czytania czegoś takiego. Tak to lepiej brzmi~! Więc... przepraszam. Życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku, wesołego jajka... te inne duperele wiecie. Tu się już nie zobaczymy niestety. No to ten... pa i ogólnie... ten... żeby wam się dobrze układało. Hwaiting~! :3


~ Do napisania może kiedyśtam. Pa :*

środa, 23 lipca 2014

Ziuuuuum [One shot]

Oto one shot o... pewnej parze przyjaciół, która kiedy się poznała to była przyjaciółmi, jednak czas sprawił, że się od siebie oddalili. No cóż takie rzeczy się zdarzają ^_^ Ziuuuuuuuum... [nie pytajcie odwala mi ^_^]

*Narrator*
Dwoje małych dzieci bawi się na placu zabaw. Jeden chłopczyk zabrał drugiemu łopatkę. - Ej oddaj! - Krzyknął i zaczął się z nim szarpać. Wtedy do akcji wkroczyła mała Laura. Rozdzieliła chłopczyków, którzy prawie się pobili i prawdopodobnie ocaliła ich przyjaźń, oraz braterską więź, bo konflikt z dzieciństwa może być głęboko zakorzeniony. Od tamtej pory mały blondasek i szatynka bardzo się zaprzyjaźnili, spędzali każdy dzień razem. W szkole podstawowej to się zmieniło... Pierwsza i druga klasa była świetna, choć Lau jej nie znosiła. Prosiła mamę, aby ją przeniosła i zrobiła to. W 3 roku SP mała Laura zmieniła klasę i nie widywała się już z Rossem. Ich przyjaźń przepadła, to samo było w szkole średniej. Chodzili do tej samej i ledwo się mijali, jednak pewnego dnia blondyn wpadł na nią i rozlał jej kawę. - Debilu uważaj co robisz! - Krzyknęła dziewczyna.
- Przepraszam... - Powiedział Ross i chciał coś jeszcze dodać, ale nie dokończył. - Tak bardzo tęskniłem. - Oznajmił tylko i poszedł dalej. Ona niezbyt to rozumiała, ale po chwili sobie przypomniała... ta sama sylwetka, te same włosy, ta sama twarz. Znieruchomiała na moment, ale po chwili odzyskała przytomność i poszła umyć koszulkę.

*Perspektywa Laury*
Siedziałam w swoim domu i znowu płakałam. Dlaczego tak bardzo bolą mnie obelgi z jego strony? Zaprzyjaźniliśmy się kiedyś i to już koniec naszej znajomości! Nie może tego zrozumieć i się do mnie nie odzywać?! Tak bardzo jest mu ciężko zamknąć ten krzywy ryj? Poszłam do łazienki, aby zmyć makijaż i położyć się już spać. "Jutro znów szkoła. Nienawidzę jej." Powiedziałam do siebie w myślach i ubrałam piżamę, oraz ułożyłam się do spania.
Następny dzień. Przyszłam do szkoły odziana w moje tradycyjne ubranie i sztuczny uśmiech na twarzy. Witałam się z każdym znajomym. Chodziłam do klasy z moją starą, dobrą przyjaciółką. - Hej Raini! - Od razu się przywitałyśmy. - Co tam u Ciebie?
- Ah nic nowego. Kupiłam sobie ostatnio śliczną sukienkę! - Oznajmiła. - A u Ciebie?
- To super! U mnie? Jak zawsze. Ten dupek mnie wkurza i nie chce odpuścić. - Powiedziałam i spojrzałam na blondyna, lekcje mieli w sali obok, a do końca przerwy zostało 10 minut. "Nie podchodź tu, nie podchodź." Modliłam się w duchu, a on się zachował jakby to usłyszał, ale chciał mi zrobić na złość.
- No co tam Marano? - Uśmiechnął się chytrze.
- Odpierdol się Lynch. Nie mam ochoty z tobą gadać. - Rzekłam stanowczo, zawsze kiedy z nim rozmawiałam mój ton był oschły.
- Ross odwal się od niej, albo poznasz jak to jest kiedy są na Ciebie wkurzone dwie laski. - Odezwała się Rai.
- Już się boję. Co mi zrobisz? Usiądziesz na mnie? - Spytał, a moja przyjaciółka spojrzała na niego ze złością.
- O nie. Raini, pozwól mi. - Powiedziałam, bo wiedziałam co ona chce zrobić. Podeszłam do tego farbowanego idioty. - Słuchaj łajzo, jeśli myślisz, że zniszczysz mi życie to się mylisz. Mam nadzieję, że zgnijesz w piekle padalcu! - Wykrzyczałam mu to prosto w twarz i walnęłam mu mocno z liścia. Wykrzywiłam twarz w grymasie bólu, ręka mnie od tego ciosu bolała. Wreszcie zabrzęczał dzwonek.
- Przegięłaś dziwko. - Rzekł tylko, a ja pokazałam mu pięknie mój środkowy palec i odwróciłam się od niego. Odwracając się mój łańcuszek z napisem "Laura" gwałtownie dał o sobie znać. Zerwałam go.
- Aha. Weź to sobie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - Oznajmiłam mu i rzuciłam mu biżuterię pod nogi. Nauczycielka zabrała nas do klasy i w końcu zaczęła się lekcja. Angielski. - Przepraszam. - Podniosłam dłoń, a Pani Jones spojrzała na mnie wyczekująco. - Mogę iść do toalety? - Kiwnęła głową, a ja wstałam z ławki. Zacisnęłam powieki i ruszyłam w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi i usiadłam w kącie, tam gdzie zawsze. Zaczęłam wyć, płakać. Zawsze tak miałam po rozmowie z nim. Nikt oprócz Rai i nauczycielki tego nie wiedział, ale to dobrze. Nigdy nie wiedziałam dlaczego te rozmowy z nim są tak bolesne. Ten dziwkarz już nic dla mnie nie znaczy. Nie chcę go znać.
W końcu pod koniec lekcji wyszłam i zobaczyłam coś w miejscu gdzie rzuciłam blondynowi moją jedyną pamiątkę po nim. To był ten łańcuszek. podeszłam do niego i wzięłam go do rąk. Dokładnie obejrzałam i jeszcze raz spojrzałam na to co tam było napisane, on miał podobny, ale z jego imieniem, momentalnie znów zachciało mi się płakać. Czemu tak bardzo mi go brakowało? Poznałam go w wieku 5 lat, a w wieku 9 się już nie widzieliśmy. Po tygodniu znajomości poleciał do mamy i poprosił ją o to, aby wyrobiła dwa wisiorki z naszymi imionami. Zrobiła to... Czy za kimś można tak tęsknić? Jak? Dlaczego akurat ja? Wzięłam biżuterię i schowałam ją do kieszeni. Jestem Laura Marie Marano i mam 15 lat, a Ross Shor Lynch to mój najgorszy wróg...
Przez kolejne dni nic się nie zmieniło. Tylko Ross przestał się do mnie odzywać i dobrze, był smutny, ja też. Byłam z nim bardzo związana, to co on czuł, czułam i ja. Zupełnie jakbyśmy byli w jakiś sposób połączeni. - Laura. - Odezwał się w końcu, minął tydzień od naszej rozmowy, znów był Angielski, znów mieliśmy lekcje obok siebie.
- O patrzcie kto się odezwał. - Zakpiłam z niego i poczułam ukłucie w sercu. - Co znów chcesz mnie od dziwek wyzywać?
- Ja... przepraszam. - Wydusił z siebie, a ja się zdziwiłam, wzrok miał spuszczony na dół i w ręku miętolił bransoletkę, miał to od małego, zawsze kiedy się denerwował to tak robił. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Przepraszam możesz powtórzyć? - Spytałam z lekkim uśmiechem.
- Nie powtórzę tego... ja... po prostu nie mogłem spać z myślą, że nazwałem Cię "dziwką". Nie jesteś taka, wiem to.
- Ciekawe co ty możesz o mnie wiedzieć. Przecież nie rozmawialiśmy normalnie od zakończenia roku w drugiej klasie podstawówki.
- Ja to po prostu czuję. - Nie chciałam dać się omamić. Na pewno kłamał, był aktorem, ale ja dorównywałam mu umiejętnością grania.
- Nie obchodzi mnie co ty czujesz i co masz mi do powiedzenia. Co było się skończyło i chociaż było miło, wzmocniło nie zabiło. A teraz jak to mówią w Japonii "Sayonara!" - Oznajmiłam i poszłam do klasy.
Od tamtej rozmowy minął rok... nie rozmawiałam już z Rossem, nie kłóciłam się z nim nawet. Po prostu się mijaliśmy na korytarzu. Nasza więź się osłabiła, nie czułam już nic co może czuć on, a ja wreszcie byłam szczęśliwa! Uwolniłam się od niego, on już nie zakrzątał moich myśli, a w zapomnieniu mi o nim pomogły mi wakacje! Najlepszy czas życia, mieszkaliśmy na różnych końcach miasta i się nie widywaliśmy, na szczęście. Ale moja siostra musi mi psuć najlepsze chwile życia. - Ness! Proszę wszystko tylko nie to! - Załamałam się.
- Ale o co Ci chodzi? Przecież uwielbiałaś się z nim bawić.
- A ty z Rikiem.
- No, ale my się nie żremy, tylko normalnie przyjaźnimy. - Odparła.
- Ale ja tego ćwoka nienawidzę!
- Nie musisz z nim rozmawiać. R5 to nie tylko Ross, to też Delly, Rocky, albo Ell. Poradzisz sobie.
- Po co w ogóle ich tu zapraszasz?
- Żeby spędzić wspólnie czas.
- A tak serio chcesz spędzić czas z Rikerem.
- Cooo? - Spytała piskliwym głosem. - Może, nie interesuj się młoda. - Zaśmiałyśmy się, a ona poczochrała mi włosy.
- No weź! - Powiedziałam i je ułożyłam. W końcu, około 15 Lynchowie i Ratliff zaszczycili nas swoją obecnością.
- O hej! - Powitała ich Van. - Wchodźcie. - Zaprosiła ich, a ja przygotowałam się na to, że spotkam... Rossa. Po kolei wchodzili najpierw Rik, potem Delly, Rocky, Ell i w końcu najmłodszy z zespołu przekroczył próg mieszkania. Przywitałam się ze wszystkimi, ale Rossa zmierzyłam tylko wzrokiem. Zauważyłam, że ma na ręku kilka bransoletek więcej niż zwykle, a pod nimi widać było cienkie kreski, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Usiedliśmy do stołu, u nas to była pora obiadu, więc zjedliśmy przy okazji wszyscy. Siedziałam naprzeciw Rossa i niekiedy mimo tego, że nie chciałam to musiałam na niego spojrzeć. Był smutny i nie jadł tylko grzebał widelcem w ziemniakach.
- Ross musisz coś wreszcie zjeść. - Odezwał się Rik do brata.
- Nie jestem głodny. - Odparł i odłożył widelec, Van zabrała wszystkie talerze i przyniosła ciasto. Ross kiedy był mały zawsze pierwszy z rodzeństwa rzucał się na sernik, ale tym razem nawet tego nie zjadł. - Pójdę do łazienki. - Rzekł i poszedł. Kiedy młody wyszedł atmosfera od razu jakby się rozluźniła. Zaczęłam brać czynny udział w konwersacji, ale jak Ross nie wracał 30 minut to coś mnie poruszyło i zaczęłam się o niego martwić. Riker chyba to zauważył, bo spojrzał na zegarek i coś powiedział Van, oraz ruszył w stronę łazienki. - Co się stało? - Szepnęłam do niej.
- Nic. Nie przejmuj się tak.
- Ja się nie przejmuję, a już na pewno nie tym debilem.
- Skąd wiesz, że o niego mogło chodzić?
- Bo mam taką umiejętność jak logiczne myślenie... - Tymi słowami nasza rozmowa się zakończyła, po jakiś 10 minutach do naszych drzwi zapukali sanitariusze pogotowia i jak na zawołanie pojawił się Riker. Teraz to na poważnie się przejęłam, zobaczyłam tylko jak wynoszą Rossa na noszach, a on ma zabandażowane nadgarstki. "Coś ty sobie zrobił Lynch." Przeklęłam go w myślach, ale do moich oczu nie napływały łzy, nie czułam się winna wszystkiemu. Było mi z tym po prostu smutno, jednak nie dość, aby się rozpłakać.
- Ross, od pewnego czasu miał problemy. - Zaczął Riker kiedy się trochę uspokoił. - Zaczął się ciąć i przestał jeść normalnie, zjadał tylko kilka tostów żeby utrzymać się przy życiu, ale tak to nic innego nie robił. Zespół przez niego ma kryzysowe chwile, chociaż on to wiedział to nie potrafił przestać. - W pewnym momencie poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, że jest z nim źle i że to była moja wina. Gdybym dała mu wtedy się wypowiedzieć to może nie leżałby teraz w szpitalu i nie narażał swojego życia. Co za idiota! Po co on to w ogóle zrobił? - Nikomu nie mówił co się stało, ale to się zaczęło jakoś rok temu. - Westchnął głośno.
- Nie jedziesz do niego? - Powiedziałam neutralnie, nawet mnie samą zdziwił ten obojętny ton. Martwiłam się o tego debila, ale nie aż tak jakby to było jakieś półtora roku temu.
- Póki się nie obudzi nie mam po co tam siedzieć, Delly i Ell już tam pewnie są, a ja mógłbym zrobić coś głupiego z nerwów. - Kiwnęłam lekko zauważalnie głową, nie wiedziałam czy bardziej do niego, czy może do siebie.
Następnego dnia wypuścili już Rossa, zaszyli mu ranę i wrócił do swojego dziwnego życia. Postanowiłam uczynić jeden bardzo poważny krok w swoim życiu. Wybrałam numer do osoby, której musiałam coś przekazać.
- Halo? - Odezwał się męski głos w słuchawce, serce mi stanęło, gula ugrzęzła w gardle. "Dam radę" mówiłam do siebie w myślach.
- Przyjedź do mnie natychmiast. - Powiedziałam tylko i się rozłączyłam, po 10 minutach chłopak zawitał w moich drzwiach, przed podjazdem zauważyłam czarnego mercedesa, pewnie ich wóz.
- Wystraszyłaś mnie Lau, co jest?
- No, bo... chodzi o to, że to z Rossem. To moja wina. - Odezwałam się, a blondyn spojrzał na mnie zaniepokojony.
- Wprowadzisz mnie głębiej w to?
- Może chodźmy do mnie. - Rik podążył za mną. Kiedy weszliśmy do mojego królestwa zamknęłam drzwi. - Chodzi o kłótnię między mną i Rossem rok temu. To było inne niż do tej pory. Przed tym cały czas nie mogłam wytrzymać kłócenia się z nim, ale czułam, że tak po prostu musi być. Jednak... rok temu, dwa tygodnie przed końcem roku coś się między nami stało. Do tamtej pory czułam jakbym była z nim jakoś związana, czułam co on czuje i byłam smutna wtedy, gdy on, ale... tamtego dnia to coś zniknęło. Jakby cienka nić łącząca nas została przecięta. Wtedy byliśmy jakby razem, żyliśmy jednym życiem, ale jednak osobno, lecz teraz... to wszystko się skończyło. Przeczuwam, że to może być powodem załamania Rossa. Mimo naszych kłótni chciał być blisko mnie, rozmawiać ze mną. Ja miałam tak samo.
- Nie spróbujesz tego naprawić?
- Nie wiem czy tego chcę. Riker nie rozumiesz? Mam znów przez niego mieć depresję, płakać w łazience w szkole, tylko dlatego, aby on się poczuł lepiej? Nie wiem czy udałoby mi się dalej znosić coś takiego. - Oznajmiłam mu, a ten kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Proszę Cię chociaż to przemyśl. Może on się zmieni.
- Ludzie się nie zmieniają, po prostu pewne wydarzenia ujawniają w nich cechy, które wcześniej były ukryte. - Odparłam, a ten mnie przytulił.
- Wiem, że podejmiesz decyzję słuszną dla was obu Lau. - Wtuliłam się w niego, a już po chwili on wyszedł z mojego pokoju, pobiegłam za nim.
- Rik! - Krzyknęłam, a ten się odwrócił. - Informuj mnie o stanie Rossa. - Kiwnął głową z uśmiechem i już opuścił mój dom. Po tym jak blondyn wyszedł podeszła do mnie Ness.
- O czym gadaliście? - Spytała.
- O Rossie. - Rzekłam i wytłumaczyłam jej całą historię.
- I co z tym zrobisz? - Znów zadała pytanie.
- To co muszę. - Wzięłam swoją torebkę i opuściłam dom, na odchodne odwróciłam się do siostry i zobaczyłam jej uśmiech, odwzajemniłam jej gest i udałam się do domu Lynchów. Był daleko, ale spacerek mi nie zaszkodzi. Włożyłam słuchawki na uszy i z piosenką Demi Lovato - Warrior ruszyłam przez miasto nie zwracając uwagi na przechodniów. Nim się zorientowałam, 40 minut później byłam przed ich domem, czas szybko mija przy Dems. Zapukałam do drzwi i otworzył mi Rocky. - H-hej jest Ross? - Spytałam niepewnie, a ten tylko uśmiechnął się i mnie wpuścił.
- U siebie. - Oznajmił i wrócił do oglądania czegoś na laptopie, kątem oka zauważyłam, że było to R5 TV. Uśmiechnęłam się i poszłam do niego. Zobaczyłam blondyna siedzącego na łóżku, grał na gitarze i śpiewał jakąś piosenkę... jego melodyjny głos wypełnił powoli korytarz od otwartych drzwi, a ja wsłuchiwałam się w tekst. Nazwałabym ją "Easy Love", wreszcie kiedy skończył podeszłam do niego.
- Co chciałaś? - Spytał nie patrząc na mnie. - Znowu roztrzaskać moje serce na milion kawałków?
- Spytać co u Ciebie. - Prychnął. - Martwię się o Ciebie
- Nie ma się o co martwić. Co z tego, że to rozrywa mnie od środka? Nic mi się nie chce? Mam dość życia. Mógłbym płakać cały dzień, ale nie wiem po co. Będzie przecież dobrze. - Oznajmił sucho i wrócił do brzdąkania na gitarze, łzy nalały mi się do oczu.
- Przepraszam. Przepraszam za wszystko, nie chciałam Cię tak ranić. Wiesz... przed tą naszą wymianą zdań wtedy. Ponad rok temu ja... czułam coś dziwnego. Tą dziwną więź łączącą nas obu, czułam to co ty, byłam jak ty. Byliśmy jak jedno życie w dwóch osobach. Czułeś to prawda? - Kiwnął tylko głową. - A ja to rozwaliłam. Przepraszam, nie chciałam tego, tylko... - Głos mi się załamał. - ...ty sprawiałeś mi taki ból. Codziennie po kłótni z tobą musiałam płakać. Nie mogłam inaczej, wychodziłam na lekcjach do toalety i płakałam przez pół godziny, a potem jak gdyby nigdy nic wychodziłam stamtąd i wracałam na lekcję przyklejając uśmiech na twarz. Nie umiałam już tak funkcjonować, bo jeszcze trochę i bym zrobiła coś głupiego, dlatego modliłam się o to, aby ta więź została zerwana, żeby twoje słowa tak nie bolały. Udało się, a potem ty na tym obiedzie... widziałam jak Cię wywozili do szpitala... nie chciałam płakać... nasza więź była inna. Czułam się źle, współczułam Ci, ale obiecałam sobie, że nigdy już nie wyleję na Ciebie żadnej łzy. I tak się stało. - Powoli słona ciecz spływała mi po policzkach, ale Ross ją otarł.
- Przykro mi, że tak się stało Lau. Nie chciałem Cię doprowadzać do takiego stanu, ale... muszę wiedzieć. Czy to co wtedy powiedziałaś to...
- To nie było prawdą, nigdy tak nie myślałam, chciałam tylko zakończyć tą farsę, a uznałam, że to jedyny sposób. Przepraszam. - Rzekłam, a blondyn mnie przytulił. Załzawiłam mu całą koszulkę, ale on nie zwracał na to uwagi, gładził moje plecy i szeptał do ucha co chwilę jakieś słowa. - Nie płacz Lau. Już tak nie będzie, nigdy. - Oznajmił w końcu, a ja przestałam płakać.
- Teraz już rozumiem. - Chłopak się zdziwił. - Ta niewidzialna nić, która nas łączyła... ona była zła. Miała nas kłócić. To była nić nienawiści, którą stworzyliśmy obwiniając siebie nawzajem o utratę kontaktu.
- Teraz będzie inaczej. - Pocałował mnie delikatnie w czoło, a ja się uśmiechnęłam.
- Dziękuję. - Rzekłam i wtuliłam się w niego tak mocno jak tylko umiałam.
______________________
Tadaaaaa! To nie shot o Raurze, tzn. Raura tu jest, ale nie jest parą. Wykorzystałam tu kilka tekstów, które kiedyś słyszałam, albo których ja sama używałam. Soooł jak wam się podoba?? :3

sobota, 28 czerwca 2014

One shot o III Wojnie Światowej

Elo! No to słuchając tak sobie nuty Kali - "Żegnaj", która opowiada o II W.Ś. to napadła mnie wena i to potworna, aby stworzyć shota o tej tematyce. Wyobrażacie sobie kiedyś R5 w mundurach? Nie? No to teraz was do tego trochę zmuszę, miłego czytania :)
_______________________________
Rok 2012, 29 grudzień.
Dzień zapowiadał się wspaniale, w LA jak zawsze było ciepło. Zszedłem około 10 na śniadanko, a tam co? Cała moja rodzinka z uśmiechami! Rydel od razu złożyła mi życzenia i dała urodzinowy poranny posiłek. - NALEŚNIKI! - Krzyknąłem uradowany i zacząłem pałaszować. Po tym reszta rodzinki mi też czegoś życzyła, aż wreszcie mogłem sobie spokojnie usiąść przed telewizorem.
- Do koncertu mamy 7 godzin, co robimy?
- Ja mam dzień lenia. - Oznajmiłem z uśmiechem, nagle dzwonek do drzwi zadzwonił. Rik pokazał mi, żebym otworzył je. Zrobiłem to, a tam duży prezent, nie widziałem kto za nim był.
- Wszystkiego najlepszego kochany! - Ten głos poznam wszędzie. Wziąłem od niej pudło, a ona rzuciła mi się na szyję.
- Laura! Myślałam, że nie przyjdziesz. - Odkleiła się ode mnie i spojrzała zła.
- Jak śmiesz mnie oskarżać o coś takiego? - Zaśmialiśmy się i znów przytuliliśmy.
- Dobra, dobra. Ja się idę ogarnąć, bo zostało nam niecałe 7 godzin, a co jak nie zdążę? Nawet nie wiem co mam ubrać! - Zmartwiła się Delly, a Rocky wybuchnął śmiechem. - Co tak rżysz?
- 7 godzin będziesz się malować, układać fryzurę i ubierać? - Spytał.
- Nie. To będą tylko wstępne plany. Lau gdzie Ness? Musicie mi pomóc.
- Już tu idzie. - Na te słowa szatynka weszła do domu Lynchów.
- Laura! Vanessa! Chodźcie mamy mało czasu! - Blondynka zawołała dziewczyny do siebie. Van przechodząc obok Rikera tylko go pocałowała namiętnie i poszła dalej. Blondasek widocznie był smutny, że tak krótko. Po około godzinie oglądania telewizji postanowiliśmy zagrać w butelkę. Ja kręciłem i wypadło na Rikera.
- Pytanie czy wyzwanie? - Uśmiechnąłem się złowieszczo.
- Pytanie proszę mój kochany braciszku. - Odrzekł z głupkowatym bananem na ryjcu.
- No dobrze. Ile lasek miałeś przed Van? - Zapytałem z czystej ciekawości.
- Ummm... 6. - Zrobiłem minę "AYFKM?" - No dobra... chwila... była Anabell, Anabeth, Anna, Anita, Barbara... - Wymieniał tak chyba z 30 minut.
- Dobra kumam! Dużo! Tylko skończ. - Graliśmy tak do około 14, wtedy przyszła Delly i pokazała się nam. Wyglądała... według Ell'a "wow". Chyba to jedyny przymiotnik na jaki było go stać. O 16 pojechaliśmy do klubu i mieliśmy ostateczne próby przed koncertem. Był to dość spory budynek, zmieściłoby się tu kilka tysięcy ludzi, ale komuś nie chciało się chyba drukować więcej niż 1000 biletów. W końcu nastała godzina 19.
- Co tam LA!? - Krzyknął Riker do mikrofonu, a fani piszczeli. Zaczęliśmy grać melodię do Pass Me By, gdy nagle ziemia się lekko zatrzęsła, my nie przerwaliśmy, ale spojrzeliśmy na siebie. Wreszcie do klubu wbiegł jakiś człowiek, cały we krwi, krzyczał i potem wreszcie padł. A do nas weszło kilkuset umundurowanych żołnierzy. Źrenice mi się rozszerzyły, zaczęli strzelać, a tłum się rozproszył. My też rzuciliśmy się do ucieczki, ale zobaczyłem małą dziewczynkę, którą ten gość miał już postrzelić, była zaraz przy scenie i płakała... pobiegłem jej na pomoc i zasłoniłem ją swoim ciałem, oberwałem w brzuch... potem była tylko ciemność...
Obudziłem się w szpitalu, poczułem to od odoru różnych leków i od razu usłyszałem charakterystyczne, równomierne pikanie. Otworzyłem delikatnie oczy i zobaczyłem zapłakaną siostrzyczkę obok mnie, brzuch mnie potwornie bolał. Uśmiechnąłem się do niej i uścisnąłem jej rękę. Ona od razu się ożywiła i rozpromieniła. - Błagam Cię! Nigdy więcej mnie tak nie strasz! - Utuliła mnie, a ja nagle poczułem paraliżujący ból w okolicach brzucha, jednak nic nie mówiłem, bo ona była taka szczęśliwa. W końcu się odkleiła ode mnie. - Przepraszam, pewnie Cię to bolało.
- Nic się nie stało siostrzyczko. Ten ból to nic w porównaniu do tego jak miło jest widzieć Cię taką szczęśliwą. - Uśmiechnąłem się, ona też. - Rydel... co z tą dziewczynką? - Spytałem niepewnie.
- Ona? Przeżyła, nic jej się nie stało, Rocky ją wziął na ręce, a Rik zabrał Ciebie i cudem wszyscy uciekliśmy. - Kiwnąłem twierdząco głową na znak, że rozumiem.
 - A teraz powiedz mi kurna co się stało? - Nagle posmutniała, a jej oczy zaszły łzami.
- Ross... ja wiem, że to prawie niemożliwe, ale... wybuchła 3 Wojna Światowa. - Oznajmiła cicho, a ja zesztywniałem.
- Co? - Tylko tyle zdołałem z siebie wydusić.
- Ruscy i Niemcy wynaleźli ponoć jakąś broń, nie wiem o co chodzi. Postanowili wspólnie nas zaatakować, razem z Anglią i Polską.
- Co?! A my zagraliśmy tam takie wspaniałe koncerty! - Oburzyłem się i od razu tego pożałowałem.
- Panie Lynch, dostanie Pan wypis dopiero za tydzień. Na ten czas musimy przewieźć Pana do innej sali. - Oznajmił lekarz, wchodząc do mojego pokoju. Kilka innych doktorów wywiozło mnie, wtedy już nie widziałem Rydel przez tydzień...

*Rok później*
Dziś minął dokładnie rok od tego pamiętnego koncertu, od tamtych feralnych urodzin, w którym moje życie zmieniło się o 180 stopni. Teraz siedziałem w łazience i żyletką ciąłem sobie pierwszą w życiu kreskę... postanowiłem co rok w moje urodziny robić jedno cięcie, póki ten koszmar się nie skończy. Następnie zamierzałem sprawić, aby wszyscy pamiętali... Opłukałem ranę i zawinąłem bandażem, nic nie mówiłem rodzeństwu. Siedzieliśmy właśnie w jednej z naszych kryjówek. Nie było to jakieś zadupie i mieliśmy nawet przytulne mieszkanko, lecz codziennie o 6 wstawanie, aby uczyć się posługiwania bronią dawało się we znaki. Byłem zmęczony, miałem podkrążone oczy... to już nie ten sam Ross, który uśmiechał się zawsze kiedy mógł, nie byłem tym samym cieszącym się z życia nastolatkiem. Teraz byłem żołnierzem, który walczył o swoją Ojczyznę i starał się przeżyć. - "A kiedy będzie trzeba... pójdą na śmierć, jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec." - Odezwał się Rocky, który stał w drzwiach łazienki. Oczywiście nie było już śladu po tym, że się ciąłem i teraz tylko martwiłem się samym sobą.
- Wziąłeś to z ciasteczka z wróżbą? - Powiedziałem nie odrywając wzroku od lustra.
- Nie. Z książki, miło by było, gdybyś również ją przeczytał.
- Nie muszę, znam każde zdanie z niej na pamięć. - W końcu udaliśmy się do salonu gdzie czekała reszta z mojej rodziny i kilku znajomych, którzy mieszkali z nami. - Co robimy?
- Generał zabronił nam wychodzić... - Oznajmił jeden z zebranych, który miał na imię Jonathan, był wysokim szatynem.
- A od kiedy ty się tak generała słuchasz? - Zaśmiał się Rocky.
- Róbcie co chcecie idę się przejść. - Rzekłem i udałem się na zewnątrz, czasem siedzenie wśród tych ludzi irytowało mnie. Żyli sobie tak beztrosko, a tutaj w każdej chwili może ktoś przyjść i nas rozstrzelać, a nie walczyliśmy na froncie tylko dlatego, że byliśmy ochroną dla miasta. Ja, ta zgraja i wielu innych szkolących się. Nie mogli zająć nas, więc nie mieli ważnego punktu strategicznego. Nagle ujrzałem moich znajomych kiedy stali nad jakąś dziewczyną i torturowali ją. Sama w sobie osobniczka płci pięknej była nawet ładna. Podszedłem do nich. - Co tam Alex? - Zapytałem kumpla.
- A nic... jedna z nich, na przeszpiegi pewnie przyszła. - Oznajmił i spojrzał na nią z pogardą, ona się bała i mamrotała tam coś po Polsku.
- Jesteś pewien? Szpiedzy zwykle nie wyglądają na tak bezbronnych. - Zauważyłem.
- To tylko pozory. Zabieramy ją do dowództwa? - Spytał brunet kumpla.
- Możemy, ale wolałbym się trochę pobawić nową zabaweczką. - Powiedział Joe, ten drugi, i uśmiechnął się jak stary zboczeniec.
- Mhm. Nie wiem co na to generał, ale rób co chcesz... - Zdziwiłem się słowami przyjaciela.
- Pozwolisz mu tak normalnie ją zgwałcić? - Spytałem dalej zszokowany.
- A czemu nie? Oni nie zasługują w ogóle, aby żyć. Ross pamiętam Ciebie rok temu, jaki byłeś uśmiechnięty i zadowolony z życia, a teraz przez takie suki jak ona. - Wskazał na dziewczynę. - Nie możesz cieszyć się tym co masz i musisz walczyć codziennie o życie we własnej Ojczyźnie! - Uniósł głos.
- Mimo wszystko, zostawcie ją, ja zabiorę ją do dowództwa. - Oznajmiłem po cichu, a Joe się wyraźnie wkurzył.
- Nie będziesz mi odbierał całej frajdy z tej chrzanionej wojny!
- Zostaw ją. Przeliterować? - Mój ton był spokojny, ale stanowczy. Kumple dali mi wolną drogę do dziewczyny, a szatyn przeklął kilka razy pod nosem. Podniosłem ową damę z ziemi i zaniosłem do siebie. - Jak masz na imię? - Zapytałem, ale ona milczała, miała zamknięte oczy i płakała. - Nic Ci nie zrobię, słowo harcerza. Co prawda nigdy nie byłem w harcerstwie, ale grałem w jednym odcinku Austina i Ally gdzie byliśmy na obozie harcerskim, więc to prawie to samo.
- Kate. - Szepnęła cicho, ale ja ją usłyszałem.
- Ross, miło poznać. - Uśmiechnąłem się do niej, a ona lekko otworzyła oczy i odwzajemniła mój gest.
- Na żywo jesteś wyższy niż w telewizji. - Powiedziała ochrypniętym głosem, zaśmiałem się i odstawiłem ją na ziemię.
- Domyślam się, że mnie znasz. - Banan nie schodził mi z twarzy, ona kiwnęła głową w celu potwierdzenia. - Niewiele w tych czasach ja i mój były zespół mamy fanów, ale miło, że jeszcze ktoś o nas pamięta. - Rzekłem i dopiero do mnie dotarło, że doszliśmy pod mój dom. Otworzyłem drzwi i zaprosiłem Kate do domu. - Hejka rodzinko. - Przywitałem się z nimi, a oni odpowiedzieli krótkie "hej", nawet na mnie nie patrząc. Udałem się z dziewczyną do łazienki. - Jakby co to mój pokój jest zaraz na prawo. Przyjdź do mnie jak już się ogarniesz. Dowództwo mnie zabije... - Ostatnie słowa dodałem szeptem i udałem się do siebie. Chwyciłem tam gitarę i zacząłem grać. Stare piosenki zespołu typu "Ready Set Rock" czy inne piosenki z tamtej ep'ki, a również naszą piosenkę o skarpetkach. Nagle do mojego pokoju ktoś wszedł, była to Kate. Nie zauważyłem, że minęła już sporo ponad godzina.
- Co grałeś? - Spytała.
- Stare piosenki. Nie mieliśmy czasu napisać nic nowego od rozpoczęcia tej wojny. - Kiwnęła głową ze zrozumieniem, a ja zacząłem grać nową melodię, które nikt nie znał...
- Co to za utwór? - Zapytała kiedy skończyłem.
- Nazwałem to "Forget Abou You". Nie chodzi w niej o konkretną osobę tylko stare czasy sprzed tej wojny... kiedy skończymy szkolenie wyślą nas na front. Boję się tego, ale kiedy będzie trzeba to chwycę za broń i będę walczył w imię Ojczyzny. - Powiedziałem, aż nagle do pokoju wbił Riker.
- Ross wychodzimy, nie wiem kiedy będziemy. Siedź tu i nie wychodź jasne? - Kiwnąłem głową i usiadłem na łóżku. - A cóż to za piękna dama?
- Kate. - Odparła, słychać było u niej ten akcent z Polski, Rik spojrzał się na mnie złowrogo, ale nic już nie powiedział tylko opuścił pokój.

Rok 2014, 14 marzec.
Minęło trochę czasu odkąd Kate z nami jest i wszyscy się do niej przyzwyczaili oraz przekonali. Ja za to zaprzyjaźniłem się z nią tak jak kiedyś z Laurą... dalej wspomnienia o niej bolą... umarła tego dnia na koncercie, dowiedziałem się dopiero po wyjściu ze szpitala. Rydel dopiero wtedy raczyła mnie poinformować o zaistniałej sytuacji. Podobno jakiś żołnierz z Niemczech trafił ją w serce... prosto w jej serce, które biło tylko dla mnie. Tak mi wyznała w ostatnich słowach, czyli w testamencie. Przekazała w nim wiele ważnych słów. A co z Ness? Załamała się po jej śmierci, ale dalej żyje, u siebie w domu. Rik codziennie do niej chodził, ale teraz to się zmieni... ciekawe czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę ten sam uśmiech u każdego z nas. - Hej Rossy żyjesz? - Oznajmiła szatynka, wyglądała podobnie do Lau. Uśmiechnąłem się kiedy pomyślałem o mojej przyjaciółce.
- Jeszcze tak. - Nasze szkolenie zakończyło się około miesiąc temu, a walka na frontach się zaostrzyła, więc do wojska brali również kobiety. Kate była szkolona w swojej ojczyźnie, ale podobno nie mogła znieść tego co zrobili i chciała odpokutować za wszystkie krzywdy wyrządzone nam. Była córką głównego stratega i miała wszystkie ich plany w małym palcu, a jej pomysły też były niczego sobie. Jednak również była bardzo dobrze wyszkoloną żołnierką... a miała zaledwie 20 lat...
- Będzie dobrze. - Pocałowała mnie w policzek, a ja się lekko zarumieniłem, na szczęście w tej ciężarówce, w której byliśmy nikt tego nie dostrzegł. Wreszcie pojazd zatrzymał się, a my wybiegliśmy z niego jak jeden mąż i rozpoczęliśmy ostrzał wroga. Zdziwili się nagłymi posiłkami, a było nas sporo ponad tysiąc, więc mieliśmy wtedy przewagę. Schowaliśmy się w rowach i co jakiś czas wychylaliśmy się, aby móc trafić w tych padalców. W oddali zobaczyłem coś ciekawego, nagle poczułem u siebie zapomniany już dawno błysk w oku. Podbiegłem tam, nie ukazując nawet włosa i wsiadłem do działka mechanicznego, oraz zacząłem strzelać we wrogów. Nie odzywałem się słowem, po prostu patrzyłem z uśmiechem jak każdy z nich po kolei pada na ziemię. W końcu naboje się tam skończyły, przekląłem pod nosem i zszedłem z tego. Patrzyłem na resztę mojego rodzeństwa, na Rikera i Rockyego, którzy atakowali z taką samą rządzą jak ja. Na Delly, która miała ból w oczach zawsze kiedy kogoś zabiła. Na Ell'a, z którego oczu nie mogłem nic wyczytać, a wszyscy w mundurach i kamizelkach. To dało mi dużo do myślenia... nigdy nie pogodzimy się z tym co się stało, już nigdy nie będzie tak samo. Przeżyliśmy to jak nasze państwo było oblegane i już nigdy nie będziemy tak samo szczęśliwi, żyjąc w strachu, że znów nas zaatakują.

Rok 2015, 29 grudzień.
To był już 3 rok wojen, trzecie cięcie na moim ręku. Znów byliśmy w domu po dwóch miesiącach walki na froncie, Riker praktycznie całe dnie spędzał u Van, nie dziwiłem mu się. Kochał ją... ja siedziałem właśnie w łazience i myślałem co dalej. Takim sposobem nigdy nie uda nam się wygrać. Nie lepiej odpalić rakiety i rozpierdolić te trzy państwa w drobny mak? Moje przemyślenia przerwała mi osoba wchodząca do łazienki. - Hej Ross, jak się trzymasz? - Spytała dziewczyna.
- Jak mogę się trzymać? Moja Ojczyzna od trzech lat jest atakowana mimo, że trzymamy tych idiotów z dala od granic państwa to nie możemy ich odeprzeć. Zajęli połowę Ameryki Południowej, nie możemy długo z nimi walczyć...
- A co jeśli, by wypuścić 3 rakiety na Niemcy, Polskę i Rosję? Nie mogliby dalej walczyć.
- Też o tym myślałem, ale to nic nie da... zresztą zniszczymy twój rodzinny kraj, a tego byś chyba nie chciała co? - Spojrzałem w jej oczy.
- No... pewnie jeszcze dwa lata temu szukałabym zemsty, ale teraz chyba jakoś się z tym pogodzę. - Nie kłamała.
- Dobra, nawet jeśli to nie mamy na to wpływu. O tym zadecyduje prezydent.

Rok 2019, 29 grudzień.
Wojna się skończyła! Udało się, wrogowie się wycofali, gdy ich broń masowego zniszczenia nie zadziałała. Zresztą rozmowy dyplomatyczne podziałały. Z tego względu Barack Obama ma zapewnioną prezydenturę chyba do śmierci. Jednak mi nie było do śmiechu. Oczywiście cieszyłem się z powodu końca, ale jednak... kogoś z nas w tej gromadce brakowało. Tęskniłem za Lau i na zawsze będę za nią tęsknił. Była moją siostrą. - Co jest Rossiu? - Zapytała Delly.
- Dalej tęsknię za Lau. Nienawidzę tego dnia.
- Ale to twoje urodziny.
- I siódma rocznica jej śmierci. - Odparłem i przytuliłem moją starszą siostrzyczkę. Bardzo ją kochałem i nigdy nie chciałem jej stracić. Gdybym mógł cofnąć czas to bym to zrobił, poświęcił swoje życie dla Laury.
- Wojny nie ma już od 3 miesięcy. Ross czy ty nigdy nie będziesz szczęśliwy?
- Jestem naprawdę szczęśliwy. Wiem, że Lau jest tam szczęśliwa, ale... ja po prostu nie umiem sobie poradzić z tęsknotą za nią. To tak jakbyś ty odeszła, albo ktokolwiek z was.
- Wiem Rossiu wiem, ona była dla Ciebie ważna, ale wiesz co? Ona jest z tobą, jest tutaj. Obok Ciebie, w tobie. Jest wszędzie i będzie tu na zawsze. - Po tych słowach znów mnie przytuliła. Zacząłem myśleć nad jej słowami, uśmiechnąłem się. Ona miała rację, przecież Laura tutaj jest i zawsze będzie, nic tego nie zmieni. Będzie w moich wspomnieniach i jest w moim sercu. - "Forever and ever." - Powiedziałem do siebie i uśmiechnąłem się szerzej, tak jak zawsze to robiłem. Mój stary uśmiech wreszcie wrócił na twarz. Usłyszałem coś jakby chichot Lau, ale wiedziałem, że to ona. Jej dusza stoi obok mnie i się patrzy z rozbawieniem na twarzy. Wróciłem do mojej licznej już rodzinki, którzy robili imprezę. W końcu mogłem normalnie żyć...

sobota, 31 maja 2014

One shot o Rossie, Laurze i Mai cz. III

Oto i ostateczna część tego shota. Tutaj wszystko się wyjaśni i być może Raura będzie razem do końca, albo i nie... 3:) nic nie mogę obiecać, bo nie wiem co mi do tej główki wpadnie :3  Miłego czytania kochani.

*Tymczasem u Rossa*
"Kac morderca nie ma serca." Pomyślałem w pierwszej chwili jak się obudziłem. Otworzyłem powoli oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej, od razu po tym głowa mnie rozbolała koszmarnie. Ledwo zwlokłem się z łóżka i spojrzałem na zegarek. Była godzina 12. - Jeden dzień bez szkoły nic mi nie zrobi. - Rzekłem do siebie i poszedłem pod prysznic. W samych bokserkach wyszedłem z łazienki i wziąłem czyste ciuchy z garderoby. Następnie poszedłem do kuchni po wodę i tabletki przeciwbólowe, wtem rozległ się dźwięk mojego telefonu. Odebrałem prawie natychmiast. - Halo? - Powiedziałem maskując swojego kaca.
- Hej braciszku. Co tam u Ciebie? - Spytała jak zawsze uśmiechnięta Delly.
- Dobrze, a tam?
- Genialnie. Mam nadzieję, że nie masz nam za złe, że Cię zostawiliśmy, ale pomyśleliśmy, że chcielibyście mieć ten dom pusty razem z Laurą.
- Dobrze wiemy jaki niewyżyty seksualnie jesteś. - Powiedział głos w oddali, który należał do Ella.
- Sprawdzałeś to? - Zapytał Rocky, a ja się zaśmiałem.
- Zamknąć się! Rozmawiam! - Wrzasnęła blondynka, ale chłopacy coś mi uświadomili.
- Delly kochana muszę kończyć. Zadzwonię później! - Odezwałem się nagle i rozłączyłem jak najszybciej. Starałem się sobie przypomnieć co się działo w nocy... nie musiałem długo się męczyć, prawie natychmiast uświadomiłem sobie co ja zrobiłem. "Głupek!" Pomyślałem i wykręciłem numer do Lau.
- Słucham? - Odezwała się brunetka.
- Laura, kochanie. Musisz do mnie przyjść i to natychmiast. Proszę.
- Ross? Co się stało?
- Blagam, bądź u mnie za godzinę. - Rozłączyłem się, wiedziałem, że zacznie się ostatnia lekcja, która trwa 45 minut, a ze szkoły do mnie jest idealnie 15 minut drogi. Usiadłem na sofie i powoli sobie wszystko przypomniałem. Cały poprzedni dzień, całą tą noc, aż nie mogłem uwierzyć jak podstępnie mnie ta suka wykorzystała... Siedziałem tak wpatrzony w ścianę około 40 minut. W końcu zbliżała się godzina kiedy Laura miała do mnie przyjść, musiałem pomyśleć jak jej to delikatnie przekazać... Po 20 minutach wreszcie zadzwonił dzwonek do drzwi, otworzyłem niepewnie i wpuściłem brunetkę do domu.
- Co się stało takiego ważnego, że kazałeś mi tu przyjść? - Zapytała zmartwiona.
- Lepiej usiądź. - Dziewczyna wykonała moją prośbę. - Chcesz coś do picia? - Kiwnęła przecząco głową. - No dobrze.
- Ross wtedy to byłam zdziwiona, jak się rozłączyłeś to przestraszona, ale teraz jestem przerażona. Co się stało?
- No bo chodzi o to, że jestem głupkiem. Jestem debilem, głupkiem, idiotą, frajerem i kimś gorszym.
- Błagam Cię powiedz o co chodzi.
- Dobrze... tylko proszę, nie przerywaj mi. - Wziąłem głęboki wdech. - Chodzi o to, że... wczoraj jak robiliśmy tą imprezę z Maią. Poszło trochę alkoholu i... Ja... spędziłem z nią noc. - Moje oczy napełniły się łzami. - W-wiem, że nie powinienem, że jestem głupkiem i egoistą, nie mam wytłumaczenia na to, przepraszam. Nie wiem czemu to zrobiłem, przepraszam. Wiem, że pewnie nigdy Mi nie wybaczysz. Nie będę Cię o to prosił, możesz zrobić ze mną co chcesz, uderzyć mnie, nakrzyczeć na mnie, powiedzieć, że jestem najgorszym chłopakiem i nie chcesz mnie znać. - Rozpłakałem się na dobre. Bałem się spojrzeć w jej oczy, czekałem co zrobi. Byłem przygotowany na wszystko. Usłyszałem po chwili cichy szloch i trzaśnięcie drzwiami, zsunąłem się z kanapy i płakałem cały czas. Wtedy rozdzwonił się mój telefon, na wyświetlaczu było "Delly". Jak mi teraz był ktoś potrzebny, aby się wygadać, ale to nie rozmowa na telefon. Odebrałem po chwili.
- Hej Ross! - Powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Hej Delly. - Rzekłem ponuro, zachrypiałym głosem
- Rany! Bracie co Ci się stało!? Kogo mam zabić? - Zaśmiałem się lekko pod nosem, kochana siostrzyczka, zawsze zmartwiona.
- Chciałbym Ci to opowiedzieć, ale to nie rozmowa na telefon.
- Jasne, chciałam Ci tylko oznajmić, że nasz pobyt na wakacjach trochę się skróci i wracamy już jutro. Wtedy mi ładnie wszystko wyśpiewasz, a ja z patelnią pójdę do tego kto Cię zranił. - Czułem, że uśmiecha się sadystycznie.
- Siostruś, kocham Cię, ale na pewno nie chcesz pojechać do tego szpitala psychiatrycznego?
- Zwariowałabym tam. - Zaśmialiśmy się, ona zawsze potrafiła sprawić, że się uśmiechnę.
- To do zobaczenia jutro.
- Jasne, samolot przylatuje o 10. - Uśmiechnęła się i rozłączyła, mimo tego, że czułem się lepiej, to dalej byłem zły... na siebie, byłem taki słaby. Nie jestem odpowiedni dla Laury... niech znajdzie sobie kogoś kto będzie ją kochał tak mocno jak ja i nie będzie popełniał tych samych błędów. Nie miałem co robić przez resztę dnia, chciałem o tym zapomnieć. Lau z pewnością mi nigdy nie wybaczy, muszę przestać płakać, najważniejsze, że zrobiłem co się dało. Starałem się, ale te promile alkoholu we krwi zupełnie mnie przyćmiły. Wybrałem numer do jedynej osoby, która będzie w stanie odwieźć mnie od myśli samobójczych. Już po chwili rozległ się sygnał, potem drugi i rudy odebrał.
- Calum stary! - Rzekłem trochę ożywiony.
- Ross? Wieki się nie widzieliśmy co nie?
- No właśnie. Ja o tym, musimy się spotkać i to natychmiast.
- Jasne, może u mnie?
- Wolałbym nie wychodzić do ludzi, wyglądam co najmniej okropnie.
- Spoko, będę za 10 minut. - Rozłączył się, a ja poszedłem do łazienki. Wyglądałem źle, bardzo źle, byłem zdecydowanie wrakiem człowieka. Blady, podkrążone i opuchnięte oczy, włosy poczochrane, co zazwyczaj dodawało mi uroku, ale nie dzisiaj. W połączeniu z resztą wyglądałem jakbym wstał z grobu, albo miał ochotę na ludzką krew. W końcu rozległ się dzwonek do drzwi, otworzyłem je, a przyjaciel pisnął ze strachu.
- Aż tak źle? - Zapytałem.
- Co się stało? - Zdziwił się, ale i przeraził. Pokazałem mu, aby wszedł do środka i tak zrobił, usiadł na kanapie.
- Napijesz się czegoś?
- Daj tu wodę. - Poszedłem do kuchni i nalałem szklankę picia, oraz wróciłem do kumpla. - Mów stary co się dzieje?
- Raczej nie chcę znów tego wspominać. Chciałbym tylko, abyś mi pomógł się pozbierać. W skrócie chodzi o to, że zdradziłem Lau, ona mi tego nie wybaczy, jestem tego świadom i chcę jakoś znów zacząć żyć. Nie mówię od razu o chodzeniu na dziwki i chodzenia na imprezy co dzień. Chcę po prostu znów poczuć, że mam po co żyć.
- Rozumiem. To może... maraton horrorów? - Spytał z tym swoim błyskiem w oku.
- Za wcześnie na horrory. Co powiesz na komedię? - Rudzielec z uśmiechem się zgodził i włączyliśmy najlepszą jaką znałem czyli... Kac Vegas. Widziałem to 100 razy, ale zawsze się śmiałem jak to oglądałem, potem włączyliśmy Szybkich i Wściekłych. Poczułem się nieco lepiej, ale nie potrafiłem o niej zapomnieć tak bardzo ją kochałem. Przyjaciel musiał to zauważyć bo zatrzymał film.
- Jeśli aż tak bardzo ją kochasz to walcz o nią. Nie pozwól, aby taki feralny wypadek popsuł tą miłość między wami.
- Przestań Calum gadasz...
- Nie gadam bez sensu, kochasz ją, a ona Ciebie. Lau nie będzie potrafiła tak po prostu o tobie zapomnieć.

*Tymczasem u Laury*
- Raini gadasz bez sensu. Ross na pewno mnie już nie kocha.
- Laura czy ty siebie słyszysz? On Cię kocha jak nikogo innego, nie potrafi bez Ciebie żyć i pewnie włosy z głowy sobie rwie jak tu Ciebie odzyskać! Przecież dobrze pamiętasz jak się poznaliście prawda? - Powiedziała, a ja się uśmiechnęłam... to był najlepszy dzień mojego życia. Szłam sobie normalną drogą, aż tu nagle ni stąd ni zowąd pojawił się Rossy i wylał mi kawę. Przepraszał mnie cały czas, a ja tylko się z niego śmiałam. Zawsze miałam do siebie dystans. Użyczył mi bluzy, abym mogła zakryć plamę i zaoferował mi, żebyśmy wyszli gdzieś całą paczką, byłam wtedy na mieście z Raini. Zupełnie zatraciłam się we wspomnieniach. " - Hej nie musisz przepraszać! Nie obraziłam się...
- Jestem Ross. - Podał mi rękę z uśmiechem.
- Laura. - Odwzajemniłam gest. - To jest Raini. - Po chwili przedstawił nam się też rudy. To na pewno będzie piękna przyjaźń. Bawiliśmy się cały dzień na plaży. Przy okazji wyprałam sobie po części koszulkę i mokra musiałam około 21 wrócić do domu, Ross mnie odprowadził, a Calum, Rai.
- To co spotkamy się jutro we czwórkę? - Zaoferował blondyn.
- No pewnie. Dalej mi wisisz tą kawę. - Uśmiechnęłam się do niego, a on lekko się zaśmiał i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Lekko się zarumieniłam, ale on na szczęście tego już nie widział."
Od tamtego dnia mi się spodobał... niby miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, sama w nią nie wierzyłam. Najpierw, aby się w kimś zakochać trzeba go poznać, ale ja podczas tego jednego dnia poznałam Rossa na wskroś. Gadaliśmy o wszystkim tego dnia i się poznaliśmy, każdy z nas opowiedział sobie historię życia, jedni mieli lepszą, inni trochę smutniejszą, ale ważne, że teraz są szczęśliwi. Kilka miesięcy potem zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi, nie rozłączni... pewnego dnia Ross wpadł do mnie z nieoczekiwaną wizytą.
"- Ross? Co ty tu robisz? - Mówiąc to pocałowałam go w policzek, zawsze się tak witaliśmy, to już tradycja u nas.
- Rikera aresztowali i nic mi nie chcieli powiedzieć... rodzeństwo zakazało mi tam jechać i pewnie gdzieś tutaj czai się Rocky i mnie śledzi. - Oczy mu się zaszkliły, a ja go mocno uściskałam.
- Wejdź. - Powiedziałam, a chłopak wykonał polecenie. - Chcesz się napić? - Spytałam.
- Może soku jabłkowego. - Kiwnęłam głową ze smutnym uśmiechem i poszłam do kuchni, nalałam mu picia i przyniosłam przyjacielowi. Zawsze kiedy on był smutny czułam się jakby coś we mnie pękało, automatycznie ja też nie potrafiłam się z niczego cieszyć. Blondasek cały czas wlepiał wzrok w podłogę powoli sącząc swoje picie.
- Opowiesz mi co się stało? - Spytałam przerywając ciszę.
- Tak. Normalnie wstałem o 10 i zrobiłem sobie śniadanie, potem pograłem z braćmi na konsoli i około 13 wbili policjanci pytając się czy zastali Rika. Skuli go, choć on się opierał. Rydel od razu się rozpłakała, a Rocky wyglądał jakby chciał mu przywalić i to ostro. Zawsze się o nią martwił, chociaż Ellington od razu ją zaczął pocieszać za co to ja miałem ochotę walnąć jemu. No nie ważne. Tak więc zabrali go, ale żaden z nich nic mi nie powiedział i zabronili mi się z nim widzieć. Delly i Ell od razu prawie pojechali to wyjaśnić, a Rocky miał mnie pilnować. - Kiedy to mówił łzy nachodziły mu do oczu.
- Spokojnie Rossy. - Otarłam mu lecącą ciecz z policzka. - Nie możesz się tak przejmować, to na pewno jakieś nieporozumienie i Rik zaraz wyjdzie. - Ja do niego mówiłam, a ten cały czas patrzył w moje oczy. Oblałam się rumieńcem, a on się uśmiechnął pod nosem.
- Wiesz... chciałem jeszcze coś Ci powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch. - W tej chwili oboje patrzyliśmy sobie w oczy i żadne z nas nie chciało przestać.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - Kiwnęłam głową. - Cały czas wiszę Ci kawę. - Zaśmiał się... no i rozwalił taki romantyczny moment, ten zwijał się ze śmiechu, a ja miałam ochotę rąbnąć go w łeb, ale słodko wyglądał jak się śmiał. Po około 30 minutach się ogarnął i spokojnie już siedział na sofie. - Dobra, przepraszam. - Powiedział z uśmiechem, pokiwałam głową z dezaprobatą. - A na poważnie chciałem Ci powiedzieć coś innego i tylko odwlekam to w czasie... - Rzekł niepewnie. - Obiecaj, że mi nie przerwiesz.
- Obiecuję. - Uśmiechnął się lekko.
- W sumie to też nawiązuje do naszego pierwszego spotkania. Odkąd tylko Cię ujrzałem to mi się spodobałaś. Normalnie nie przepraszam tyle razy dziewczyny i nie czuję się przy niej taki zmieszany. Ty odkąd Cię zobaczyłem otumaniłaś moje zmysły i sprawiłaś, że widziałem tylko ciebie. Dlatego zaproponowałem spotkanie we czterech. Calum cały czas mnie pilnował, żebym nie zrobił czegoś głupiego. Na plaży kiedy byłaś cała mokra, głównie przeze mnie, wyglądałaś jeszcze piękniej, do tej pory umiem odtworzyć każdy szczegół związany z tobą. Kiedy się żegnaliśmy nie umiałem się powstrzymać i musiałem pocałować Cię w policzek. Po tych kilku miesiącach znajomości teraz wiem... zakochałem się w tobie, odkąd tylko się poznaliśmy i nigdy nie potrafiłbym pokochać nikogo tak bardzo. - W tej chwili spojrzał na mnie, a ja oszołomiona patrzyłam na niego. - Nie... zapomnij, to głupie. Przepraszam, że ci to powiedziałem, nie powinienem. - Mówił i chciał wyjść.
- Ja też. - Odwrócił się w moją stronę. - Ja też Cię kocham. - Oznajmiłam podchodząc do niego i całując go namiętnie, on to odwzajemnił i objął mnie w talii."
- Laura!! - Wrzasnęła przyjaciółka i wybudziła mnie z mojego świata.
- Wybacz, odpłynęłam.
- We wspomnieniach? - Kiwnęłam głową.
- Dalej go kochasz, a skoro tak jest  to musisz mu wybaczyć. - Przytuliłam moją przyjaciółkę.
- Mimo wszystko niech się namęczy. Muszę mieć pewność. Musi pocierpieć, niech poczuje się tak jak ja.
- Jak chcesz, ale żebyś nie posunęła się za daleko. - Raini spojrzała na zegarek. - O rany, ale już późno! Powinnam wracać do domu. Do zobaczenia skarbie! - Przytuliła mnie i prawie wybiegła z domu, ehhh wiecznie spóźniona Rai.
Następnego dnia trzeba było iść do szkoły. Obudziłam się o 7 i poszłam od razu do łazienki. W budynku szkolnym znalazłam się około godziny 7:50. Podeszłam do swojej szafki i ogarnęłam co teraz mamy... - Ehhh matma. - Powiedziałam do siebie i wyciągnęłam książki do owego przedmiotu. Kiedy zamknęłam szafkę ujrzałam twarz blondyna, którego pomimo tej krzywdy, którą mi wyrządził, dalej go kochałam.
- Przepraszam Cię, przepraszam. Jestem głupim, idiotycznym egoistką i nie zasługuję na Ciebie. - Zignorowałam jego słowa i poszłam do sali, obejrzałam się za nim tylko raz. Płakał opierając się o szafki... podczas naszej kilkuletniej znajomości łzy poleciały mu tylko dwa razy... wtedy kiedy aresztowali Rikera i wtedy kiedy mi powiedział, że mnie zdradził. Po drodze spotkałam Maię.
- Gratuluję Ci. - Powiedziałam przechodząc obok niej.
- Niby czego? - Zdziwiła się lekko.
- Jesteś głupia tak sama z siebie czy ktoś Ci za to płaci?! - Uniosłam się poważnie wkurzona. - GRATULUJĘ! Rozjebałaś związek mój i Rossa! Jesteś z siebie dumna!? Osiągnęłaś to co chciałaś od początku! Brawo! Medal chcesz za to? Możesz się ze mnie śmiać! Mówić, że jestem głupia! Że niepotrzebnie się nabrałam, chciałam Ci jeszcze pomóc, ale wiesz co?! Sama radź sobie w tym zakichanym życiu bez rodziców i życzę Ci z całego serca, abyś nigdy więcej ich już nie spotkała! - Wykrzyczałam jej to prosto w twarz, a Ross patrzył na mnie w osłupieniu, cała szkoła chyba na nas tak patrzyła.
- Wiesz co?! Ja przynajmniej jestem szczęśliwa z tego kim jestem! A ty?! Niby co? Rozpuszczone dziecko, które zawsze miało wszystko podane na tacy! Niby chodzisz do szkoły i jesteś inteligentna, ale prawdziwą szkołą jest szkoła życia i jeśli tam nie odrobisz lekcji to masz przejebane! Wychowywałam się tak całe życie, że bycie suką oznacza przetrwanie! - Odeszła ze łzami w oczach. Ja po chwili też wybiegłam z budynku, poszłam do parku nie zważając na to, że na korytarzu rzuciłam książki w pizdu i biegłam tutaj. Płakałam cały czas, nie życzyłam tego dziewczynie, ale... to po prostu ze mnie wyszło, byłam wściekła. "Należało jej się... niech wie jak ty cierpisz."
"Nikt nie zasługuje na takie życie. Każdy powinien mieć rodziców." Moje sumienie kłóciło się ze mną w głowie, a ja po prostu nie miałam już sił. Ruszyłam do domu, miałam nadzieję, że Ness już wróciła z pracy. Musiała służbowo wyjechać na parę dni, dziś już powinna być w naszym mieszkaniu.

*Tymczasem u Mai*
Płakałam cały czas w moim po części sekretnym miejscu. Po części, bo Ross też już je znał, ale nie liczyłam, że tu przyjdzie. Nie chciałam teraz nikogo widzieć. Może i byłam twardą suką, ale Lau nie powinna była poruszać tematu moich rodziców, zawsze się bez nich wychowywałam, ona nie wie jak to jest. Ona zawsze miała piękne życie i niesamowitych przyjaciół ja nigdy nic takiego nie miałam. - Hej wszystko okej? - Odezwał się głos chyba mojego jedynego przyjaciela.
- Odejdź, nie mam ochoty z nikim gadać. - On usiadł i objął mnie ramieniem, mimo wszystko przytuliłam się do niego.
- Nie jesteś złą dziewczyną. Ja to wiem... po prostu popełniłaś kilka błędów, ale możesz je naprawić. Jestem pewien, że sobie poradzisz. - Uśmiechnął się do mnie, a ja spojrzałam w jego piękne szare oczy.
- Ty to zawsze umiałeś mnie pocieszyć. Przepraszam, że wciągnęłam Cię w to wszystko.
- Wybaczam Ci. Przeproś Rossa i Laurę. - Kiwnęłam lekko głową.
- Ale na razie chcę tu zostać. Sama. - Oznajmiłam mu, a ten zrozumiał to i powoli wstał.
- Jak będziesz gotowa przyjdź do mnie, razem tam pójdziemy i mu wszystko wyjaśnimy. - Odszedł, a ja byłam znów jedynym człowiekiem w tym miejscu. Nagle poczułam rękę na swoim ramieniu, odwróciłam się delikatnie. Ten dotyk był taki... slaby, jakby miał się zaraz rozpłynąć. To kogo tam zobaczyłam mnie zdziwiło.
- Tata? - Ledwo wydusiłam nawet to słowo. Postać mojego Ojca była słabo widoczna, uśmiechnęłam się szeroko, ale on był smutny. - Czemu się smucisz? - Spytałam.
- Ponieważ moja najukochańsza córeczka przeszła na złą drogę. - Zacisnęłam oczy na jego słowa.
- Zawiodłam was. Przepraszam. - Duch podszedł do mnie i mnie przytulił. Poczułam to bardzo mocno.
- Córeczko, ty nigdy nas nie zawiedziesz. Musisz przeprosić tych ludzi. Liczyć na to, że Ci wybaczą. Nie możesz być taka. Nie tak Cię wychowaliśmy... albo raczej nie tak chcieliśmy Cię wychować. Nigdy nie chciałem was zostawiać. Mama też... przepraszam, że was zostawiliśmy.
- Nic się nie stało. Najważniejsze jest, że zawsze będziecie z nami w naszych sercach. - Mężczyzna uśmiechnął się i znów mnie uściskał.
- Muszę już iść. Pamiętaj o tym, że zło nie jest odpowiednią drogą kochanie... - Oznajmił i zniknął. Odetchnęłam głośno i wstałam oraz udałam się do mojego przyjaciela. Otworzył mi drzwi kiedy zapukałam.
- Gotowa? - Kiwnęłam tylko głową, a ten wyszedł i zamknął drzwi. - Do kogo najpierw?
- Do Rossa. - Rzekłam niepewnie i udaliśmy się do domu blondyna. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili otworzył najstarszy brat chłopaka.
- Słucham? - Powiedział sucho, chyba Rossy już mu się wyspowiadał.
- Jest twój brat? - Spytałam cicho.
- Jest, ale nie wiem czy będzie chciał z tobą gadać.
- Riker możesz nie ufać jej, ale chyba mi tak, nie? Po prostu uwierz mi, że ona ma dobre intencje.
- No dobra. - Wpuścił nas. - Ross masz gości! - Krzyknął i poszedł widocznie do siebie, do nas wyszedł wrak człowieka i to zupełny.
- Stary wyglądasz gorzej niż kiedy widziałem Cię wczoraj! - Przeraził się mój przyjaciel, a ja zmartwiłam się jego wyglądem.
- Mhm... co ty tu robisz z nią? - Zadał pytanie, teraz już nie ma odwrotu, teraz trzeba będzie mu powiedzieć wszystko.
- On jest moim przyjacielem i to on mi pomagał zawsze uprzykrzać Ci życie, mimo, że tego nie chciał. Robił to dla mnie. Przyszłam tutaj, żeby Cię przeprosić, nie chciałam was zranić, wiem, że to co robiłam było złe. Postaram się zmienić... na początek zapewne wyprowadzę się z miasta, a potem zobaczymy. - Oznajmiłam mu, a blondasek patrzył się na nas nie mogąc nic wydusić.
- Czy ty to też Calum słyszałeś? - Zapytał dla pewności. - Maia, wszystkiego się po tobie spodziewałem, nawet tego, że zaciągniesz mnie do łóżka, ale słów typu "przepraszam" i "nie chciałam" nigdy nie myślałem, że je od Ciebie usłyszę. - Milczał chwilę. - No dobrze, wybaczę Ci... mimo tego, że nie powinienem to Ci wybaczę, ponieważ wiem, że żałujesz.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się lekko, a chłopak przytulił mnie lekko, wtuliłam się w jego ramiona, lecz po chwili już się odkleiłam. - Muszę iść przeprosić Laurę, ciekawe czy ona będzie taka wyrozumiała. Jeszcze raz przepraszam - Oznajmiłam Rossyemu i wyszłam razem z rudym. - Dzięki za wszystko. - Przytuliłam go mocno. W końcu ruszyliśmy do domu brunetki. Z każdym krokiem byliśmy coraz bliżej, a ja coraz bardziej się bałam. Wreszcie zapukałam do drzwi, Lau uchyliła je lekko.
- Czego chcesz? Nie dość mi życie zniszczyłaś? - Spytała oschle.
- Ja chciałam tylko...
- Nie interesuje mnie to. Możesz mówić mi teraz co chcesz, nic to nie zmieni, już i tak nie mogę poczuć się gorzej.
- Laura wysłuchaj jej. - Odezwał się Calum, a ona spojrzała na niego.
- A ty co jej przyzwoitka?
- Lau chciałam Cię przeprosić za to, że wyrządziłam Ci tyle krzywd, wiedz, że naprawdę żałuję tego co zrobiłam.
- Poczekajcie tu. - Poszła po coś i zaraz wróciła ze szklanką w ręku. - Rozbij ją. - Poleciła, a ja zdziwiona na nią popatrzyłam. - No rozbij, spokojnie nic Ci nie zrobię, mam ich pełno. - Rzuciłam nią z impetem na ziemię tak, że rozwaliła się na kilkaset kawałków. - A teraz powiedz przepraszam. Poskłada się? - Spytała, a mnie zamurowało. - No właśnie. To wszystko na dzisiaj, dobranoc. - Zatrzasnęła mi drzwi przed nosem, a ja rozpłakałam się w ramionach rudego.
- Ja naprawdę żałuję. - Powiedziałam pociągając nosem.
- Wiem. Przykro mi... chodźmy może do Ciebie co?
- Nie. Chcę zostać sama. Ty idź do siebie, ja pójdę do siebie, nie mam ochoty teraz na jakiekolwiek towarzystwo. Przepraszam. - Pocałowałam go w policzek i poszłam do siebie. Laura mi coś uświadomiła, jestem złą osobą. To, że kogoś przeproszę nie oznacza, że ten ktoś się pozbiera. To piętno zostało w nich zapieczętowane i za każdym razem będą się bać, że ja znów coś zrobię. Był tylko jeden sposób, aby oni mogli być szczęśliwi...
Ruszyłam do swojego budynku, był to dość duży blok mieszkalny, miał około 10 pięter... weszłam na dach i zadzwoniłam jeszcze ten ostatni raz do Caluma. - Halo? - Odebrał rudzielec.
- Przepraszam Cię za wszystko co Ci zrobiłam... - Chciałam się rozłączyć.
- Zaraz Maia! Co ty robisz? Gdzie jesteś? - Zapytał, ale nic nie usłyszałam, ponieważ zakończyłam połączenie.
- Zawsze będziesz dla mnie jak drugi brat. - Powiedziałam teraz do siebie, ale miałam nadzieję, że to wie. Wykręciłam numer do Rossa.
- Maia? Po co dzwonisz? - Spytał delikatnie.
- Chciałam Cię jeszcze raz przeprosić. Obiecuję, że już nigdy nie będę wam zawracać głowy. Nigdy mnie nie spotkacie. Przysięgam i Bóg mi świadkiem.
- Maia co ty chcesz zrobić? - Usłyszałam tylko i zakończyłam połączenie, znów. Pod mój blok podjechał motor, z siedzenia pasażera zszedł mój rudy przyjaciel. Odwróciłam się tyłem do krawędzi i przodem do wejścia na dach, rudy już tu był.
- Maia nie rób tego! - Krzyknął, zaśmiałam się. Tak samo powiedział Ross do McKenzie jak ona chciała wejść na tą niebezpieczną falę.
- Muszę to zrobić, inaczej oni nigdy nie będą szczęśliwi.
- Nie! Nie pozwolę Ci! - Mówił, płacząc.
- Nie płacz po mnie, szkoda łez. Będę przy tobie już na zawsze, w twoim sercu. Będę Cię obserwować i przysięgam, że kiedy będę z tobą to nigdy Ci się nic nie stanie. - W tym czasie na dach wbiegli Lau i Ross.
- Maia kurwa nie rób tego! - Wrzasnął blondyn, który był bliski płaczu.
- Skąd wiedzieliście, że tu jestem?
- Calum nam wysłał twój adres. - Rzekła brunetka. Zaśmiałam się pod nosem.
- Dziękuję wam za wszystko. - Oznajmiłam i bezwładnie opuściłam swoje ciało w dół. - Jestem Bogiem i wam to udowadniam, robię Magika. - Zawołałam do nich i uśmiechnęłam się, oni płakali za mną jak spadałam. Mimo tej krzywdy, którą im wyrządziłam oni wciąż płakali po mnie. W końcu uderzyłam o ziemię, przez kilka sekund towarzyszył mi okropny ból, ciągnęło się to w wieczność, aż wreszcie nie czułam już nic. Praca mojego serca się zatrzymała, wszystkie narządy zamarły, a ja sama odeszłam do moich rodziców...
_________________________________________
MASZ TY WREDNY ŻELKO JADKU! ;-; Zabiłam ją jak prosiłaś xD
Oto i koniec tego shota, jak widzicie sprawy z Raurą nie rozwiązałam, ale spodziewajcie się, że po pogrzebie Mai bym ich połączyła... jak wam się podoba? Oceniajcie :) Mam nadzieję, że jest chociażby znośny xD
Do napisania kochanieńcy!

sobota, 24 maja 2014

One shot o Rossie, Laurze i Mai cz II

I jak pierwsza część? Od razu ostrzegam, nie wnioskujcie zbyt szybko, bo możecie się zawieść. Tzn. Tak Maia jest ta zła, ale nie do końca, ktoś jej pomaga. Zapraszam do czytania :)


- Jak to?! To niemożliwe! - Wrzasnęła Maia, widocznie oburzona rolą złej jędzy.
- Coś nie tak kochana? - Spytała nauczycielka.
- Czemu to ja gram Sharpay, a Laura Gabriellę?
- Cóż jakby to ująć... Ross i Laura są parą od dłuższego czasu, ty za to usilnie chcesz poderwać Rossa, ale nic Ci z tego nie idzie. - Spojrzeliśmy na siebie przerażeni. - No co... nie myślcie, że nie wiem co się dzieje w tej szkole. - Zaśmiała się kobieta, a my razem z nią.
- No Maia, przynajmniej nie będziesz musiała grać, jędzą to ty się chyba urodziłaś. - Oznajmił Ross, obejmując mnie ramieniem.
- Kotku wystarczy. - Szepnęłam mu na ucho tak, że tylko on to usłyszał. Posłuchał mnie i już po chwili się uspokoił.
- Wracając do lekcji. Kiersey, przygotowałaś coś dla nas? - Dziewczyna kiwnęła głową.
- Do wykonania tej piosenki potrzebuję kilku osób, aby mi zagrały. Laura, Ross, Michael i Nathan. - Wywołała nas, więc weszliśmy na scenę, ale zauważyłam, że nuty dała tylko Michaelowi i Nathanowi. - Tą piosenkę Lau i Ross powinni bardzo dobrze znać. - Rzekła i zaczęła grać dobrze znaną nam melodię, od razu się przyłączyliśmy, a potem chłopacy...

(Na na na na na)
I love the way you love me
(Na na na na na)
I said love the way you love me
(Na na na na na)
I love the way you love me
(Na na na na na)
I said love the way you love me

Tymi słowami zakończyła śpiewać utwór pt. "Love Me Like That". Oryginał był w wykonaniu Rydel, ale ona też nieźle go zaśpiewała. Kiersey była miłą osobą, bardzo się lubiłyśmy mimo, że zanim zaczęłam się spotykać z Rossem to ona próbowała go wyrwać. Każda na niego leci, niestety...
- Wspaniale! Kto następny? - Spytała... lekcje minęły nam na tym, że w większości śpiewaliśmy, przynajmniej na tych dwóch pierwszych. Później był znów wf, a jako że dostałam zwolnienie od lekarza mogłam popatrzeć na Rossa, bo akurat tak się złożyło, że dzisiaj mieliśmy zajęcia razem. Była wczesna wiosna, ale w LA zawsze jest gorąco, chłopacy przeważnie grali w nogę, a Ross przy tym zawsze zdejmował koszulkę, nic chyba dziwnego, że nie chciałam siedzieć z dziewczynami... musiałam pilnować czy jakaś jędza się do niego nie przyplącze.
- Jest niesamowity, nie? - Zapytała nagle Kiersey, dosiadając się do mnie.
- I cały mój. - Rzekłam na co ona się zaśmiała. - Szkoda tylko, że Maia nie umie tego zrozumieć.
- Słuchaj... miałam z nią do czynienia już w podstawówce i... ona taka nie była. Przyjaźniłyśmy się. Coś ją zmieniło... pewnego dnia w ostatniej klasie nie była tą samą uśmiechniętą Maią Mitchell, którą znałam i kochałam. Była wredna, nawet dla mnie, zmieniła się o 180 stopni. Nie wiem nawet czy jest w tej budzie chłopak, prócz Rossa, który z nią nie spał. Jednak kiedyś udało mi się wydobyć z jej brata co się stało... podobno jej rodzice zginęli podczas napadu na bank, musieli akurat coś tam załatwić. Byli bogatą rodziną... jednak bandyci chcieli tylko obrabować bank, mimo majątku nie chodziło im o nich. Zostali przy okazji wynajęci do zabicia pewnej pary. Mieli ich zdjęcie, ale... tego dnia pomylili się. Byli to jacyś amatorzy i policja szybko ich złapała... ale to nie zwróciło życia jej rodzicom. Dostali dożywocie. Co z tego skoro za 25 lat od wyroku mogą wyjść za dobre sprawowanie? Maia i jej brat trafili do domu dziecka, ona już stamtąd wyszła 2 lata temu, ale... nie umiała się pozbierać, przez kilka pierwszych tygodni ją odwiedzałam codziennie. Płakała cały czas, aż w końcu powiedziała, że nie chce mnie znać. - Spojrzałam na dziewczynę przerażona, ale też zszokowana. Była taką suką przez śmierć rodziców? - Wkrótce została aktorką, ale nie zmieniła stylu życia... chodziła do szkoły, śpiewała i robiła to co kocha. Tylko dla ludzi była taka potworna.
- Co ja zrobiłam? - Szepnęłam do siebie. - Cały czas pozwalałam Rossowi, aby ją traktował tak chamsko, nawet obrażał. Po prostu wywnioskowałam, że jest suką, nie próbując dojść przyczyny. Może udałoby mi się jej pomóc...
- Niestety. - Spojrzałam na szatynkę. - Jestem coraz bardziej przekonana, że ona się nigdy nie zmieni. To jest jej sposób zapomnienia o tym wypadku.
- Zginęli przez pomyłkę... przez pomyłkę jakichś idiotów?! - Prawie krzyknęłam, na szczęście chłopacy byli zajęci grą.
- Niestety... są ludzie i parapety, ale żeby się klamką urodzić? - Zaśmiałam się lekko. - Jest chyba tylko jedna osoba, którą ona kocha i, której nie skrzywdzi nigdy.
- Jej brat. - Powiedziałyśmy równo. Nawet nie zauważyłam kiedy wf się skończył, a więc i moja rozmowa z przyjaciółką.
- Laura co jest? - Zapytał Ross, byłam strasznie zamyślona od naszej rozmowy, aż wreszcie zauważyłam idącą dziewczynę, o której rozmawiałam właśnie z Kiersey.
- Maia! - Zawołałam za nią, a ona się odwróciła lekko zdziwiona, ale w jej oczach nadal widziałam złość, prawie idealnie maskującą smutek... właśnie prawie... kiedy teraz o tym wiedziałam potrafiłam dostrzec jej ból.
- Co chcesz? Nie dość mi już plany psujesz? - Rzekła zła.
- Przepraszam. - Powiedziałam, a Ross i brunetka spojrzeli się na mnie dziwnie.
- Co? - Powiedzieli razem.
- Przepraszam. To ja pozwalałam Rossowi tak na Ciebie wyzywać i poniżać Cię, chociaż jedno moje słowo i by przestał. Dokuczał Ci, chociaż oboje nie wiedzieliśmy czemu taka jesteś. - Ross teraz patrzył na mnie ostro zdziwiony, a Maia... osłupiała, nie wiedziała co powiedzieć. - Ale wiec jedno, nie ważne jakimi kanaliami byli tamci idioci... nie każdy taki jest. Zachowując się tak pomyśl o swoich rodzicach, jak na Ciebie patrzą. Oczywiście, że są z Ciebie dumni, bo w pewien sposób sobie poradziłaś, ale jednak sprawiasz im zawód tym jak się zachowujesz. No, bo popatrz. Czy jest w tej szkole chłopak, który z tobą nie spał... oczywiście prócz Rossa. - Dziewczyna nadal nic nie mówiła, ale widać było, że te słowa do niej dotarły. Odeszliśmy wraz z moim ukochanym grzybkiem prosto do szafek.
- Co to było? Po raz pierwszy widzę, aby tak długo siedziała cicho. - On chyba sobie nie zdawał sprawy z tego co jej się stało.
- Ross! Uspokój się! Ona straciła rodziców! Rozumiesz to? S-T-R-A-C-I-Ł-A! Nigdy ich nie odzyska! Jak ty byś się czuł, gdyby Mark i Stormie zginęli przez przypadek? Albo, któreś z twojego rodzeństwa!... Nie umiałbyś się z tym pogodzić, jesteś strasznie wrażliwy! Ona nic sobie nie zrobiła, nie stoczyła się na samo dno. Po prostu żywi urazę do ludzi, a ty dalej tego nie dostrzegasz!
- Laura... - Nie wiedział co powiedzieć, po raz pierwszy uniosłam na niego głos w ten sposób.
- To moja wina... dlaczego Ci nie przerwałam? Mogłam jakoś temu zapobiec...
- Przestań. To moja wina. Ja ją wyzywałem, poniżałem i docinałem co chwilę.
- Oboje nie wiedzieliście. - Rzekła Kiersey, która ni stąd ni zowąd pojawiła się obok nas. - Czasem słowa osoby z zewnątrz mogą być potężniejsze niż przyjaciela.

*Tym czasem u Mai*
Jak Kiersey śmiała!? Tylko ona o tym wiedziała! Charlie jej powiedział... co za... nie miałam już siły. Zerwałam się z reszty lekcji i poszłam do domu. Nie chciałam widzieć teraz nikogo...
To co powiedziała Laura tylko bardziej mnie wkurzyło. Niech nie myśli, że dam spokój Rossowi... teraz tym bardziej mam na niego ochotę. Nagle zadzwonił mój telefon. - Halo?
- Maia? Ross za godzinę kończy lekcje. Laura dziś wyszła wcześniej. - Odezwał się głos w słuchawce i się rozłączył. Uśmiechnęłam się, to była dobra okazja, aby wreszcie dopiąć swego. Udałam się pod szkołę i czekałam, aż blondyn wyjdzie... on jest jak wyrwana kartka z pamiętnika... kiedyś był mój i tworzył całość, jednak ktoś go wyrwał i uciekał ode mnie cały czas... nastał ten dzień kiedy znów go wkleję na jego miejsce. Kiedyś na planie się pocałowaliśmy. On niesamowicie całował, dlatego w tych sprawach musiał być lepszy... poszłam w miejsce niedaleko szkoły i zaczęłam płakać. Oczywiście grałam... dobroduszny Rossy od razu to usłyszał i podszedł do mnie.
- Maia? Co się stało? - Zapytał, uśmiechnęłam się w duchu.
- Zostaw mnie! - Krzyknęłam i odeszłam szybkim krokiem, nie musiałam się oglądać, żeby wiedzieć, że blondyn idzie za mną. Śmiałam się z niego w duchu, ale przyspieszyłam kroku. Kierowałam się do mojego sekretnego miejsca, które odwiedzałam codziennie z tatą. Była to mała łąka z każdej strony otoczona drzewami. Można by powiedzieć, że to kilka arów wolnego miejsca w lasku. Trzeba się namęczyć, aby je odnaleźć, bo tata mi kiedyś powiedział, że znajdę to miejsce tylko wtedy kiedy ono będzie chciało, abym ja je znalazła. Wierzyłam w magię tego małego fragmentu, zawsze przychodziłam tu po szkole, aby powspominać. Usiadłam na pniu, który zawsze tam był, właściwie były tam dwa. Przypomniałam sobie ostatnie słowa ojca, które wypowiedział w tym miejscu. "Nie bój się płaczu, czasami w każdym coś pęka." Od czasu śmierci rodziców przychodziłam tu dzień w dzień i płakałam, nie bałam się tego, nie wstydziłam się... miałam prawo. Nikt mi nie zabroni być słabą, nie zawsze muszę być silna. Wreszcie z przemyśleń wyrwał mnie głos Rossa, no ileż można było na niego czekać? Siedziałam z zakrytą twarzą w dłoniach, smutnej nie musiałam udawać, każde wspomnienie rodziców sprawiało, że chciało mi się płakać.
- Maia co jest? - Zapytał z troską.
- Odejdź stąd. Jakim prawem wparowałeś w moje prywatne miejsce? W moje miejsce, jedyne, które pozwala mi uwolnić się od szkoły, od Ciebie, Laury i od tej pieprzonej rzeczywistości! Dlaczego każde z was mi to robi?! - Krzyczałam na niego i okładałam pięściami, ale ten złapał mnie za ręce i przytulił do siebie, mocno. Nabrał się debil... wtuliłam się w niego z udawaną czułością i spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich nadzieję... dla mnie. Jednak szybko odtrąciłam od siebie tą myśl.
- Spokojnie Maia, nikt Cię nie chce skrzywdzić. - Mówił cały czas swoim kojącym głosem. - Może chodźmy do mnie, tam coś zjesz i się napijesz, a potem pogadamy? Tylko proszę nie mocz mi już mojej ulubionej koszulki. - Powiedział pół żartem, pół serio. Poszliśmy do niego do domu, było pusto. - Moja rodzinka wyjechała na tydzień na Karaiby i mnie zostawili samego. - Udawał, że posmutniał. - Ale mam całą chatę dla siebie. - Uśmiechnął się promiennie i poszedł do kuchni, a ja za nim. - Co chcesz? Od wyboru do koloru?
- Będziesz gotował? Jeśli tak to ja już dzwonię po pizzę. - Zaśmiałam się, a ten w zemście posypał mnie mąką.
- Robimy naleśniki. - Oznajmił i palcem od mąki dotknął mi nosa.
- Osz ty... - Rzekłam i  wzięłam garść mąki oraz posypałam go od włosów po nogi. Dotknął rękoma swojej blond czupryny.
- Nie... moje piękne włosy! Coś ty im zrobiła! Myłem je dzisiaj, jak będę je tak co chwilę mył to mi się zniszczą.
- No tak... i wrócisz może w końcu do swojego naturalnego koloru.
- Ale to jest mój naturalny blond! - Upierał się.
- Jasne, a te odrosty to takie ubarwienie. - Kiwnął głową z uśmieszkiem. - No pewnie Rossy... - Cały czas udawałam przyjaźń do niego. - Masz tu coś do picia?
- W szafie powinno być, w salonie. Rodzeństwo za żadne skarby nie pozwalali mi tego otwierać, ale teraz dali mi wolną rękę. - Rzekł, a ja ruszyłam we wskazane przez blondaska miejsce. Otworzyłam pierwszą szafkę i zobaczyłam w niej same najlepsze wina, a ja się na tym znałam. Mój ojciec był winiarzem [czy jak się nazywa ten co wina robi :D ~ Od aut.], więc coś tam wiedziałam. Napoje były poukładane rocznikami.
- Masz tu niezły zestaw. Co powiesz na 45? - Zaoferowałam, a ten krzyknął tylko krótkie "tak" i zaraz wzięłam dwie lampki, oraz nalałam nam trochę wina. Ross zaraz wrócił z naleśnikami.
- Cóż... najlepsze połączenie to nie jest, ale innych alkoholów tutaj nie ma... to znaczy są, ale w szafce zamkniętej na klucz. - Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Po około 2 butelce zauważyliśmy, że głębiej ma schowane whiskey. No więc tak trochę wzięliśmy, ale tylko ociupinkę... jeśli zaliczyć w to kolejne 2 butelki. W końcu zaprosiliśmy tu całe osiedle, na szczęście Laura była zajęta i nie mogła przyjść. Ross był z tego powodu trochę przygaszony, ale jego zapał na tą imprezę nie zgasł. Cóż osób było około 20 i po kilkunastych nieudanych próbach wreszcie otworzyliśmy szafkę z wódką. Ci to mieli dobry zapas... a Rossiu będzie musiał to odkupić zanim jego rodzeństwo wróci. Zabawa trwała w najlepsze od około 3 godzin, a  to był dopiero początek. Nie piłam za dużo, aby nie stracić tej trzeźwości zbytnio. W końcu Ross ledwo się trzymał na nogach, postanowiłam działać.
- Hej Rossy. Ta balanga wyszła Ci nieźle. - Rzekłam uśmiechnięta.
- Wiem. Jak coś robić to na sto procent. - Zaśmialiśmy się.
- Ale wiesz... nie wyglądasz na zbyt trzeźwego może zaniosę Cię już do pokoju i wywalę gości? - Zgodził się i powoli wchodziliśmy po schodach, ciężko było, ale dało radę. - Zdejmij ciuchy, zaraz wrócę. - Zeszłam szybko na dół i wywaliłam wszystkich. Nie było ciężko, w końcu wróciłam do blondaska, który był w samych bokserkach. "Aż się prosisz." Pomyślałam i zmierzyłam go wzrokiem.
- Aż taki... seksowny jestem? - Rzekł ledwo.
- No trochę. - Zaśmiałam się i podeszłam do niego. - Kładź się spać. Jest już późno.
- Jakie... późno. Ja tam... jeszcze... wytrzymam. - Oznajmił.
- Spokojnie Rossiaczku, mam dla Ciebie coś specjalnego. - Powiedziałam i zbliżyłam się do niego na wystarczająco bliską odległość oraz rzuciłam go na łóżko i usiadłam na nim okrakiem.
- Podoba mi... się to coś... - Rzekł z łobuzerskim uśmieszkiem, a ja go pocałowałam w usta, odwzajemnił to. Trzeźwy nigdy, by tego nie zrobił. W końcu pozbawił mnie bluzki i spodni... ta noc zapowiadała się ciekawie...
_____________________________________________
Dam dam daaaam! Ross i Maia spędzili razem upojną noc... no i wszystko teraz zacznie się jebać. W 3 części dowiemy się kto pomagał Mai oraz postaramy się naprawić feralny błąd Rossyego. Nic nie obiecuję.
[Nie zabijaj Żelko Jadku!]

wtorek, 20 maja 2014

One Shot o Rossie, Laurze i Mai cz. I

Ten one-shot jest podzielony na 3 części, gdyż jest w chuj długi :D Zapraszam do czytania... :3
__________________________________________________________
Krótkie streszczenie: Ross i Lau są parą, ale w ich życiu pojawia się osoba, która zazdrości im szczęścia. Chce zabawić się Rossem i przy okazji rozwalić ten szczęśliwy związek. Knuje niecną intrygę, którą wprowadza w życie, Ross daje się nabrać. Teraz nasuwa się kilka istotnych pytań: Kim jest ta osoba? Co ona chce zrobić? Jaki jest jej plan i jakie są przyczyny zachowania tej osoby? I czy Raura zwycięży? Tego dowiecie się czytając nowego one shota.
___________________________________________________________

Siedziałem na lekcji biologii i notowałem to co nauczycielka kazała. Obok mnie siedziała piękna brunetka, którą kochałem nad życie. Nagle rozległ się dzwonek. - Dobrze dzieci, to tyle na dziś. Jutro dokończymy notatki. Możecie iść. - Każdy się spakował i wyszedł.
- Co następne Lau? - Zapytałem dziewczyny, ona pomyślała chwilę.
- Chemia. - Powiedziała ze znużeniem. - Nienawidzę poniedziałków, wolę środy.
- A ja kocham każdą chwilę spędzoną z tobą. - Chociaż Laura miała rację, dzisiaj mieliśmy biologię, chemię, matmę, matmę i potem fizykę. Na koniec tylko dwie lekcje wf'u. Wolałem o wiele bardziej humanistyczne przedmioty, no ale nic nie mogłem zrobić. Po lekcjach zawsze z moją dziewczyną szliśmy na dodatkowe zajęcia z muzyki, więc mieliśmy odskocznię od rzeczywistości. Chciałem związać swoje życie z muzyką odkąd nauczyłem się mówić i udało się... 4 lata temu założyliśmy z rodzeństwem i przyjacielem zespół R5. Laura była naszą wielką fanką. 3 lata temu wygrałem casting do serialu Austin i Ally, a całkiem niedawno wyszedł nowy film Teen Beach Movie, w którym zagrałem główną rolę. Część obsady chodziła ze mną do szkoły, także Maia Mitchell, która niezbyt mnie lubiła... mnie, a może raczej moją ukochaną. Zawsze była zazdrosna, bo jej się spodobałem. Na początku nie wiedziała, że jestem zajęty i do mnie zarywała, choć ja nic nie zauważałem, byłem zainteresowany tylko Laurą. Po tym jak brunetka raz przyszła na plan to Maia przestała ze mną rozmawiać poza planem. Oczywiście od razu po skończeniu kręcenia filmu dziewczyna znów zaczynała do mnie zarywać mimo, że spławiałem ją za każdym razem.
W pewnej chwili spotkałem Grace, która też grała w TBM, udawała, że mnie kocha, ale w prawdziwym świecie byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Od razu polubiła Laurę. - Hej Grace! - Pomachałem jej, a ona podeszła do nas i uściskała się z Laurą. - Co tam?
- Uggh... mam dziś prawie same ścisłe, gdyby nie ten Angielski na koniec i dodatkowe muzyczne chyba bym oszalała.
- Masz podobny plan do nas. Współczuję. - Zaśmiała się ukochana, dopiero teraz zauważyłem, że byliśmy pod naszymi szafkami. - No, ale przynajmniej widzimy się na muzyce. Podobno Pani Jones chce wystawić jakiś nowy musical. Wiecie może jaki? - Wszyscy pokiwali przecząco głową. - Dowiemy się dziś. Ja na pewno biorę udział w castingu. A ty Ross?
- Ja chyba nie... - Zdziwiła je moja odpowiedź. - Jak Maia się dowie, że biorę udział w przesłuchaniu pewnie też się zapisze. Nie chcę jej na razie widzieć. - Dziewczyny przyznały mi rację.
- No cóż... jeśli wystawią High School Musical to ja chcę  być Gabriellą. - Rozmarzyła się Lau.
- Na pewno będziesz. - Pocałowałem ją w policzek.
- Jesteście tacy uroczy! - Oznajmiła Grace, a my się zaśmialiśmy i wtedy nadszedł koniec sielanki... rozległ się dzwonek na lekcje. - Do zobaczenia na przerwie! - Oznajmiła szatynka i pomachała nam idąc w stronę klasy, my również ruszyliśmy w swoją stronę. Cały czas na chemii siedzieliśmy cicho, może poza tym, że rozmawialiśmy ze sobą zamiast skupić się na lekcji.
- Ross Lynch! - Powiedziała nauczycielka. - Wstań proszę i powiedz mi jaki jest wzór siarczanu VI żelaza III. - Wstałem, więc i chwilę się zastanowiłem... zaraz na tej lekcji akurat nie było Lau i słuchałem co mówi nauczycielka!
- To jest Fe2(SO4)3 proszę Panią. - Rzekłem z uśmiechem, a ta patrzyła na mnie w osłupieniu.
- Usiądź młodzieńcze. - Oznajmiła i usiadłem w spokoju.
Lekcje mijały długo, aż wreszcie nastąpił dzwonek na zajęcia, na które czekałem cały dzień! Muzyka... od razu udałem się do sali. Razem z Lau byliśmy pierwsi, już po kilku minutach zebraliśmy się wszyscy.
- Dobrze moi drodzy! Jak zapewne wiecie w naszej szkole niedługo będzie wystawiany musical, ale pewnie nie wiecie jaki... no to ja was uświadomię. Wystawiamy High School Musical 2, ponieważ 1 była w zeszłym roku. - Pamiętałem to... wyszło niesamowicie! - Tym razem jest jeszcze jedna niespodzianka... tym razem przedstawienie odbędzie się w pobliskim teatrze i zaproszony na nie zostanie Prezydent tych tutaj Stanów Zjednoczonych. - Wszyscy stali nieźle zdziwieni, nawet my. Barack Obama? Na naszym przedstawieniu... chyba po raz pierwszy dopadła mnie trema. - Castingi rozpoczną się jutro! Zapraszam. - Rzekła z uśmiechem i wreszcie zaczęliśmy robić to co zwykle... śpiewać, grać, itd. - Ross, Laura. Mieliście przygotować na dziś jakąś piosenkę. - Kiwnęliśmy głową i weszliśmy na scenę.
[od aut. Specjalnie wybrałam Polską piosenkę żebyście się nie trudzili z tłumaczeniem xD]
Ross:
Chciałbym być przy Tobie
Dlaczego? Nie wiem sam.
Przytulić Cię, powiedzieć
komplement może dwa.
Dlaczego jest tak trudno
zamienić parę słów,
spojrzeć w Twoje oczy,
uśmiechnąć się i móc...

Laura:
Teraz żyć tą chwilą,
myśli złe przeminą.
Tak, ja wiem.
Nie jest łatwo lecz,
miłość w swoim sercu ma
i Ty to wiesz, że tu i teraz
miłość ma moc, ona wybiera.
To taka siła, którą w sobie masz.
Ona naszemu życiu daje blask.
Bez niej nie byłoby nas
(bez niej nie byłoby nas)
Bez nie istniał by świat
(bez niej nie istniał by świat)

Ross:
Wciąż chcę być przy tobie,
dlaczego? Nie wiem sam.
Przytulam Cię i mówię
komplement albo dwa.
Choć tyle lat minęło
i tyle padło słów.
Spoglądam w Twoje oczy,
uśmiecham się i znów...

Laura:
Mogę żyć tą chwilą
Myśli złe... przeminą...
Popatrz jak teraz łatwo jest
Gdy miłość w naszych sercach trwa
I ty to wiesz, że tu i teraz
miłość ma moc, ona wybiera.
To taka siła, którą w sobie masz.
Ona naszemu życiu daje blask.
Bez niej nie byłoby nas
(bez niej nie byłoby nas)
Bez nie istniał by świat
(bez niej nie istniał by świat)

Razem:
I ty to wiesz, że tu i teraz
miłość ma moc, ona wybiera
To taka siła, którą w sobie masz.
Ona naszemu życiu daje blask.
Bez niej nie byłoby nas
(bez niej nie byłoby nas)
Bez niej nie byłoby nas
Bez niej nie byłoby nas
Bez niej nie istniał by świat
(bez niej nie byłoby nas)
Bez niej nie byłoby nas*

Wszyscy zaczęli klaskać kiedy skończyliśmy, wszyscy prócz Mai. Ja naprawdę nie rozumiałem tej kobiety! Niby jest starsza ode mnie, ale jest bardziej dziecinna. - Lauruś. - Powiedziałem do niej. - Postanowiłem, że wystartuję w przesłuchaniu do przedstawienia. - Dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
- Co się stało, że zmieniłeś zdanie?
- Po prostu wiem, że pokonasz Maię w castingu i będziemy mogli grać razem. - Uśmiechnęliśmy się równo i namiętnie pocałowaliśmy. Wszyscy powiedzieli "awwww". Zaśmiałem się w duchu... kochałem Laurę i chciałem, aby Maia wreszcie dała nam spokój. Chciałem wreszcie być szczęśliwy...
Następnego dnia mieliśmy odwołane lekcje, ponieważ cała szkoła szła do kina. Laura przez cały czas wydawała się zamyślona. - Hej Lauruś... coś się stało? - Ocknęła się.
- Nie... tylko tak sobie teraz myślałam i doszłam do wniosku, że... jesteś grzybkiem. Moim grzybkiem. - Powiedziała z uśmiechem.
- Co? - Ledwo wytrzymywałem ze śmiechu.
- Pamiętasz ten wywiad? "Jesteś grzybkiem, mój przyjacielu". - Laura tyknęła mnie łokciem i wtedy sobie przypomniałem i wybuchłem niepohamowanym śmiechem, wszyscy się na nas spojrzeli jak na idiotów... nie pierwszy raz i nie ostatni. Normalnie się popłakałem z tego wszystkiego... uspokoiłem się dopiero przed kinem. W wywiadzie też prawie tak zareagowałem, ale trochę się hamowałem. Wreszcie weszliśmy do budynku... mieliśmy iść na... w sumie nie pamiętałem jaki film. Wreszcie weszliśmy do sali, reklamy nie trwały długo i pojawił się tytuł "Mortal Instruments - City Of Bones"... ahh czyli to ten nowy film. Ekranizacja bestsellera Cassandry Clare.
Po filmie rozpoczęły się przesłuchania. Starałem się o rolę Troy'a, a moja Lau o Gabriellę. Poszło nam niesamowicie! Teraz tylko, aby Pani Jones nie wybrała Mai. Wiem, że ona zrobi wszystko, aby nas skłócić. Po około 30 minutach już wszyscy chętni byli przesłuchani. - Chodźcie tu wszyscy! - Rzekła nauczycielka muzyki, jak prosiła tak się stało. Staliśmy w szeregu. - Wyniki castingu ogłoszę jutro, będą na tablicach w holah A, B i C, oraz na drzwiach od tej sali. A teraz do widzenia wszystkim. - Pożegnała nas jak zawsze z uśmiechem.
- Jak myślisz kto wygra? - Spytałem się dziewczyny.
- Grace też startowała do roli Gabrielli. Może ona? Wolałabym żebyś całował się z nią niż z Maią.
- Na pewno ty wygrasz. - Powiedziała szatynka, która do nas właśnie doszła.
- Aj tam przesadzasz, wcale nie byłam, aż taka dobra. - Odparłam.
- Każdy ma szansę. Tak to ujmę. - Oznajmiłem.

*Tymczasem u Laury*
Tego dnia miały być ogłoszone wyniki. Brzuch mnie bolał, kręciło mi się w głowie i ogółem czułam się słabo, ale to tylko z tych nerwów. Bałam się zobaczyć, że główną role mają Maia i Ross. Wreszcie około godziny 7:40 mój ukochany już u mnie był. - Laura co ci jest? - Spytał pełen troski.
- To tylko nerwy grzybku. - Pocałowałam go w policzek, wzięłam torbę i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Dotarliśmy do szkoły idealnie o 8, więc musieliśmy iść na lekcję. Pani Jones powinna wywiesić wyniki na długiej przerwie...
Lekcje mijały szybko, ale coś na piątej poszło nie tak. Zrobiło mi się niedobrze. - Przepraszam. - Zgłosiłam się do nauczycielki. - Mogę iść do toalety? - Zgodziła się pewnie ze względu na mój wygląd. Ross cały czas patrzył na mnie zmartwiony. Poszłam szybko do kabiny i zwróciłam całe swoje śniadanie... super teraz musiałam sobie coś kupić do jedzenia, bo na momencie zgłodniałam, ale było mi tak słabo, że nie miałam już siły się podnieść. Powoli przed oczami robiło mi się ciemno... przed straceniem przytomności usłyszałam tylko głos Rossa, który mnie woła. Nie umiałam odpowiedzieć.... wreszcie nie kontaktowałam już z rzeczywistością.
Obudziłam się po... nie wiedziałam kiedy, ale leżałam w szpitalu, czułam to po zapachu. Ktoś ściskał moją rękę, otworzyłam lekko oczy, aby przyzwyczaić się do światła. Odwróciłam się w stronę, w której moja dłoń była trzymana. Tak jak myślałam był to Rossy, spał. Strasznie słodko zresztą. Chciałam usiąść tak, aby go nie obudzić, ale najmniejszy mój ruch sprawił, że blondasek się obudził.
- Laura! Nie rób mi tego więcej błagam Cię! - Uściskał mnie jakby ostatnio widział mnie rok temu.
- Spokojnie Rossy. Już czuję się lepiej mój grzybku. - Poczochrałam go po włosach i uśmiechnęłam się. Ten pocałował mnie w czoło.
- Wystraszyłem się jak ujrzałem Cię nieprzytomną w toalecie.
- Ile tu leżę? - Spytałam.
- Około dwóch godzin. Nie martw się, Pani Jones postanowiła ogłosić wyniki jutro, jeżeli przyjdziesz do szkoły. Sama zadzwoniła po karetkę... ja nie mogłem nic zrobić. - Zacisnął oczy. - Sparaliżował mnie twój widok. Przepraszam.
- Rossy to nie twoja wina. Ja sama pewnie bym zemdlała, widząc Ciebie w takim stanie kotku. - Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Wtedy na salę wszedł lekarz.
- Widzę, że się Pani obudziła, Pani... Marano. - Rzekł doktor.
- Wiadomo już co to było? - Zapytał mój kochany blondasek.
- Tak. Silny stres jeszcze spotęgowany słabą trucizną. Na szczęście Pani organizm odrzucił to co dostał i nie musieliśmy robić płukania żołądka.
- Zaraz... ktoś chciał mnie otruć? Jak?
- Sposoby mogą być różne, policja prowadzi już śledztwo. Proszę się nie martwić, zaraz zajmę się wypisem Pani, ponieważ wszystko wróciło do normy. - Kiwnęłam tylko głową, a lekarz wyszedł.
- Maia... zabiję ją. - Szepnął mój grzybek.
- Nie Ross... nie mamy pewności.
- A kto inny?! To tylko ona mogła zrobić. Ale jak! Ona nawet się do Ciebie nie zbliżała! - Chłopak zaczął się zastanawiać...
- Rossiaczku nie myśl tyle, bo ci się główka przegrzeje. - Odparłam z uśmiechem. - Zostawmy to policji. Proszę. - Kiwnął tylko głową i wtedy wrócił ten sam mężczyzna co wtedy.
- Oto Pani zwolnienie. Życzę zdrowia. - Rzekł tylko i wyszedł, ja wstałam z łóżka. Oczywiście blondwłosy grzybek upierał się, aby mnie odprowadzić.
Następnego dnia wróciłam do szkoły. - Ross... jedno mnie dziwi. - Spojrzał na mnie. - Gdzie są do cholery Raini i Calum? Nie widziałam ich chyba od wieków...
- Nie wiem. Dzwoniłem do nich jak byłem w szpitalu, ale nie odbierali. - Wzruszyłam ramionami i pomyślałam co dziś mamy jako pierwsze.
- Jupi! Nareszcie mamy dziś dwa razy zajęcia muzyczne! - Ucieszyłam się, nagle rozbrzmiał dzwonek i razem z Rossem udaliśmy się do klasy.
- Laura! Jak dobrze, że nic Ci nie jest słońce! - Pani Jones na wejściu mnie przytuliła, często traktowała mnie jak córkę.
- Wszystko dobrze proszę Pani... a teraz może Pani ogłosić wyniki? Cały wczorajszy dzień się denerwowałam.
- Pewnie kochanie, niech tylko wszyscy przyjdą do klasy. - Zajęcia muzyczne były możliwe do wyboru jakie jedne z dwóch. Był jeszcze do wyboru jakiś ścisły przedmiot... informatyka! Ja jednak chciałam mieć związek z muzyką, przez całe życie. Grace Phipps, Maia Mitchell, Kiersey Clemons i Raini Rodriguez... te osoby z grupy znałam najlepiej. W ostatniej chwili Raini wreszcie pojawiła się w sali.
- Laura kochana! - Uściskałyśmy się. - Wybacz, że mnie nie było te kilka dni. Nie umiem tego wytłumaczyć. Przpraszam, że Ci nie pomogłam kiedy miałaś problemy skarbie.
- Nic się nie stało kochana.
- Dobrze, a więc oto wyniki przesłuchania do High School Musical 2. Troy - Ross Lynch, Kelsi - Kiersey Clemons, Chad - Michael Jonson, Ryan - Nathan Blue, Gabriella - Laura Marano, Sharpay Evans - Maia Mitchell. - Ucieszyłam się razem Rossem i Raini. W sumie szatyn, który miał grać kumpla Troya nie był zły. Chodził z nami do klasy i nie wydawał się jakiś chory psychicznie jak reszta tej zgrai, ale i tak ich kochałam jak własną rodzinę.

___________________________________
* Jeremi - Bez Niej Nie Byłoby Nas
Dlaczego akurat wybrałam tą piosenkę? [Poza tym, że autor nieźle śpiewa i jest nawet niezły... if you know what i mean 3:)] Podoba mi się jak opisuje uczucie bez, którego nie można by żyć, które połączyło tą dwójkę i które trzeba nieustannie pielęgnować, aby trwało całe życie.
Dobra koniec tych ckliwych tekstów :D pewnie będziecie mieć pretensje czemu tak mało się dzieje, ale spokojnie. W 2 części będą praktycznie same intrygi. Ross się zagubi, nie będzie wiedział co ma robić. Ma zdradzić poważny sekret, czy może dalej okłamywać bliskich?

Badum tss... co się stanie? Co takiego zrobi Ross? Kto za tym wszystkim stoi? Tego dowiecie się w części number 2, która nwm kiedy będzie bo w piątek już oddajemy laptop cioci :'(

sobota, 17 maja 2014

One shot o R5 i Lau

Od razu mówię, że Ross i Lau będą tylko przyjaciółmi :) Życzę miłego czytania.


Jestem Laura, mam 19 lat i mieszkam w LA. Na ogół jestem grzeczną dziewczynką, kończę liceum ze świadectwem z paskiem, oczywiście zachowanie wzorowe...
Nie wróć coś tu nie gra. Znaczy mam na imię Laura, wiek też się zgadza... ale coś tu jest nie tak, grzeczna to ja, aż tak nie jestem, a oceny... może nie ciągnę się na samych dwójach, ale paska też nie ma... to przez tą pieprzoną tróję z historii, wredna baba. Zasługiwałam na 4, ale ona mnie nie lubi. Zachowanie mam dobre, więc o pasku mogę pomarzyć. - Laura Marano! - Wywołał mnie dyrektor, ja podeszłam i z uśmiechem uścisnęłam dłoń gronie pedagogicznemu, oraz komu tam było trzeba, chwilę po tym byłam już przy grupce moich przyjaciół.
- Jebana baba od histy... - Mruknęłam, a zaraz potem ktoś mnie objął.
- Spokojnie Lau, pocieszające jest to, że już jej nigdy nie spotkasz. - Powiedział blondyn.
- Racja i modlę się, aby ona już nigdy nie dostała wychowawstwa w żadnej klasie. - Zaśmiałam się. - W sumie to będzie problem tamtych, nie nasz. - Rzekłam, a ten się uśmiechnął. Po nudnej przemowie dyrektora udaliśmy się do klas, pożegnaliśmy się z tymi, których już nie zobaczymy... poszło kilka łez, nie powiem... ale wiem, że teraz otwierają nam się nowe drzwi i trzeba iść zanim się zamkną.
- Idziemy gdzieś dzisiaj? - Zagadnęła Raini, to był dobry pomysł.
- Ja chętnie, a wy chłopacy? - Powiedziałam z entuzjazmem.
- Może kino? - Zaoferował Calum.
- Sory ludzie ja nie mogę mam próbę z zespołem i... - Przerwał bo zrobiłam słodkie oczka. - Laura nie patrz tak na mnie proszę. - Powiedział załamany, ale ja nie dawałam za wygraną. - To jaki film? - Odrzekł smutno, a na mojej twarzy zagościł triumfalny uśmiech.
- Nie tylko ty jesteś taki słodki Ross. - Rzekła Raini i przybiliśmy sobie piątki. Nagle rozdzwonił się mój dzwonek od telefonu, było to Loud - R5. Ross się uśmiechnął, a ja wytknęłam mu język i odebrałam jak gdyby nigdy nic, jakby to miał być normalny dzień z moimi nienormalnymi przyjaciółmi, jednak tak nie miało być, coś chciało mi zepsuć ten dzień, tak zwany pech, los, fatum, nieszczęście, albo przeznaczenie dla każdego coś dobrego...
- Laura wracaj do domu natychmiast. - Nie zdążyłam nawet westchnąć, a ona już się rozłączyła.
- Z planów nici. Mama dzwoniła, kazała mi wrócić. - Przyjaciele zrozumieli.
- Wy idźcie się bawić, ja odprowadzę Lau i wrócę do domu, może jeszcze Rydel mnie nie zabije. - Oznajmił i oddalił się ze mną na dostateczną odległość, aby przyjaciele nie mogli protestować. - Hej Lauruś wszystko okey? - Spytał, musiałam trochę słabo wyglądać.
- Tak... - Skłamałam, ale on nie pytał, po chwili już byliśmy u mnie, weszliśmy do domu, a tam wyglądało jakby nas okradli i to przynajmniej 10 razy.
- Laura, już jesteś! Jak dobrze, że nic Ci nie jest! Wyjeżdżamy i to już jutro, lot mamy wieczorem. Pakuj się, Ness jest już prawie gotowa... - Dalej nic nie słyszałam, docierały do mnie dźwięki, ale mój mózg ich nie przetwarzał, on się zatrzymał w rozumowaniu, oczy mi się zaszkliły, spojrzałam na Rossa, on pobladł i wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
- Nie. - Przerwałam mamie w połowie zdania, nie wiedziałam nawet co mówi. - Nigdzie nie jadę. Nie zostawię Rossa, Lynchów, ani Ell'a, Raini i Caluma.
- Laura ty chyba nie rozumiesz. Musimy wyjechać.
- Dobrze. Wyjadę, ale powiedz mi dlaczego mam opuścić mój mały raj.
- Po prostu nie podoba mi się z kim się zadajesz. - Rzekła stanowczo.
- Mamusiu z całym szacunkiem, ale czy Cię pojednało z naturą do końca? Jak z nieodpowiednimi... Ross, Riker, Rydel i bliźniaki przecież mi nic nie zrobią. Calum i Raini to moi przyjaciele od zawsze, tak jak wyżej wymieniony blondasek. Nie możesz mnie z nimi rozdzielić, są najlepszymi przyjaciółmi.
- Pakuj się i nie dyskutuj. - Rzekła oschle, a ja już nic nie powiedziałam tylko z zaszklonymi oczami poszłam do pokoju, blondyn razem ze mną. Usiadłam w kącie i zaczęłam płakać tak jak nigdy wcześniej. Ten podszedł do mnie i objął ramieniem, a ja zaczęłam płakać w jego koszulę.
- Nie chcę was zostawiać. - Powiedziałam po chwili milczenia, ciszę zagłuszało tylko moje wycie.
- Ja też nie chcę, abyś nas opuściła. Nie możesz czegoś zrobić? Przekonać twoich rodziców?
- Sam widziałeś, moja mama nie zmieni zdania, a ojca gdzieś wywiało i chuj wie gdzie jest.
- Musi być jakiś sposób. Na pewno da się coś zrobić.
- Nie da się... jutro wyjeżdżam.
- Nie możesz... ja nie potrafię żyć z myślą, że wyjedziesz. Nie możesz nas zostawić. - Mówił głosem pełnym wyrzutu, jakby to była moja wina.
- Teraz to moja wina? - Spojrzałam na niego.
- Nie rozumiesz, ja nie umiem żyć ze świadomością, że moja najlepsza przyjaciółka jest gdzieś tam na świecie, ale nie przy mnie, że jest nieszczęśliwa. - Dalej jego ton był pełen winy, do mnie.
- Mówisz to tak jakbym to ja podbiegła do mojej mamy i powiedziała "Hej! Wyprowadźmy się na drugi koniec świata!" - Odparłam. - Nie mam zamiaru tak z tobą rozmawiać. Ross najlepiej już wyjdź. - Rzekłam, a ten był zdziwiony, ale wypełnił moją prośbę, jak tylko wyszedł z pokoju położyłam się na łóżku, a kiedy usłyszałam jak żegna się z moją mamą znów zaczęłam płakać. Nagle do pokoju ktoś wszedł. - Kimkolwiek jesteś wyjdź, jeśli nie chcesz wylądować w szpitalu. - Powiedziałam groźnie, ale nie usłyszałam jakby ten ktoś się przeraził.
- Swoją siostrę straszysz? Oj Laura, Laura... - Zaśmiała się, a ja nie miałam ochoty gadać nawet z nią. Usiadła obok mnie na łóżku. - Co się stało? - No cóż jak mus, to mus...
- Pokłóciłam się z Rossem. Obwinia mnie o to, że mamy wyjechać, a to nie prawda. Wiesz może czemu mama podjęła taką decyzję? - Spytałam się siostry i zmieniłam pozycję na siedzącą.
- Powiedziała mi... ale prosiła, bym Ci nie mówiła. - Zrobiłam szczenięce oczka co z moim rozmytym makijażem mogło nie wyglądać zbyt słodko, ale wypadało zrozumieć. - No dobra! Powiem Ci tylko przestań, wyglądasz potwornie. - Za ten tekst moja siostra oberwała w łeb z poduszki. - No dobra. Mama chce się wyprowadzić, bo dowiedziała się czegoś istotnego o Raini. - Zdziwiłam się. Raini? Przecież ona była wspaniałą przyjaciółką! - Więc właśnie... dowiedziała się, że jej ojciec, razem z wujkiem i kilkoma innymi ludźmi tworzą pewien gang. Sprzedają oni narkotyki na światową skalę, oczywiście ona nic o tym nie wie i nawet nie zna prawdziwego zawodu swojego taty, ale mama mimo to boi się o Ciebie. W końcu może też Cię zacząć przekonywać, żebyś zaczęła brać. - Wsłuchiwałam się tego w osłupieniu. Ojciec Raini? Ten sam Pan Rodriguez?
- Nie wierzę...
- Mówię prawdę.
- Nie... nie wierzę, że ten sam promienny Pan Rodriguez mógłby należeć do gangu. Przecież on jest niesamowity...

*W tym samym czasie u Rossa*
Wróciłem smutny do domu dopiero po godzinie. Delly od razu zauważyła, że coś jest nie tak. - Hej bracie co jest? - Spytała pełna troski.
- Nic... - Spojrzała na mnie wymownie. - Pokłóciłem się z Lau. Jutro wyjeżdża, a ja zachowałem się jakbym ją obwiniał... ale to nie tak. Ja po prostu byłem w szoku. Zostawi nas, Raini, Caluma... wszystkich, całe swoje życie. Przez swoją matkę. - Wyjaśniłem jej, a ona od razu posmutniała.
- Może jej to wyjaśnij?
- Nie sądzę, aby chciała ze mną w ogóle rozmawiać. - Rydel chwilę pomyślała...
- Chłopacy! Zbiórka w salonie za 10 sekund! - Krzyknęła na cały dom i ruszyliśmy do salonu, gdzie siedziała już cała zgraja prócz Ell'a. - Co on znowu robi.
- Pójdę po niego. - Rzekł Rocky i już po chwili wrócił z drugim bliźniakiem.
- Tak więc wpadłam na genialny pomysł. Laura jutro wieczorem wyjeżdża i musimy jakoś ją godnie pożegnać. Tak więc wymyśliłam, że zagramy dla niej pożegnalny koncert. Wybierzcie piosenki, które najbardziej wam ją przypominają, ale też takie, które będą pasowały do sytuacji. Jasne? - Kiwnęliśmy głową na znak zrozumienia. - To do roboty! Mamy czas do jutra! Trzeba wszystko przygotować!
Następnego dnia wszystko było dopięte na ostatni guzik, wynajęliśmy klub, urządziliśmy go, sporządziliśmy listę piosenek, które zagramy. Znajdowały się na niej m.in. Pass Me By, Forget About You, One Last Dance, Love Me Like That i Say You'll Stay. - Delly! - Zawołałem za moją siostrą, a ta się odwróciła. - Jeszcze raz Ci dziękuję. - Przytuliłem ją mocno.
- Spoko. Nie zapominaj, że to też nasza przyjaciółka. - Uśmiechnąłem się i pobiegłem do Laury do domu. Chciałem już jej to wszystko pokazać. Miałem mało czasu, bo była 14.

*Tym czasem u Laury*
Nie widziałam Rossa od tej naszej kłótni. A niech go szlag, ta przyjaźń chyba nie była, aż tyle warta skoro on ma czelność mnie obwiniać o ten wyjazd i jeszcze się nie pożegnać. Teraz żałuję, że go poznałam. Byłam już prawie spakowana, choć było sporo czasu. Jeszcze 6 godzin do odlotu... musiałam się pożegnać z Calumem i Raini, oraz resztą Lynchów. Bardzo chciałam żeby teraz nie było Rossa w domu. Do willi R5 miałam kilka kroków, więc ruszyłam tam na początku. Zadzwoniłam dzwonkiem i otworzyła mi Delly. - Hej. Jest Ross? - Spytałam niepewnie.
- Nie teraz go nie ma, a co?
- To dobrze. Mogę wejść? - Blondynka bez problemów wpuściła mnie do domu. - Chciałam się z wami pożegnać. - Zaczęłam kiedy doszłam do salonu i zobaczyłam resztę zgrai.
- Ross już nam powiedział. - Rzekł Rocky, był smutny, zresztą tak jak inni.
- Przykro nam, że wyjeżdżasz. - Dodał Ell... oni serio byli jak bliźniacy.
- Mi też jest smutno, ale nic nie mogę zrobić. Gadałam z mamą, dyskutowałam, krzyczałam, płakałam, fochałam się i nic! - Opadłam na kanapę obok Rocky'ego, a ten objął mnie ramieniem.
- Będzie dobrze. - Próbował mnie pocieszać.
- Bez was nie może być dobrze. - Wszyscy tu obecni nagle powiedzieli takie "Awww". - Przestańcie. - Zaśmiałam się lekko. - Już wystarczy, że Rocky i Ell są jak bliźniaki. - Rzekłam z niewyraźnym uśmiechem, a ci tylko przybili sobie piątki. Nagle rozległ się dźwięk czyjejś komórki, Delly dostała sms'a.
- Eee... przykro mi, ale ja, Ell i Riker musimy gdzieś iść. Rocky się tobą zajmie. - Powiedziała szybko i wyprowadziła ich na zewnątrz. Zdziwiłam się lekko.
- Rocky... - Powiedziałam pieszczotliwie. - Wiesz może co oni planują? - Zrobiłam szczenięce oczka.
- Eee... n-nie... nie wiem. - Kłamał, uśmiechnęłam się w duchu i się nie poddawałam. - Nie powiem Ci za żadne skarby! - Rzekł pewnie i odwrócił się do mnie udając obrażonego i to poważnie.
- Rocky... hej... - Nic nie mówił, może jednak nie udawał? - No ej przestań się fochać. - Objęłam go od tyłu, a ten nic. Wiedziałam, że ja mu się podobam, choć on sam tego nigdy nie przyznał. - Rocky bardzo ładnie Cię proszę. - Szepnęłam mu do ucha. Czułam jak jego ciało się napina, nie chciałam go wykorzystać, ale nie lubiłam jak ktoś coś przede mną ukrywa.
- Dlaczego to robisz? - Spytał nagle.
- Ale co? - Zdziwiłam się w jednej chwili.
- Nie wiem skąd wiesz, może ktoś Ci powiedział, może to po mnie widać... ale ranisz mnie takim zachowaniem. - Powiedział, a ja osłupiałam. Miał rację... natychmiast go puściłam i usiadłam po drugiej stronie kanapy. Ten tylko wstał i wyszedł... wrócił dopiero po kilkudziesięciu minutach.
- Rocky... przepraszam. Nie chciałam Cię zranić. Nie wiem co ja zrobiłam. Wybaczysz mi? - Powiedziałam jak tylko go zobaczyłam, a ten się uśmiechnął.
- Nie mógłbym Cię stąd wypuścić, kiedy bylibyśmy pokłóceni. - Przytuliliśmy się. - Dobra już czas... - Po chwili dotarło do mnie, że chyba wreszcie dowiem się o co chodzi. Spojrzałam na zegarek... faktycznie, jest 16. Przesiedziałam tu 2 godziny! Wsiedliśmy do samochodu bruneta i ruszyliśmy w długą.
- Gdzie jedziemy? Daleko jeszcze? - Te i różne inne pytania zadawałam podczas całej podróży.
- Już. - Powiedział po około półgodzinnej jeździe. Wysiadł i otworzył mi drzwi, na co ja się uśmiechnęłam i pocałowałam w policzek.
- Będę tęsknić. - Rzekłam cicho i weszliśmy do środka. Tam było ciemno, aż nagle... światła się zapaliły i wszyscy krzyknęli "Niespodzianka!" aż mi się oczy zaszkliły. Zauważyłam, że Rocky zniknął z mojego pola widzenia, zauważyłam również scenę w klubie. Nagle rozbrzmiała muzyka... poznałam tą piosenkę od razu to była "Forget About You". Riker wszedł ze swoim melodyjnym głosem i kurtyna podniosła się, zobaczyłam cały zespół moich przyjaciół... nawet Rossa. W tej chwili już nie pamiętałam, o co się pokłóciliśmy. Po prostu byłam szczęśliwa. Nad sceną wisiał transparent "We'll miss You Laura". Zaśmiałam się, przypomniał mi się ostatni odcinek, pierwszego sezonu Austina i Ally. Szybko odnalazłam na imprezie Caluma i Raini. Nie pamiętałam tego co Ness mi mówiła, po prostu cieszyłam się, że mam takich wspaniałych przyjaciół. Nagle instrumenty ucichły. Piosenka się skończyła, chłopacy i Delly zaczęli się przygotowywać do następnej piosenki... już po chwili rozbrzmiała melodia do Say You'll Stay. Coś jednak zmienili... tym razem drugą zwrotkę zaśpiewał Rocky. Zaśmiałam się pod nosem i na dobre się rozpłakałam. Wtuliłam się w moich przyjaciół z planu.
Po godzinie wreszcie koncert się skończył i trwała zabawa w najlepsze, oczywiście bez alkoholu, musiałam być trzeźwa na wyjazd. - Laura! - Złapał mnie Ross od razu kiedy zszedł ze sceny, ja nic nie powiedziałam tylko go przytuliłam, ten natychmiast to odwzajemnił. - Przepraszam. - Rzekł z ulgą w głosie.
- Dziękuję za wszystko Ross.
- Wiedziałaś, że podobasz się Rockyemu? - Blondyn się zaśmiał, ja też.
- Już od jakiegoś czasu. - Z uśmiechem dołączyliśmy do wszystkich.
O godzinie 19 Rocky odwiózł mnie i Van prosto na lotnisko. Mama wiedziała, że dotrzemy na miejsce. Dojechaliśmy, Ness wyszła natychmiast i poleciała do mamy, natomiast mnie Rocky jeszcze zatrzymał.
- Wiesz, że Cię kocham? - Wyznał.
- Tak wiem. - Przytuliłam go i zamknęłam oczy. Siedzieliśmy w tym uścisku długo, aż w końcu się odkleiliśmy. Brunet jednak nie chciał zaprzestać na przytulaniu się, zbliżył swoją twarz do mojej, nie miałam siły teraz tego przerwać. Złamać mu serca kiedy wyjeżdżam. Poczucie winy nie dałoby mi spokoju. Pocałował mnie... odwzajemniłam to i kiedy się odczepiliśmy ten tylko dotknął mojego policzka. Nic nie mówił, ale ja z jego oczu wyczytałam, że mówią one "dziękuję". Wyszłam z samochodu i poszłam do mamy... chwilę później odlecieliśmy. Siedziałam sama, za moją rodzinką, więc mogłam spokojnie sobie wybuchnąć, gdyż obie słuchały muzyki. Zaczęłam cicho szlochać... ponieważ kiedy on mnie pocałował odwzajemniłam to nie dlatego, że nie chciałam łamać jego serca, tylko dlatego, że coś poczułam. To niesamowite uczucie, które sprawia, że nigdy już nie będę mogła żyć z dala od tej jedynej osoby. Tak zaczynało się moje nowe życie... ale nigdy nie będzie ono lepsze.
___________________________
Tak oto jest to mój pierwszy one shot dodany tu... jest on o R5 i Lau i Ness itd. ale jak widzicie jest wyjebany z kontekstu :3
Tak więc do napisania następnym razem kochani!